Ale ma słabe przełożenie na eurodeputowanych z innych grup. Można być głośnym, ale nie da się tym załatwić wiele. Wielki sukces PiS, posła Libickiego, opinia krytyczna Parlamentu o gazociągu północnym udała się tylko dlatego, że myśmy przekonali do tego naszą grupę polityczną, największą w Parlamencie grupę Europejskiej Partii Ludowej. PiS sam nie miał na to najmniejszych szans. Nasza grupa, przekonana przez Polaków, zagłosowała za tym, i tylko dzięki temu to się udało.
[b]Jaką realną władzę ma przewodniczący Parlamentu Europejskiego, o którą to funkcję dla pana walczy Platforma? Co na tym można ugrać?[/b]
Przewodniczący Parlamentu jest obecny na wszystkich szczytach europejskich. Tam się rozmawia politycznie. Jest to moment, kiedy polityk kształtuje opinię w Radzie Europejskiej, wśród przywódców państw i w Parlamencie Europejskim. Ma bardzo silny wpływ na ustalanie kolejności działań Parlamentu i ustalanie ważności spraw przez Parlament.
[b]On ustala porządek obrad?[/b]
W dużym stopniu, choć nie w takim jak w Polsce. Musi konsultować się z przewodniczącymi grup politycznych. Ale jego wpływ jest ogromny. Ma szansę na promocję swojego kraju, co jest przecież bardzo ważne, ma bliskie relacje z grupami politycznymi, z przywódcami wszystkich krajów członkowskich. Jest na ważnych spotkaniach z premierami i prezydentami i może kształtować opinię. W dyplomacji europejskiej rola przewodniczącego europarlamentu jest znacząca.
[b]Jaka powinna być Unia za dziesięć lat?[/b]
Unia w tej chwili jest dobrze zorganizowana. Na nic więcej niż taka forma organizacyjna, jaka jest, nie stać dzisiaj Europejczyków. My nie możemy snuć planów jako politycy, abstrahując od tego, co myślą obywatele. Bo nigdy się nie porozumiemy i nie zintegrujemy. Rozszerzenie i integracja to dwie wielkie rzeczy. Myśmy się bardzo rozszerzyli i jeszcze trochę się rozszerzymy, ale się nie zintegrowaliśmy. Integracja wymaga zrozumienia. To nie tylko otwarcie i zrozumienie dla różnorodności. Ale jeszcze ważniejsze jest to, by poczuć siłę wspólnoty, która jest większa niż każdego kraju z osobna. Poczujemy, że jesteśmy razem, wtedy kiedy wreszcie zrozumiemy, że razem jesteśmy silniejsi. A tego obywatele w poszczególnych krajach jakoś jeszcze nie kojarzą.
[b]Pewnych rzeczy nie da się przeskoczyć. Choćby tego, że różnice interesów są duże. Nie da się prowadzić jednej polityki zagranicznej.[/b]
Dlatego uważam, że mówienie dziś o czymś więcej, niż jest zapisane w traktacie, jest szkodliwe dla Unii. Ludzie tego nie chcą. Ja też tego nie chcę. Nie dojrzeliśmy do tego. Chcemy się różnić. I różnijmy się. Integrujmy się w ramach tego, co daje nam traktat. To jest maksimum tego, na co się możemy zdobyć.
[b]Ale czy traktat nie jest traktowany jako zaklęcie? Przecież jego wprowadzenie nie zmieni tych różnic interesów.[/b]
Jest. Pewne mechanizmy zmuszą nas jednak do porozumiewania się. Istotą demokracji są instytucje i procedury. Jeśli tworzymy nowe procedury i instytucje, jak np. zasadę solidarności energetycznej, którą zapisaliśmy w traktacie, i sposób jej wdrażania, to za kilka lat będzie oczywistością, że musimy ich przestrzegać. To ma moc sprawczą. Prezydent czy minister spraw zagranicznych UE z czasem też zaczną prowadzić politykę...
[b]Ale czy w tym nie widzi pan zagrożeń? Teraz jeszcze, kiedy nie ma zgody, możemy sami walczyć o coś. A jeśli w przyszłości, przy zunifikowanej polityce, nasza wizja przegra, np. wizja dotycząca polityki energetycznej wobec Rosji, wtedy co?[/b]
Jeśli gospodarczo i energetycznie będziemy tworzyć jedno i jeśli będziemy mieć połączenia transgraniczne, które właśnie budujemy w trzecim pakiecie energetycznym (nie mylić z pakietem klimatycznym! Pakiet energetyczny, właśnie uchwalony w kwietniu, mówi, że mamy wspólny rynek energii, że możemy podawać sobie gaz i prąd elektryczny w dowolną stronę, gdy pojawią się kłopoty) – to naprawdę lepiej być zintegrowanym. Jeśli osobno nam coś grozi, to osobno musimy z tym walczyć i raczej nikt nam nie pomoże. To się opłaca. Ponadto rosnąca potęga Chin i Indii zmusi nas do integrowania.
Wie pan, my tam w Unii czasem strasznie ze sobą walczymy. Pierzemy się ostro. Na przykład o ten gazociąg północny – strasznie, bo też nastąpiło ogromne napięcie. Potem rozchodzimy się i normalnie rozmawiamy, także przy barze. Bo my nie jesteśmy tak silnie zafiksowani politycznie jak np. posłowie w polskim Sejmie. Tu nie ma też sytuacji „koalicja – opozycja”. W Parlamencie Europejskim mamy głównie różnice narodowe, mentalnościowe. Ostatnio np. rozmawiam „barowo” głównie z Austriakami i Włochami i dobrze wiem, do czego mam ich przekonywać.