Amerykańska prawica odbija uniwersytety. Główna myśl: „osuszyć bagno”

Walka o uczelnie to jeden z elementów większego planu Donalda Trumpa, obejmującego również walkę z nielegalną imigracją oraz o reorientację polityki zagranicznej.

Publikacja: 20.06.2025 09:15

Uniwersytet Harvarda w ogniu walki z Donaldem Trumpem, który chce m.in. odebrać uczelni prawo przyjm

Uniwersytet Harvarda w ogniu walki z Donaldem Trumpem, który chce m.in. odebrać uczelni prawo przyjmowania studentów z wielu krajów. Na zdjęciu uroczystość wręczenia dyplomów 29 maja 2025 r., na birecie jednego z uczestników napis: „Ludzka godność dla każdego bez wyjątku”

Foto: Selcuk Acar/Anadolu via AFP

Narzekanie na kondycję uniwersytetu, zwłaszcza humanistyki, to stały element kultury późnonowoczesnego Zachodu. Dość wymienić takie głosy, jak „Umysł zamknięty” Allana Blooma (1987), „Uniwersytet w ruinie” Billa Readingsa (1996) czy – na gruncie polskim – „Hodowanie troglodytów” Piotra Nowaka (2014). Fundamentalny kontekst problemu stanowi splot szeroko rozumianej rewolucji kulturowej, symbolicznie kojarzonej z rokiem 1968, z neoliberalną odmianą kapitalizmu, która dokonywała ekspansji od lat 70. XX wieku i w wyniku zachodniego zwycięstwa w zimnej wojnie zdobyła dominację w skali światowej.

System, który panuje bezalternatywnie i nie musi sprostać żadnym wyzwaniom, jest bardziej podatny na uleganie patologiom. Dziś, w obliczu galopującej rewolucji technologicznej oraz narastających napięć geopolitycznych, czynników wpływających na kondycję uniwersytetu jest coraz więcej.

„Uniwersytety są wrogiem”. Dawny wykład J.D. Vance'a zyskuje popularność

2 listopada 2021 r. podczas Konferencji Narodowego Konserwatyzmu w Orlando na Florydzie J.D. Vance wygłosił odczyt pt. „The Universities are the Enemy” (Uniwersytety są wrogiem). Wykład zyskał na popularności, dopiero gdy Vance został wiceprezydentem. Jego tezy, poparte różnymi przykładami, są proste. Środowisko akademickie wymusza jednomyślność opartą na poprawności politycznej, zmuszając uczonych prowadzących niewygodne badania do wycofywania ich i przepraszania. Jest zideologizowane i przekazuje treści nastawiające studentów przeciwko własnemu społeczeństwu. Promuje feminizm, przekonując młode kobiety, że bezproduktywna praca biurowa jest lepsza niż życie rodzinne. Nade wszystko dzieli amerykańskie społeczeństwo, utrwalając mit, że ludzie z wyższym wykształceniem, przeznaczający spore pieniądze na uzyskanie go, są lepsi od większości Amerykanów, których nie stać na taką gonitwę. Efektem jest wielopoziomowa, wzajemna alienacja.

Czytaj więcej

Łukasz Niesiołowski-Spanò: Potrzebujemy wąskiej grupy elitarnych uczelni

Na zakończenie wykładu autor „Elegii dla bidoków” powołał się na słowa prezydenta Richarda Nixona, wypowiedziane w 1972 r. podczas rozmowy z sekretarzem stanu w jego administracji Henrym Kissingerem: „Prasa jest wrogiem. Establishment jest wrogiem. Profesorowie są wrogiem. Zapisz to na tablicy 100 razy i nigdy nie zapomnij”. Nie chodzi oczywiście o to, że wykształcenie uniwersyteckie jest złe samo w sobie. Chodzi o walkę z wrogiem ideologicznym, instytucjonalnym, specyficznie klasowym, stanowiącym część wielogłowej, złowrogiej „Maszyny” (jak nazywa to miliarder Peter Thiel zagrzewający do walki przeciw niej).

Jak wiadomo, atak Hamasu z 7 października 2023 r. oraz izraelska reakcja w postaci zniszczenia Gazy wywołały gwałtowne protesty i kontrprotesty na amerykańskich uniwersytetach. Po ponownym wyborze Donalda Trumpa na prezydenta konflikt uległ zaognieniu i nabrał nowego wymiaru. W efekcie wystąpień, eskalujących w kwietniu 2024 r. – jeszcze przed powrotem Trumpa – aresztowano ponad 3 tys. protestujących studentów. Z kolei w kwietniu obecnego roku Departament Stanu rozpoczął rewizję i wycofywanie wiz studenckich, co dotknęło ok. 1800 osób.

Gdy Uniwersytet Harvarda odmówił władzom federalnym zastosowania się do wytycznych w sprawie walki z antysemityzmem, 15 kwietnia administracja Trumpa ogłosiła wstrzymanie federalnego finansowania tej uczelni w wysokości 2,3 mld dol. 4 czerwca prezydent wydał zaś dwie proklamacje. Pierwsza z nich ogłasza ograniczenie bądź zupełną blokadę wjazdu do USA obywateli 19 państw (m.in. Erytrei, Haiti, Iranu, Kuby, Somalii, Turkmenistanu i Wenezueli). Druga dotyczy zagrożenia bezpieczeństwa narodowego na Harvardzie.

Czytaj więcej

Harvard broni się przed Donaldem Trumpem

Restrykcje są skierowane nie tylko przeciwko przybyszom z krajów muzułmańskich, lecz również z Chin. Wśród argumentów pojawiają się kontakty studentów z partią komunistyczną oraz ryzyko szpiegostwa – przemysłowego i nie tylko – na rzecz obcego imperium. Trudno nie odnieść wrażenia, że nowy rząd znalazł dobry pretekst, który umożliwia reorientację polityki edukacyjnej w celu rozwiązania rzeczywiście poważnych problemów.

Profesor Uniwersytetu Stanforda przekonuje: Wiedza rozwijana na uniwersytetach powinna być zgodna z racją stanu

Russell A. Berman to profesor z Uniwersytetu Stanforda, badacz kultury niemieckiej i literatury porównawczej, wieloletni redaktor legendarnego czasopisma „Telos” uprawiającego „teorię krytyczną współczesności”. Środowisko „Telosa” trudno uznać za wyznawców jakiejś ideologicznej ortodoksji. Na jego łamach można znaleźć głębokie analizy sytuacji, zdecydowane osądy oraz interwencje dotyczące historycznych i bieżących problemów politycznych. Do tego gatunku należą teksty opublikowane w 207. numerze pisma zebrane po specjalnym internetowym sympozjum. Wśród nich najmocniejszy, jeśli chodzi o diagnozy i proponowane rozwiązania, jest tekst Bermana „The Prospects for Higher Education after October 7” (Perspektywy szkolnictwa wyższego po 7 października), powstały w maju 2024 r.

Jego główna myśl brzmi: „osuszyć bagno” (drain the swamp). Berman wskazuje, że protesty propalestyńskie rozpoczęły się na najbardziej prestiżowych uczelniach w rodzaju Harvarda, Yale czy Columbii, a następnie rozniosły się dalej. Wiąże się to ze stereotypami dotyczącymi środowiska akademickiego jako awangardy ruchów emancypacyjnych. Współczesna kultura kampusowa wraz z oferowanym wykształceniem sprzedaje cały pakiet podejrzanych ideologicznie postaw: wrogości wobec USA, kapitalizmu i wartości zachodnich, „intersekcjonalnie” łączonych z patriarchatem, heteroseksualnością i zmianą klimatyczną.

W ujęciu Bermana uniwersytety już dawno stały się przede wszystkim narzędziami hegemonii ideologicznej. Ich kondycja jest symptomatyczna dla liberalnej demokracji. Podobnie jak ona, pasożytują na zastanych wartościach, których nie potrafią reprodukować. Walka z niepożądanymi trendami musi być prowadzona odgórnie, środkami administracyjnymi.

Autor tekstu domaga się, aby wydziały nie mogły zatrudniać jawnych antysemitów i osób zradykalizowanych w inny sposób. Mając na uwadze bezpieczeństwo narodowe oraz swoistą sprawiedliwość społeczną, proponuje, aby zagranicznych studentów na danej uczelni zawsze było mniej niż studiujących tam weteranów amerykańskiej armii. Realizacja celów edukacyjnych powinna być poddana kontroli darczyńców, tak aby mieli wpływ na to, jak wydawane są ich pieniądze.

Czytaj więcej

Po co się studiuje? Na pewno nie po to, o czym myślą Polacy

Kalifornijski profesor postuluje de facto zniesienie humanistyki tradycyjnie rozumianej jako część uniwersytetu. „Aby wygrać wyścig technologiczny, nie potrzebujemy college’ów sztuk wyzwolonych. Potrzebujemy oddanego i ulepszonego treningu technologicznego”. Wiedza humanistyczna nie jest szczególnie przydatna we współczesnym świecie, można ją raczej traktować jako snobistyczne hobby. Jej przekazywanie prawdopodobnie przeniesie się do internetu, gdzie każdy zainteresowany będzie mógł znaleźć kompetentnego tutora.

Jest to wizja drastyczna w kontekście innego aspektu kryzysu akademii, na jaki wskazuje autor. Chodzi o trwającą od dawna erozję „tenure”, czyli profesury opartej na trwałych etatach. Obecnie ok. 75 proc. kadry akademickiej stanowią adiunkci i inni wykładowcy na kontraktach tymczasowych, niepewni zatrudnienia i bezpieczeństwa socjalnego, przenoszący się z uczelni na uczelnię dla realizacji kilkuletnich projektów (podobny problem w coraz większym stopniu dotyczy także polskiej akademii). Berman woli raczej przeciąć ten węzeł gordyjski, niż ryzykować dalszy upadek.

W kolejnej, napisanej wspólnie z Rebeccą A. Kobrin analizie „Encampments as Women’s Movement?” (Obozowiska jako ruch kobiecy?) z maja 2025 r. Berman zwraca uwagę na genderowy aspekt protestów. Kobiety stanowiły między 63 a 76 proc. osób aresztowanych na różnych uczelniach. Jakie mogą być powody takiej nadreprezentacji? Pojawiają się m.in. następujące hipotezy: kobieca empatia, większa podatność na przekaz medialny, ukryta tęsknota do prawdziwej męskości bojowników Hamasu w odróżnieniu od zdegradowanej męskości typowej dla zachodnich środowisk progresywnych itd. Istotny jest także fakt, że na studiach humanistycznych jest więcej kobiet, podczas gdy mężczyźni są bardziej zainteresowani np. naukami ścisłymi.

Diagnoza Bermana to nie nostalgiczna wizja kontrrewolucji. Wychodzi z przesłanek strategicznych: uniwersytety to jeden z kluczowych zasobów nowoczesnego państwa. Rozwijana na nich wiedza powinna być praktyczna, a jednocześnie podporządkowana racji stanu.

Jest to spójne z tezami Vance’a. Od czasu powrotu Trumpa widzimy realizację takich postulatów. Zwijana jest agenda DEI (Diversity, Equity, Inclusion, czyli różnorodność, równość, inkluzywność). Praca Elona Muska jako specjalnego doradcy w ramach tzw. departamentu efektywności rządu w dużej mierze była zorientowana na taki właśnie cel, choć on sam jako libertarianin postrzegał ją raczej w kategoriach walki z marnotrawstwem. Redukcja administracji przełożyła się na wstrzymanie programów Agencji Stanów Zjednoczonych ds. Rozwoju Międzynarodowego (USAID) finansujących na całym świecie organizacje pozarządowe realizujące taką samą agendę, jaką krytykują Vance, Berman i wielu innych. Uniwersytety to jeden z kluczowych elementów reformowanego systemu.

Hillsdale, Ralston, UATX... W amerykańskich college'ach następuje konserwatywny zwrot (

Jednocześnie na obrzeżach akademickiego głównego nurtu dokonuje się szczególny zwrot konserwatywny. Pojawiają się uczelnie alternatywne wobec establishmentowych: Hillsdale College (Michigan), Ralston College (Savannah, Georgia) czy Uniwersytet Austin (UATX, Teksas; nie mylić z uniwersytetem stanowym znajdującym się w tym samym mieście).

Czytaj więcej

Donald Trump chce dobić Harvard. Uczelnia nie zamierza się ugiąć

Hillsdale College, założony w 1844 r. przez baptystów, jest dziś ważnym punktem zbornym dla konserwatystów zaangażowanych w wojny kulturowe. Jego najbardziej znanym wykładowcą był prawdopodobnie Russell Kirk, jeden z guru amerykańskich tradycjonalistów.

Ralston College został ufundowany w 2010 r. Skupia się na nauczaniu klasycznego dziedzictwa antycznego, kładąc nacisk na grekę i łacinę oraz kulturę wysoką o chrześcijańskiej aurze. Jego studenci dzielą czas między Savannah a Grecję.

UATX jest najmłodszy, powstał w 2021 r. Austin to miejsce, które od dłuższego czasu przyciągało wszelkiego rodzaju „tech bros” (jak w slangu określa się stereotypowych mężczyzn pracujących w branży IT, szczególnie programistów), w tym dotychczasowych rezydentów Doliny Krzemowej, którzy zdecydowali się opuścić Kalifornię ze względu na nieprzychylny klimat biznesowy i ideologiczny (w lipcu 2024 r. zrobił tak Elon Musk). Wśród założycieli UATX są m.in. Niall Ferguson i jego żona Ayaan Hirsi Ali, a także gwiazda niezależnego dziennikarstwa Bari Weiss.

Walka o uniwersytety to jeden z elementów większego planu Donalda Trumpa

Walka o uniwersytety to jeden z elementów większego planu Donalda Trumpa

Foto: REUTERS/Kevin Lamarque

Trudno uznać tę uczelnię za „konserwatywną” sensu stricto, jest raczej „wolnomyślicielska”. Wśród jej współpracowników są znani z apologii ateistycznego światopoglądu naukowego Richard Dawkins i Steve Pinker. Z kolei humanistykę reprezentuje m.in. filozof polityki Alex Priou, autor trzech książek o Platonie, który deklaruje wprost: „To studiowanie naszej tradycji – jej języków, literatury, historii, filozofii – powinno stanowić serce uniwersytetu. Nie roboty czy MBA”.

Warto powiedzieć więcej o New College of Florida (NCF), położonym w niewielkim mieście Sarasota. Powstał na początku lat 60. ubiegłego wieku jako instytucja prywatna. W jego budowę był zaangażowany m.in. Arnold J. Toynbee, jeden z wielkich historyków i filozofów XX w. Po kilkunastu latach college popadł w kłopoty finansowe, w efekcie których wszedł w skład stanowego systemu edukacyjnego. W tym czasie stał się naprawdę prestiżowym ośrodkiem, o czym świadczy np. bycie w czołówce college’ów (instytucji oferujących studia jednostopniowe, przeważnie licencjackie) z największą liczbą studentów nagrodzonych stypendium Fulbrighta. Był uważany za feministyczny i przyjazny osobom homoseksualnym.

W 2023 r. uczelnią zainteresował się konserwatywny gubernator Florydy Ron DeSantis. Zamierzał uczynić zeń „Hillsdale południa”, elitarną instytucję strzegącą wolności akademickiej i dążenia do prawdy. Próbował zrealizować tę wizję środkami administracyjnymi. Wprowadził do zarządu uczelni kilku nowych członków (m.in. konserwatywnego komentatora Christophera Rufo, znanego głównie z walki przeciwko „krytycznej teorii rasy”), co umożliwiło stopniową wymianę kadry akademickiej. Od tego czasu głęboko zreformował szkołę. Dziś do misji NCF należy obrona kulturowego dziedzictwa Zachodu, a wśród zapraszanych gości są takie postaci, jak Patrick Deneen, jeden z wiodących teoretyków postliberalizmu, czy Tom Homan, obecny szef ICE, czyli instytucji odpowiedzialnej m.in. za walkę z nielegalną imigracją.

Jak funkcjonują uczelnie w USA? To raczej odmiana feudalizmu, niż kapitalizm

Amerykańskie zmagania pokazują, że różnego rodzaju uczelnie, od prowincjonalnych college’ów po wielkie uniwersytety badawcze, są zasobem o strategicznym znaczeniu. Jednocześnie należy pamiętać, jak bardzo amerykańskie instytucje edukacyjne różnią się od europejskich, w tym polskich. Funkcjonują w zupełnie innym układzie odniesienia. W różnym stopniu są poddane wpływom władz federalnych, stanowych, różnych wspólnot, lobby i innych segmentów społeczeństwa obywatelskiego.

Amerykańskie uczelnie – nie tylko prywatne, lecz również publiczne – w coraz mniejszym stopniu stanowią część otwartej sfery publicznej. Dostęp do kampusów często jest ograniczony do członków wspólnoty akademickiej, możliwy tylko po wylegitymowaniu się. Czasami do bibliotek i innych budynków uniwersyteckich nie można wejść bez okazania dokumentu udowadniającego, że należy się do danej wspólnoty. Gdzieniegdzie są specjalne autobusy czy inne środki transportu, również zastrzeżone dla członków wspólnoty. Coraz częściej pojawiają się – wzorem lotnisk – bramki bezpieczeństwa mające sprawdzać, czy nie wnosi się groźnych przedmiotów. Jest jasne, że wprowadzanie i obsługa odpowiedniej infrastruktury – w tym oprogramowania strzegącego przed cyberatakami w rodzaju kradzieży danych – to spory biznes. W sektorze tym specjalizuje się coraz więcej firm.

Czytaj więcej

Stany Zjednoczone zmieniają oblicze. Amerykanie przesuwają się w prawo

Bliższe przyjrzenie się amerykańskim uniwersytetom skłania do sądu, że ich sposób funkcjonowania przypomina raczej specyficzną odmianę feudalizmu niż kapitalizm, który – przynajmniej na poziomie wyobrażeń – opiera się na swobodnej wymianie dóbr (w tym idei). Należy pamiętać, że wiele z nich – znów: zarówno publicznych, jak i prywatnych – to tzw. land-grant universities, a więc bazujące na nadaniach ziemskich. Uczelnie dostawały ziemię na prowadzenie działalności, która miała przyczyniać się do rozwoju społeczeństwa. Także te, które nie są „land-grant universities” w specyficznym znaczeniu prawnym, posiadają działki o wielkiej wartości, co wynika z ulokowania przynoszących lukratywne zyski centrów badawczo-przemysłowych albo bliskości innych prestiżowych obiektów.

Od czasu powrotu Trumpa do władzy okno dyskursu nieubłaganie się przesuwa. Walka o uniwersytety to jeden z elementów większego planu, obejmującego również walkę z nielegalną imigracją oraz reorientację priorytetów polityki zagranicznej.

Świat akademicki, wraz z wytwarzanymi przezeń ideami, to jeden z organów amerykańskiej tzw. miękkiej siły o globalnym zasięgu. Efekty wprowadzanych zmian będzie można ocenić najwcześniej dopiero za kilka lat. Omówione trendy nie mieszczą się w obrazie przekazywanym przez mainstreamowe media. Nawet gdy jesteśmy informowani o pewnych zjawiskach – w rodzaju protestów czy restrykcji wizowych – jest to zaledwie naskórek procesów, których dynamika nam umyka. Warto wejrzeć w nie głębiej i analizować wdrażane rozwiązania już teraz, gdyż niektóre z nich – niezależnie od ideologicznych sympatii i antypatii – mogą okazać się godne naśladowania.

o autorze

Tomasz Wiśniewski

Historyk związany z Uniwersytetem Adama Mickiewicza w Poznaniu. Obserwator życia politycznego i intelektualnego

Narzekanie na kondycję uniwersytetu, zwłaszcza humanistyki, to stały element kultury późnonowoczesnego Zachodu. Dość wymienić takie głosy, jak „Umysł zamknięty” Allana Blooma (1987), „Uniwersytet w ruinie” Billa Readingsa (1996) czy – na gruncie polskim – „Hodowanie troglodytów” Piotra Nowaka (2014). Fundamentalny kontekst problemu stanowi splot szeroko rozumianej rewolucji kulturowej, symbolicznie kojarzonej z rokiem 1968, z neoliberalną odmianą kapitalizmu, która dokonywała ekspansji od lat 70. XX wieku i w wyniku zachodniego zwycięstwa w zimnej wojnie zdobyła dominację w skali światowej.

Pozostało jeszcze 97% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Plus Minus
Tomasz P. Terlikowski: Ateiści kupują popcorn i patrzą, jak Kościół sam się pogrąża
Plus Minus
Po co się studiuje? Na pewno nie po to, o czym myślą Polacy
Plus Minus
Mariusz Cieślik: Inne reakcje na wynik wyborów bledną przy „efekcie Karola Nawrockiego”
Plus Minus
Bogusław Chrabota: Straszliwy błąd Izraela
Materiał Promocyjny
Bank Pekao nagrodzony w konkursie The Drum Awards for Marketing EMEA za działania w Fortnite
Plus Minus
Kataryna: Prędzej PiS przejmie obietnice PO, niż rząd Donalda Tuska coś zrozumie