– To nie jest zwykły skandal czy kolejna afera korupcyjna. To największe i najgłośniejsze śledztwo Narodowego Biura Antykorupcyjnego Ukrainy (NABU), odkąd zostało utworzone ponad dziesięć lat temu. Dla prezydenta Wołodymyra Zełenskiego to największe i najtrudniejsze wyzwanie po wojnie z Rosją – mówi „Rzeczpospolitej” ukraiński politolog Wołodymyr Fesenko.
Komentuje w ten sposób śledztwo ukraińskich służb antykorupcyjnych, które ujawniły defraudacje, nadużycia i łapówkarstwo na bardzo dużą skalę w sektorze energetycznym. Operacja służb pod kryptonimem „Midas” z pewnością przejdzie do najnowszej historii Ukrainy.
Korupcja w ukraińskim sektorze energetycznym. Przyjaciel prezydenta wśród podejrzanych
Chodzi o państwową spółkę Energoatom (której rada nadzorcza właśnie w całości została odwołana przez rząd), zarządzającą ukraińskimi elektrowniami jądrowymi i odpowiadającą za generację 60 proc. energii elektrycznej kraju. Według NABU grupa skorumpowanych urzędników, biznesmenów i polityków utworzyła tzw. szlaban, podnoszony wyłącznie dla kontrahentów spółki płacących łapówki. Współpraca z państwową korporacją energetyczną w warunkach wojny kosztowała (np. dostawców czy podwykonawców) 10–15 proc. wartości kontraktu, które trafiały do „pralni”. A ta mieściła się w centrum Kijowa i zajmowała się legalizacją pieniędzy pochodzących z łapówek oraz wyprowadzaniem ich z Ukrainy na zagraniczne rachunki bankowe.
Z podanych przez ukraińskie służby antykorupcyjne informacji wynika, że w ten sposób „wyprano” co najmniej 100 mln dolarów.