Środa 2 lutego 2011 roku to jeden z najważniejszych dni w dziesięcioletniej historii Platformy Obywatelskiej. Wtedy odbył się słynny już zarząd partii i Grzegorz Schetyna usłyszał od Donalda Tuska jasną aluzję, że może podzielić los tych wszystkich polityków PO, którzy kwestionowali jego przywództwo. Czyli znaleźć się poza Platformą – jak Maciej Płażyński, Andrzej Olechowski, Zyta Gilowska, Paweł Piskorski, Jan Rokita. Ostra tyrada Tuska została wsparta gwałtowną krytyką ze strony kilku prominentnych polityków PO, którzy nie krępowali się w wylewaniu wszystkich swoich prawdziwych i wymyślonych naprędce pretensji pod adresem Schetyny.
Relacje są dość zgodne. Marszałek Sejmu był zaskoczony kanonadą. Można być pewnym, że spektakl był wyreżyserowany, a głosy rozpisane na role – choć ci, którzy atakowali, temu zaprzeczają.
Formalny powód ataku jest znany: słowa Grzegorza Schetyny o tym, że reakcja premiera na raport MAK była spóźniona. – Dzień wcześniej Donald wygrał sejmową debatę w tej sprawie. Dlaczego Schetyna nie wyjawił swoich wątpliwości wcześniej? Zrobił to celowo – mówi jeden z przeciwników marszałka Sejmu.
– Kto ci to, Grzesiu, wymyślił? – pytał na zarządzie Andrzej Biernat, szef regionu łódzkiego i prawa ręka Cezarego Grabarczyka. Czyli lidera „spółdzielni” – porozumienia kilkunastu platformerskich baronów, którzy z błogosławieństwem Tuska zabrali się do niszczenia Schetyny i jego frakcji. Biernat, zadając to pytanie, wbijał wzrok w Rafała Grupińskiego, szefa wielkopolskiej Platformy, od lat najbliższego współpracownika Schetyny. Człowieka uważanego za „mózg” frakcji marszałka Sejmu.
Grupiński w oczach ludzi ze „spółdzielni” wyrasta na złego ducha. To on ma być autorem demonicznego planu wymierzonego w przewodniczącego partii. „Spółdzielnia” wierzy, że przez słowa Schetyny o reakcji na raport MAK Platforma straciła kilkanaście procent poparcia. I że Schetyna gra nadal na osłabienie notowań partii, aby potem całą winę zrzucić na Tuska. Bo przecież on jako lider odpowiada za kondycję ugrupowania.
[srodtytul]Gra o piątki[/srodtytul]
Jest zresztą zabawne, że oskarżają Schetynę o to samo, co zarzucają Zbigniewowi Ziobrze jego przeciwnicy z PiS. Ziobro też rzekomo dąży do podważenia przywództwa Jarosława Kaczyńskiego przez dywersję wymierzoną w notowania PiS. – To bzdura. Nikomu w PO nie opłaca się osłabiać notowań, bo osłabiamy własne szanse na ponowne rządy. A chyba lepiej być w partii rządzącej niż opozycyjnej – zarzeka się poseł z otoczenia Schetyny. Odbija przy tym piłeczkę, twierdząc, że wina za gorsze notowania PO spada na Grabarczyka i bałagan na kolei.