Miażdżące zwycięstwo kandydata niezależnego w przedterminowych wyborach w Stargardzie – Rafał Zając zdobył 87,57 proc. głosów – może sprawić, że 2018 nastąpi jeszcze większy odwrót od szyldów partyjnych. Kandydat PiS miał 10,68 proc., kandydatka PO – tylko 1,74 proc. To sprawi, że niezależni kandydaci poczują się jeszcze silniejsi. A Platforma – która w swoim przekazie mocno stawia na obronę samorządów – ma o czym myśleć.
Zwycięstwo Zająca
Skala zwycięstwa Zająca – wieloletniego współpracownika zmarłego prezydenta Pajora, wiceprezydenta Stargardu – zaskoczyła nawet jego sztabowców. – Spodziewaliśmy się wygranej w I turze, ale nie o takiej skali – mówi nam Zdzisław Rygiel, szef sztabu Rafała Zająca. – Te wyniki oznaczają, że mieszkańców mniej interesują szyldy partyjne, a bardziej człowiek – przyznaje Rafał Zając w rozmowie z „Rz". I między innymi dlatego kampanii w Stargardzie uważnie przyglądał się Ruch Samorządowy Bezpartyjni, którego jednym z liderów jest Piotr Krzystek, prezydent Szczecina. Bezpartyjni to luźna konfederacja niezależnych samorządowców, którzy jednak mają ogólnokrajowy przekaz. Jak mówi „Rz" Patryk Hałaczkiewicz, koordynator krajowy Bezpartyjnych: – Wynik pokazuje, że gdy ktoś ma mocne nazwisko, to partie nie mają szans.
Przegrana partii
Nad planami lokalnych samorządowców cały czas wisi pomysł wprowadzenia dwukadencyjności. W rozmowie z „Rz" dr Jarosław Flis przyznaje jednak, iż wyniki w Stargardzie pokazują, że nawet gdy incumbent (czyli osoba do tej pory sprawująca urząd) nie startuje, lokalne ugrupowania czy stowarzyszenia nie mają problemu z tym, by wystawić kandydata, który przekonująco wygra. Jak podkreśla: – To być może najważniejszy wniosek ogólnokrajowy po tych wyborach. Zdaniem Flisa drugim wnioskiem jest to, że nie opłaca się wystawiać drugiego kandydata lub kandydatki, gdy startuje już osoba o bardzo zbliżonym programie, przekonaniach i/lub biografii. – Platforma postawiła na kandydatkę partyjną, chociaż Zając w 2014 r. startował z list PO do sejmiku. To skończyło się upokarzającym wynikiem – mówi. Kandydatka PO – była posłanka Zofia Ławrynowicz – została przez centralę pozostawiona sama sobie. Schetyna nie odwiedził Stargardu ani razu.
W połączeniu ze startem silnego kandydata niezależnego skończyło się to wynikiem dużo gorszym niż rezultat samej Platformy w 2015 r., gdy partia Grzegorza Schetyny miała w mieście blisko 30 proc. poparcia. A lider Platformy zapowiadał pod koniec lutego, że PO w kampanii będzie w porozumieniu z partiami, niezależnymi samorządowcami, ruchami miejskimi „budować dobrą odpowiedź na złe państwo PiS".
Na tym tle PiS zbudował przynajmniej pozycję Rogowskiego, starosty stargardzkiego, który może wystartować w kolejnych wyborach z lepszą rozpoznawalnością. W kampanię z hasłem „Stargard Plus" partia zainwestowała niewiele – nie było wyjazdowego posiedzenia klubu ani wizyt Jarosława Kaczyńskiego – ale kandydat partii rządzącej osiągnął znacznie lepszy wynik niż Ławrynowicz.