[b]Rz: Kobiety na stanowiskach często narzekają, że nie miały wsparcia ze strony koleżanek. Niekiedy twierdzą, że wręcz utrudniały im karierę. Czy to reguła?[/b]
Mary Daley Yerrick: Nie sądzę, by tak było w każdym przypadku, choć wiem, że czasem się zdarza. To dlatego, że wiele kobiet musiało w przeszłości walczyć, by przebić szklany sufit, co udawało się nielicznym. Mieliśmy więc często do czynienia z niefortunną, wzajemną konkurencją kobiet między sobą, zamiast współpracy. Teraz widać, że wraz z coraz większym udziałem kobiet w zarządach firm, ich pewność siebie rośnie. Wiedza, umiejętności kobiet coraz częściej są doceniane, więc będą miały coraz więcej szans na karierę. W pokoleniu „baby boom” (czyli 50 – 60 latków – „Rz”) już spora część kobiet zajmuje wysokie pozycje. I ważne jest by za jakiś czas, gdy będą przechodziły na emeryturę, miał je kto zastąpić. W przygotowaniu następczyń pomaga właśnie mentoring.
[b]Wiem, że chętnych do bycia mentorowanym nie brakuje, a jak jest z kandydatkami na mentorki?[/b]
Nasz międzynarodowy program prowadzimy w Waszyngtonie z pomocą Departamentu Stanu i magazynu „Fortune” oraz kobiet z jego listy najbardziej wpływowych kobiet biznesu. Wśród mentorek mamy Andreę Jung, szefową Avonu, Ann Moore kierującą do niedawna Time Inc, które poświęciły trzy tygodnie czasu, by pomóc młodym adeptkom. Przyjeżdżają one z całego świata do Waszyngtonu, gdzie najpierw uczą się na szkoleniach jak budować swoje wpływy, a potem przez trzy tygodnie są „cieniem” swej mentorki, towarzysząc jej we wszystkich służbowych obowiązkach. Zachęcamy, by kobiety z tego samego kursu, zwykle jest ich ok. 30 – utrzymywały ze sobą kontakt, budowały networking, co zwykle się udaje.
[b]Jakie są atuty kobiecego mentoringu?[/b]