Zagubiona lewica

Partie wywodzące się z tradycji socjaldemokratycznej mają jeszcze szanse na sukces, ale na razie trawią je sprzeczności i akty dezercji

Publikacja: 24.03.2012 00:01

Belg Elio di Rupo (u góry po lewej), Dunka Helle Thorning-Schmidt (u dołu po prawej) – nowi, niepewn

Belg Elio di Rupo (u góry po lewej), Dunka Helle Thorning-Schmidt (u dołu po prawej) – nowi, niepewni swej roli lewicowi premierzy

Foto: EFE

Podobno kryzys w Europie jest skutkiem rozwoju krwiożerczego kapitalizmu, rozregulowania rynków, samowoli bankierów i niewystarczającej opieki państwa nad biednymi. Jeśli tak, to ciekawe dlaczego w czasie tego kryzysu, zwłaszcza w ciągu ostatnich dwóch lat, europejskie partie lewicowe, które są przecież wrogami krwiożerczego kapitalizmu, chcą większej regulacji rynków, tępią samowolę bankierów i bardzo troszczą się o biednych – przegrywają wybory w kolejnych krajach? Pytanie nie jest złośliwe (może odrobinę?), ani retoryczne.

Na początek fakty. W 2009 roku niemiecka SPD osiągnęła najgorszy wynik wyborczy w historii Republiki Federalnej. Rok później lewica w Wielkiej Brytanii i Szwecji poniosły totalną klęskę (najgorsze rezultaty w wyborach od kilkudziesięciu lat). W Holandii powstał rząd prawicowy z dodatkiem populistów, na  Węgrzech prawica wzięła 2/3 miejsc w parlamencie. W 2011 roku sekwencja wydarzeń była podobnie niekorzystna dla lewicy: Irlandia, Estonia, Finlandia. W Portugalii socjaliści oddali władzę koalicji socjaldemokratyczno-prawicowej, w Hiszpanii konserwatyści wygrali, zdobywając największą przewagę w parlamencie, i to licząc wszystkie wybory demokratyczne od upadku Franco. W Polsce Donald Tusk, który deklaruje się jako konserwatywny liberał, otrzymał mandat na drugą kadencję jako pierwszy premier Polski od 1989 roku. Był taki moment w drugiej połowie 2011 roku, że z 27 krajów Unii Europejskiej lewica rządziła zaledwie w trzech: Grecji, Austrii i na Cyprze.

Bez młota na sztandarach

Od jakiegoś czasu postępowa ludzkość może czuć się lepiej. Na czele rządu w Belgii stoi Elio Di Rupo: nie dość, że socjalista, to jeszcze francuskojęzyczny, a na dodatek gej. W Danii koalicyjnym rządem lewicowym kieruje Helle Thorning-Schmidt, socjaldemokratka, pierwsza kobieta premier w historii kraju. Na Słowacji wybory wygrał socjalista Robert Fico. W serii wyborów regionalnych w Niemczech SPD i Zieloni zanotowali sukcesy. W kampanii przed kluczowymi dla Europy wyborami we Francji prowadzi kandydat socjalistów. Niewykluczone, że po latach klęsk lewica dojdzie do władzy w kilku kluczowych państwach Europy, co nie zmienia faktu, że jest to lewica niepewna siebie i rozdarta wewnętrznie.

Jak doszło do wyborczych klęsk socjaldemokratów? Na początku marca jeden z liderów Partii Pracy i były szef brytyjskiej dyplomacji David Milliband przedstawił w London School od Economics swoją interpretację kryzysu europejskiej lewicy w ostatnich latach. Zdaniem Millibanda lewica straciła trzy grupy wyborców.

Po pierwsze – klasę robotniczą. Trzeba przyznać, że jest to deklaracja równie oczywista, co niezwykle odważna. Milliband wypomina lewicy, że nie umiała poważnie potraktować problemu imigracji, dlatego tradycyjni wyborcy socjalistów odeszli od nich w kierunku ugrupowań populistycznych w rodzaju holenderskiej Partii Wolności. Ale to jest tylko wierzchołek góry lodowej. Lewica – o tym Milliband już w LSE nie przypominał – wyrzuciła pojęcie klasy robotniczej ze swojego słownika, po części ze względów obiektywnych – klasy robotniczej w rozumieniu grupy istniejącej jeszcze ćwierć wieku temu w Europie już nie ma. Jednak znacznie bardziej istotne były kompromisy ideowe i programowe, na które poszła lewica (nie tylko brytyjska, w Niemczech to samo robił kanclerz Schroeder, potem w Hiszpanii – Zapatero) w latach 90. Przykład Wielkiej Brytanii pod rządami Tony'ego Blaira jest tutaj kluczowy. Blair propagował tzw. trzecią drogę, czyli połączenie agresywnej wolnorynkowej praktyki gospodarczej i interwencji państwa poprzez programy socjalne i inwestycje w edukację, służbę zdrowia, pomoc społeczną. Wkrótce jednak okazało się, że „trzecia droga" nie istnieje, a istota rządów Blaira polegała w dużym stopniu na kontynuacji polityki thatcherowskiej i rozmywaniu jej w retoryce odwołującej się do „poczucia wspólnoty" i „solidarności społecznej". Pieniędzy na inwestycje, edukację, służbę zdrowia było ciągle mało, a programy pomocy społecznej stawały się okazją dla różnych grup społecznych do dojenia kasy państwowej. Blair pokazał nie tylko Brytyjczykom, ale też całemu światu, że europejska lewica może działać poza sferą wartości tradycyjnie z nią kojarzonych. Nie liczy się klasa robotnicza, ważna jest skuteczność i utrzymywanie władzy. Od czasu Blairowskiej „Cool Britannia" ewentualni wyborcy lewicy dowiedzieli się również, że „lewicowość" nie może polegać na majstrowaniu przy gospodarce i finansach – mechanizmy wolnorynkowe są najlepszym regulatorem.

Dostęp na ROK tylko za 79zł z Płatnościami powtarzalnymi BLIK

Jak zmienia się Polska, Europa i Świat? Wydarzenia, społeczeństwo, ekonomia i historia w jednym miejscu i na wyciągnięcie ręki.
Subskrybuj i bądź na bieżąco!
Plus Minus
Mariusz Cieślik: Po co wydano miliony na Polaka w kosmosie? Bareja znowu miał rację
Plus Minus
Bogusław Chrabota: Iran - raj w szponach starców
Plus Minus
Michał Szułdrzyński: AI myśli lepiej od nas, ale w jednym nie zastąpi człowieka
Plus Minus
„Big Brother” był rewolucją. Znów wszyscy oglądamy reality shows, ale w internecie
Plus Minus
Piotr Zaremba: Która demokracja jest uczciwsza: oparta na gazetach i tv czy z „bańkami”?