– Przez wiele lat jeździliście do Brukseli, do Strasburga. Kłamaliście na temat Polski, na temat Polaków. Namawialiście brukselskich urzędników, żeby zabrali Polakom pieniądze. Nie nam, Polakom. Wasi europosłowie: Biedroń, nie-Biedroń, Róża von Thun, coś tam po niemiecku, codziennie namiętnie kłamali na temat Polski i Polaków – mówił w styczniu z mównicy sejmowej minister edukacji i nauki Przemysław Czarnek. Za te słowa został ukarany w maju naganą przez Komisję Etyki Poselskiej, która uznała, że „szydzenie z jakiegokolwiek nazwiska jest głęboko nie na miejscu”.
To już nieaktualne. Jak ustaliliśmy, uchwała komisji została w lipcu uchylona przez Prezydium Sejmu, w którym większość ma marszałek Elżbieta Witek i jej zastępcy z PiS.
Czytaj więcej
Zdominowane przez PiS Prezydium Sejmu masowo uchyla nagany Komisji Etyki, nakładane na posłów tego klubu.
W rozmowie z „Rzeczpospolitą” minister edukacji nie ukrywa, że sam wystąpił do prezydium z odwołaniem od decyzji komisji. – Każdy poseł ma prawo napisać odwołanie, z czego skorzystałem – mówi. – Zdecydowałem się na to, bo karanie kogoś przez Komisję Etyki, w której większość ma opozycja, za to, że nie pamięta złożonego nazwiska w języku niemieckim, jest absurdem – dodaje. Chodzi o to, że pełne nazwisko europosłanki to Róża Maria Barbara Gräfin von Thun und Hohenstein.
To nie pierwszy raz, gdy minister unika kary Komisji Etyki. Podobnie było z naganą za głośne słowa o LGBT, że „ci ludzie nie są równi ludziom normalnym i skończmy z tą dyskusją”. Karę, nałożoną w 2020 roku, prezydium uchyliło niemal rok później. Obecnie z trzech kar nałożonych na Czarnka w tej kadencji przez komisję w mocy pozostaje więc tylko jedna, z 2021 roku, również za słowa o LGBT.