Reklama
Rozwiń
Reklama

Michał Szułdrzyński: Gdy zgoda boli bardziej niż spór. Afera notatkowa i kolejna wojna o nic

Spór rządu i prezydenta o notatki z rozmów międzynarodowych odsłania nie tyle realny konflikt, co polityczny teatr. Gdy Karol Nawrocki i Donald Tusk zgadzają się w sprawach strategicznych, potrzebują eskalować zastępcze konflikty.

Publikacja: 30.12.2025 15:46

Michał Szułdrzyński: Gdy zgoda boli bardziej niż spór. Afera notatkowa i kolejna wojna o nic

Foto: PAP/Albert Zawada

Kolejna odsłona sporu między Pałacem Prezydenckim a rządem, którą tym razem można nazwać aferą notatkową, pokazuje, do jakich absurdów prowadzi wzajemna próba delegitymizacji zwaśnionych obozów politycznych. Konflikt wybuchł, gdy przedstawiciel Polski, prezydent Karol Nawrocki, wreszcie został doproszony do udziału w konsultacjach na linii USA–Ukraina–Unia Europejska. Oznaczało to jednak, że wbrew sączącej się z obozu liberalnego opowieści o tym, że w Polsce zamiast prezydenta jest „sutener” (tę wymyślną frazę ukuła członkini Nadzwyczajnej Komisji przy Ministerstwie Sprawiedliwości Klementyna Suchanow), Zachód uznaje Nawrockiego nie tylko za głowę państwa, ale też za godnego udziału w takich formatach.

Dlaczego wybuchła afera o to, że rząd i prezydent nie dzielą się notatkami z ważnych spotkań międzynarodowych?

I oto nagle z rządu dobiegają informacje, że otoczenie Nawrockiego nie dzieli się z rządem notatkami z międzynarodowych spotkań. Jakby obóz rządzący nie mógł się pogodzić z tym, że coś prezydentowi jednak wyszło – zaproszono go do rozmowy z Donaldem Trumpem. Można zrozumieć traumę, jaką przeżywa obóz liberalny po wyborze nielubianego przez siebie prezydenta, ale to jeszcze nie powód, by szkodzić Polsce kolejną awanturą o… no właśnie – o co?

Im prezydent i premier bardziej się zgadzają w kwestiach fundamentalnych, tym bardziej muszą wszczynać zastępcze wojny, by utrzymać dalej polaryzację. Bo przecież zarówno premiera, jak i prezydenta obustronnie napędzany spór buduje

A akurat w poniedziałek koordynator służb specjalnych wraz z ministrem obrony narodowej zaproponowali prezydentowi spotkanie, by zakończyć trwający od półtora miesiąca impas dotyczący kontaktów na linii Pałac Prezydencki – służby specjalne. Kontaktów, które z powodu konfliktu premiera i prezydenta nie istniały. Ale nie jest tak, że Nawrocki jest tu niewinną ofiarą agresji ze strony rządu. To on podkreśla nieustannie swą niechęć do Tuska, cały czas krytykuje rząd. A to zarzuca mu lenistwo, a to próby wprowadzenia cenzury, a to doprowadzenie finansów do katastrofy, odmawia też awansów, o które w służbach wnioskował rząd, podobnie jak nie podpisuje nominacji ambasadorskich. To Nawrocki próbuje suflować narrację, w myśl której jeśli coś się udaje w relacjach międzynarodowych, to jego zasługa, a jeśli coś kuleje – winny jest rząd.

Reklama
Reklama

Czy Karol Nawrocki ma inne zdanie w sprawie rosyjskiej agresji na Ukrainę niż Donald Tusk?

Ale nie sposób nie odnieść wrażenia, że spór zaczął się nasilać w momencie, gdy okazało się, że w kluczowych sprawach Nawrocki i Tusk uważają dokładnie tak samo. Wyszło to wyraźnie po wizycie Wołodymyra Zełeńskiego w Warszawie. Nawrocki musiał spełnić trybut na rzecz konfederackiej części swego elektoratu, domagając się „symetrii” w relacjach polsko-ukraińskich, przezwyciężenia trudności historycznych, a także większej wdzięczności ze strony Zełenskiego. Ale równocześnie ogłosił nowe otwarcie we wzajemnych relacjach, które – jak stwierdził – jest złą wiadomością dla Władimira Putina. Podkreślił, że Polska wspiera i będzie wspierać militarnie Ukrainę (znów szczypiąc rząd za nieporozumienia w sprawie przekazania migów, choć samej decyzji rządu nie podważał), a w kwestiach strategicznych zapewnił, że Warszawa i Kijów stoją po tej samej stronie.

Czy nie jest więc tak, że im prezydent i premier bardziej się zgadzają w kwestiach fundamentalnych, tym bardziej muszą wszczynać zastępcze wojny, by utrzymać dalej polaryzację? Bo przecież – jak pisałem jakiś czas temu – zarówno premiera, jak i prezydenta obustronnie napędzany spór buduje.

W dodatku – jak zauważył Piotr Trudnowski z Klubu Jagiellońskiego – gdy w kwestiach strategicznych między rządem a opozycją panuje zgoda, to dla maluczkich organizuje się spektakl o fundamentalnym sporze.

Widać to dobrze, słuchając wywiadu nowego ambasadora USA w Warszawie Toma Rose'a dla TVN24, który dziwił się, że tyle się mówi o głębokim sporze politycznym w Polsce, gdy Polacy są „najbardziej zjednoczonym narodem w Europie”, jeśli idzie o kwestie bezpieczeństwa. Może z daleka widać lepiej?

Komentarze
Michał Płociński: Polityczne sterowanie kulturą. To ma być ta liberalna normalność?
Komentarze
Michał Szułdrzyński: Co mają przykryć twitterowe wojny Donalda Tuska i Karola Nawrockiego?
Komentarze
Bogusław Chrabota: Spotkanie w Mar-a-Lago wzmacnia Ukrainę i Zachód
Komentarze
Artur Bartkiewicz: Na czym polega problem z wywiadem z Rodakami Kamratami w Kanale Zero?
Materiał Promocyjny
Polska jest dla nas strategicznym rynkiem
Komentarze
Bogusław Chrabota: Donald Trump buduje pancerniki, choć świat z nich zrezygnował. Dlaczego?
Materiał Promocyjny
Podpis elektroniczny w aplikacji mObywatel – cyfrowe narzędzie, które ułatwia życie
Reklama
Reklama
REKLAMA: automatycznie wyświetlimy artykuł za 15 sekund.
Reklama