Jest pan poetą spirytualnym?
MŚ: Jeśli piję, to tylko dla podtrzymania wizerunku.
Aktualizacja: 17.05.2014 16:43 Publikacja: 17.05.2014 03:43
Foto: Plus Minus, Andrzej Pilichowski-Ragno Andrzej Pilichowski-Ragno
Jest pan poetą spirytualnym?
MŚ: Jeśli piję, to tylko dla podtrzymania wizerunku.
Po ostatnim filmie Wojtka Smarzowskiego rozpętała się wielka dyskusja o słabości Polaków do alkoholu, a w nowych utworach Świetlików pochwała nietrzeźwości.
MŚ: Piosenka „Alkohol" powstała w roku 2001 i pierwotnie znalazła się na płycie z 2002 roku z zespołem Czarne Ciasteczka. Wtedy to się piło naprawdę. Autorem refrenu tej piosenki jestem nie ja, tylko mój kolega, zasłużony muzealnik, który wypowiedział frazę: „W moim domu nie ma problemów z alkoholem, albowiem piję na mieście". Zgodził się, bym jej używał.
„Piję w ciemności, piję przy świetle i w karnawale, piję i w poście...".
M
Ś: Na „Sromocie" poza tą starą piosenką o alkoholu nie ma nic. Jest natomiast jedna piosenka o tym, jak dzisiaj niepalący terroryzują palących. Dusimy się od poprawności politycznej bardziej niż od dymu. Piosenka „Papierosy" powstała też mniej więcej w tym samym czasie, a w teraźniejszej twórczości Świetlików nie ma już nic o żadnych używkach.
Nie przerzucił się pan na elektroniczne papierosy?
MŚ: A niby dlaczego miałbym się przerzucać? Ja tak łatwo nie zmieniam przyzwyczajeń i poglądów.
Polacy mają problem z alkoholem?
MŚ: Tak, ale to przez Jerzego Pilcha, który to alkohol uczynił tematem głównym swojej prozy. Miałem nawet zagrać w filmie „Pod Mocnym Aniołem".
Robert Więckiewicz sprzątnął panu rolę?
MŚ: Nie miałem grać głównej roli, tylko zagrać siebie. Tylko się pokazać w jednej scenie. Siedzieć przy barze, pić alkohol i palić papierosy. Ale potem reżyser oznajmił, że mam mieć rolę mówioną, a to już mi się nie za bardzo podobało. Zwłaszcza że miałem wyrecytować swój wierszyk. Mówię do niego: – Chwila, chwila, jaki wierszyk? A on na to, żebym coś wymyślił. Więc sobie pomyślałem, że żadnych wierszyków nie mam zamiaru recytować. ?I tym sposobem nie wystąpiłem w kinowym szlagierze. Zresztą ci, co widzieli ten film, mówią, że ta scena, w której miałem się pokazać, jest bardzo słaba. Więc miałem szczęście.
Wojtek Smarzowski to prawie rodzina, wystąpił pan w jego debiutanckiej „Małżowinie".
MŚ: Trudno powiedzieć, że to rodzina. On pije piwo. To na pewno nie rodzina. Nikt, kto pije wódkę, piwosza nie zrozumie.
Swoją drogą, pewnie jest pan przeciwny alkomatom w samochodzie?
MŚ: Niczego to nie zmieni. Lepiej byłoby strzelać do pijanych kierowców. Ale ci, co rozmawiają przez komórki, prowadząc jednocześnie, to jest dopiero dramat. Jestem też za tym, żeby zlikwidować rowerzystów (to najbardziej faszyzująca frakcja), bankowców i ZUS. Niech zapanuje wesołe, pogodne społeczeństwo rolnicze. I żeby wszyscy wierzyli w jednego Boga.
Do Boga i społeczeństwa wrócimy. Porozmawiajmy o Świetlikach. Jesteście jak Prince. Jak milczycie, to milczycie długo, ale jak już wydajecie płytę, to od razu trzypłytowy album.
MŚ: Od Prince'a różnimy się wzrostem. Na korzyść. Ja jestem w zespole najniższy...
GD: ...ale bardzo hojnie wyposażony przez naturę!
Co się stało, że milczeliście osiem lat?
MŚ: Od 2005 roku, kiedy wydaliśmy płytę, jeździliśmy na koncerty, graliśmy w kółko te same piosenki z imponującymi solówkami gitarowymi. Byłem troszkę zmęczony tym repertuarem. Można istnieć i nic nie nagrywać. Nie musimy nic robić.
GD: Nagrywamy wtedy, kiedy nam się chce. A żeby nagrać płytę – musi się zachcieć wszystkim. ?I koniunkcja planet musi być odpowiednia.
MŚ: Prawda jest taka, że zespołowi się chciało, a mi nie.
Gdyby tak się chciało chcieć?
MŚ: A nie było niczego. Przyszedł odpowiedni moment i nagraliśmy trzypłytowy album. My nie mamy na głowie jak inni artyści domu na Teneryfie, więc nagrywamy, kiedy nam się chce. Ja osobiście mam taką potrzebę, żeby w roku 2014 jeszcze przynajmniej jedną piosenkę napisać. Już mniej więcej wiem, o czym będzie. I kto wie, może ta jedna piosenka wystarczy?
Z wiekiem coraz trudniej powstają nowe piosenki?
MŚ: To nie jest sprawa wieku. Muzyka była gotowa dużo wcześniej. Potem powstały teksty. Czasem jest tak, że zespół pisze piękne kompozycje, ale ja do tego tekstu nie mam. Więc muzyka czeka na swój moment. Piosenka „O.", która była nawet na czwartym miejscu na „Liście przebojów" Trójki, powstała już dawno, tylko ja wcześniej wymyślałem do niej jakieś głupie teksty i nie miała sensu.
Zespół nie miał dość czekania na Marcina Świetlickiego?
MŚ: W międzyczasie nagrali zaległą płytę jako zespół, z którego Świetliki powstały, Trupa Wertera Utrata. Poza tym graliśmy koncerty. Wszędzie. W małych miejscowościach ludzie łakną kultury. W dużych są nią przesyceni. A nagrywa się wtedy, kiedy jest wewnętrzne zapotrzebowanie, kiedy ma się coś do powiedzenia. Trzeba przyznać, że obecność dwojga nowych młodych osób w zespole też nam dużo dała. Młodzież jak gra, to się cieszy i przejmuje, my jesteśmy powściągliwi w emocjach. Obecność Zuzanny Iwańskiej grającej na altówce i klawiszowca Michała Wandzilaka bardzo dużo wniosła w naszą muzykę.
Wcześniej Świetliki były drapieżniejsze.
MŚ: To, że gitara jest agresywna, nie oznacza, że muzyka jest agresywna. To, że ktoś gra głośno, też nie oznacza, że to jest drapieżne. To tylko sprawa pokręcenia gałeczką. Myślę, że teraz jesteśmy nawet bardziej agresywni.
GD: Mieliśmy wcześniej drapieżną gitarę, na której drapieżnie grał nasz kolega Artur Gasik, którego pozdrawiamy.
MŚ: Artur był zawodowcem i są utwory, których teraz nie gramy, bo tam potrzeba by było solidnego, rockowego grania. Nasz pierwotny gitarzysta Tomek jest gitarzystą, hm... oryginalnym. Nie da się o nim powiedzieć, że jest gitarzystą rockowym. Nie jesteśmy zespołem rockowym, więc utrzymywanie na siłę rockowego składu nie miało sensu. Musieliśmy zatem dokonać ponurego aktu rozstania, co zrobiło dobrze pewnie zarówno jemu, jak i nam. Artur, to jedyny gitarzysta, który wyszedł z naszego zespołu żywy.
Chełpicie się, że nowa płyta wyszła bez wsparcia sponsorów, medialnych patronów, a nawet patronatu Ministerstwa Kultury.
GD: Nie chełpimy się, ale jesteśmy zadowoleni i dumni z tego, że podatnik polski nie musiał ponosić kosztów naszych fanaberii. Wyciąganie spoconych rąk po publiczne pieniądze to powszechna praktyka, ale my się od ministra i medialnych patronów odwracamy i triumfalnie zaprzeczamy, jak pisze poeta. Płyta powstała dzięki dobrowolnemu wsparciu ludzi dobrej woli. A my jesteśmy za wolnością.
MŚ: Gdyby zgłosiło się do nas Muzeum Powstania Listopadowego i powiedziało, że dają kasę na nagranie płyty o powstaniu, to byśmy tego nie zrobili. Kilka lat temu podszedł do mnie kolega z jednego z krakowskich zespołów i powiedział, że jest kasa do wyjęcia. Jest projekt sponsorowany przez miasto polegający na tym, że śpiewa się piosenki do tekstów Wyspiańskiego. Wtedy odpowiedziałem, że pomyślimy, ale nie pomyśleliśmy. A teraz wykonujemy piosenkę do tekstu Wyspiańskiego, bez wsparcia państwowych instytucji. ?I to jest czysta sytuacja. Nawet w naszej stajni Karrot Kommando zespoły bywają finansowane przez Instytut im. Adama Mickiewicza. Oni grają reggae i śpiewają po angielsku albo mają bardzo słabe polskie teksty, a Adam Mickiewicz daje na to pieniądze. Ja nigdy bym sobie nie pozwolił na to, żeby Adam Mickiewicz wykładał swoje fundusze na to, żebym wykonywał swoją pracę. Piosenki grane za pieniądze Ministerstwa Kultury są bez sensu.
Trzypłytowy album to chyba duże wyzwanie.
MŚ: Nie chcieliśmy nagrać trzypłytowego albumu. Tak samo wyszło. Można byłoby np. wybrać z tego, co nagraliśmy 12 utworów i wydać jedną wybitną płytę Świetlików. Słyszałem idiotyczną opinię, że Beatlesi powinni byli skrócić „Biały Album" i wtedy byłaby dobra płyta. Niech sp...dalają ci, co gadają, że „Sromota" jest za długa. Mogliśmy też wydać jedną płytę teraz, jedną za rok, kolejną za dwa i zapewnić sobie pogodny żywot, ale tego nie chcieliśmy.
Świetliki mogły wydać album czteropłytowy?
MŚ: Wypadły tylko dwie piosenki, i to z powodu praw autorskich. Nagraliśmy cover piosenki „Murder Mystery" zespołu Velvet Underground, ale Lou Reed złośliwie umarł w międzyczasie, a nasz menedżer nie wykazał się w załatwieniu praw do tej pieśni i to nagranie wylądowało w szufladzie. Taka sama sytuacja była z kołysanką z „Rosemary's Baby" Komedy. Problem jest taki, że dopisałem tam własny tekst i z prawami jest trudniej w takim przypadku. Jak się samemu nie załatwi takich rzeczy, to na nikogo nie można liczyć.
Największym sukcesem komercyjnym Świetlików była płyta nagrana z Bogusławem Lindą.
MŚ: „Sromota" jest największym sukcesem. Piosenki z poprzedniej płyty wykonane przez obcego wokalistę znalazły się zaledwie na szóstym i siódmym miejscu „Listy przebojów" Trójki, a piosenka wykonywana przez naszego wokalistę dwa tygodnie były na czwartym miejscu Trójki. Jesteśmy zespołem z list przebojów.
Bogusław Linda będzie koncertował ze Świetlikami?
MŚ: Koncertował w zeszłym roku we Wrocławiu, z dużym sukcesem. Pan Bogusław wstydzi się występować na scenie. Ale mamy obiecane, że jeszcze z nami wystąpi. W zastępstwie wystąpił raz pan Krzysztof Globisz. Innym razem również Arkadiusz Jakubik.
Jakubik śpiewa teksty Świetlickiego jako Dr Misio. Każdy może przyjść po teksty do Świetlickiego?
MŚ: Nie każdy. Trzeba ładnie poprosić. Arkadiusz Jakubik zachowuje się bardzo elegancko. Zanim poprosił, to napił się alkoholu, porozmawiał, a potem nieśmiało zapytał. Ja się zgodziłem. Teraz chce wykonywać nowe utwory. To jest zawodowiec. Nie można odmawiać takiemu koledze.
Jakie to uczucie słuchać swoich tekstów w wykonaniu innego wokalisty?
MŚ: Nienawidzę tego. Ja jestem stworzony do wykonywania swoich tekstów. Nienawidzę tego, dlatego nie słucham. Przyjemność sprawiało mi tylko, kiedy słuchałem ich w wykonaniu pana Bogusława. Pan Bogusław, mimo rozmaitych dołków w swojej karierze, jest doskonałym artystą. Tylko się wstydzi. Słyszałem kiedyś, jak pani Edyta Jungowska wykonywała mój tekst, i też bardzo mi się podobało.
To jak z tą nienawiścią?
MŚ: Nieee, kłamię, że nienawidzę. Przecież jak śpiewał Pablopavo, to też mi się podobało!
Pablopavo pasowałby do Świetlików za Świetlickiego?
MŚ: Gdybym umarł albo przeszedł na emeryturę, to mógłby być kandydatem na moje stanowisko. Już o tym rozmawialiśmy w zespole. Już go namaściłem.
Po pięćdziesiątce nie ma pan dosyć grania?
MŚ: Miałem dosyć, a teraz znajduję w tym przyjemność.
Nie ma pan obaw, że za jakiś czas będzie pan karykaturą samego siebie na scenie?
MŚ: Ja już od samego początku byłem karykaturą samego siebie. Nie mam z tym problemu.
Drażni pan przyjaciół z „Brulionu"?
MŚ: Pewnie drażnię. Jeden z pampersów, ongiś jakoś tam związany z redaktorem „Brulionu" Robertem Tekielim, pan Andrzej Horubała opublikował jakiś czas temu bardzo nieprzychylny tekst o mnie, który dałoby się streścić: Panie Boże, dlaczego dałeś talent takim przygłupom, takiemu byle komu, a nie mnie, Horubale? (śmiech). A teraz pisze wzruszający tekst, jak to zamiast zajmować się rodziną, zamiast się pomodlić, jeździ autem po Warszawie i słucha naszej płyty. Ale ja czytałem prozę Horubały i wcale mnie nie dziwi jego rozżalenie, bo Pan Bóg mu rzeczywiście niewiele dał.
A Wojciech Wencel?
MŚ: Jak był młody, pisał o mnie źle, jak trochę dojrzał i trochę zrozumiał, pisze dobrze.
„Chodzi o to, by Smoleńsk, który wyzwolił w Polakach falę energii, stał się także impulsem do zmiany nie tylko politycznej, nie tylko kulturalnej, ale zmiany obyczajowości" – twierdzi Wencel. Po dojściu PiS do władzy czas na rewolucję w kulturze?
MŚ: To ja mogę być ministrem kultury. Weźmiemy Wencla na sekretarza stanu. A Grzegorz Dyduch, basista i lekarz, bierze Ministerstwo Zdrowia. Tomasz Radziszewski, gitarzysta, pracuje w izbie skarbowej, więc wiadomo, gdzie pójdzie. Nasz perkusista Marek Piotrowicz ma wykształcenie ekonomiczne, więc będzie Balcerowiczem!
Elektryzują pana polityczne swary?
MŚ: Nie mam telewizora. W radiu słucham wyłącznie Dwójki, a tam mówią o dylematach młodych polskich kompozytorów, o recepcji Wojciecha Kilara w prasie zagranicznej itd. W internecie o polityce nie czytam. Niesłychane jest to, że nazwiska, które były znane dwa tygodnie temu, dzisiaj już nic nie znaczą.
Zajmuje pana temat gender?
MŚ: Jestem heteroseksualny, ale i gendera do domu wpuszczę. Byleby tylko nie naśmiecił.
Sprawa Mariusza Trynkiewicza pana zainteresowała?
MŚ: Nie rozumiem tego. Rząd reaguje za późno, podejmuje doraźne działania. Jak jest powódź, to Donald Tusk stoi na moście i ubolewa. Mnie to wszystko nie obchodzi.
Desant polityków z Krakowa na Warszawę trwa w najlepsze...
MŚ: Uwaga, uwaga! W roku 1981 mieszkałem w akademiku Nowy Żaczek na piątym piętrze w pokoju 592. W pokoju bodaj 595 mieszkał Jarosław Gowin, który przyjechał z miejscowości Jasło albo Krosno. Na całym piętrze słynął z tego, że nie zadawał się z dziewczynami, nie pił alkoholu, nie palił papierosów, tylko się uczył. Widocznie już wtedy zaplanował sobie, że będzie politykiem.
GD: Pan Gowin ma potencjał, ale musiałby nabrać charyzmy. A to nie takie proste. Elektorat kobiecy chyba za nim nie przepada. Ale najlepiej byłoby, jakby stolica przyjęła na swoje żyzne łono wschodzącą gwiazdę polskiej polityki Hartmana Jana. Nasze miasto za skromne i za małe, za ciasne dla człowieka o ego wielkości Mongolii i vis comica, z której sam nie zdaje sobie sprawy.
Premierem Polski o mały włos nie został polityk z Krakowa.
GD: Jan Maria Rokita to postać jednak trochę romantyczna i jakby z innego nieco wymiaru. Ofiara spisku niedobrych ludzi i ofiara losu.
Ważny poeta to w Polsce wciąż ten, którego zaakceptuje Adam Michnik?
MŚ: Nie odebrałbym Nike. ?I proszę to zapisać dużymi literami. Każdą inną nagrodę tak. Ale Nike nie (chwila ciszy). To nie są już takie pieniądze (śmiech). Albo odebrałbym Nike, ale pieniądze przeznaczyłbym na fundusz poetów, których Agora podaje do sądu.
Podobają się panu wiersze, które pisze Rymkiewicz o katastrofie smoleńskiej?
MŚ: Nie, ale pamiętam jego wybitne wiersze. Jak poeta napisze dużo dobrych wierszy, to potem może sobie pisać, jakie chce. Te ostatnie wiersze Rymkiewicza są, niestety, w stylu Kazika.
Coś pana ostatnio poruszyło w polskiej literaturze?
MŚ: Muszę przyznać, że nic nie czytam z polskiej prozy. Czytam stare angielskie kryminały.
A nowe pańskie kryminały powstaną?
MŚ: Nie. Ale piszę teraz powieść obyczajową.
W książeczce do płyty piszecie, że najważniejsza jest ojczyzna.
GD: Polska jest tylko jedna i jest to nasza ojczyzna. Takie zdanie premier Tusk powinien wygłaszać codziennie. A on na pytanie, co jest najważniejsze w życiu osobnika. który stara się o najważniejszy urząd w Polsce, odpowiada, że miłość. Co jest oczywiście prawdą, kiedy prowadzi się np. schronisko dla zwierząt albo dom uciech.
Tym bardziej że już w latach 80. pisał pan, że miłości nie ma.
MŚ: To było w 1979 roku. W latach 80. pojawiła się miłość do ojczyzny, kiedy generał Jaruzelski wprowadził stan wojenny. Wtedy dopiero poczułem się Polakiem. Wcześniej byłem obywatelem świata.
Z pana wypowiedzi wybrzmiewa antyrządowe nastawienie.
MŚ: A co w tym dziwnego?! Będę przeciwko każdemu rządowi. Zadaniem artysty jest być zawsze przeciwko rządowi. Artysta prorządowy traci wiarygodność. Obowiązkiem każdego artysty jest być krytycznym, patrzeć na ręce.
Czyli taki Bob Dylan też nie jest wiarygodny, bo zagrał dla Obamy?
MŚ: Oczywiście. Od tej pory źle myślę o Bobie Dylanie. Artysta nie może grać dla polityka.
GD: To staromodne podejście i pewnie naiwne, ale jeśli artysta ma jakiś obowiązek, to powinien nim być właśnie krytyczny stosunek do władzy. Wyraźny wysyp wykonawców i autorów demonstrujących obecnie poparcie dla czynników rządowych jest bardzo ciekawy z poznawczego punktu widzenia. Można się łatwo przekonać, że nie trzeba być człowiekiem rozumnym, żeby funkcjonować społecznie jako tzw. twórca kultury.
A Paweł Kukiz, który nie opowiada się po żadnej ze stron, chce po prostu zmiany systemu?
MŚ: Jakoś nie marzę o tym samym systemie, co Kukiz.
Kukiz zaangażował się w walkę o niepodległość Ukrainy. Pan nie chciałby wspomóc naszych wschodnich sąsiadów?
MŚ: A kogo by obchodziło moje zaangażowanie? Trzeba mieć nazwisko, trzeba być celebrytą, żeby usłyszano twój głos. Zastanawiam się, jak bardzo zaangażowani by byli ci artyści, gdyby byli mieszkańcami Ukrainy. I nie jest to takie jednoznaczne. Zresztą Kukiz popierał już marsze Młodzieży Wszechpolskiej i wspierał Pepsi. Wszystko z podobnym zaangażowaniem. Widocznie coś sobie rekompensuje w ten sposób.
Nie obawia się pan wojny z Rosjanami?
MŚ: Nie. Ale jakby co, to pamiętam jeszcze, jak strzela się z moździerza. Najlepsza broń do walk ulicznych, wyprodukowana w ZSRR.
Przeszkolenie wojskowe by się panu przydało?
MŚ: Jako byłemu żołnierzowi ludowego Wojska Polskiego? Przecież wtedy wraz z zaprzyjaźnioną Armią Radziecką strzelałem do fantomowych żołnierzy z NATO, a po jakimś czasie do tego NATO weszliśmy. I ja do moich wrogów teraz mam mieć szacunek? Myśmy nap...dalali na poligonie w tych natowców strasznie! Ale wtedy to było w porządku. Ci sami ludzie o tym decydowali, prezydent Krakowa wtedy był komunistą.
„Pomyliłem się. To miasto nigdy nie będzie należeć do mnie. Pomyliłem się, to miasto należy raczej do Grzegorza Turnaua, Zbigniewa Preisnera i księdza Tischnera" – I Jacka Majchrowskiego?
GD: Niestety, Kraków nie ma szczęścia do włodarzy. Tak jak nasza ojczyzna.
Majchrowski organizuje referendum w sprawie olimpiady w Krakowie.
MŚ: No wiadomo, że wszystko, co organizuje nasz prezydent, jest bez sensu.
Próbowała pana zawłaszczyć prawica albo lewica?
MŚ: Prawica była bardziej chętna, bo nie ma swoich poetów. Ma Rymkiewicza, próbowała się przyssać do Herberta, ale wziął i umarł. Lewica ma więcej artystów, ale to są dziwni i nieciekawi artyści. Kiedy wydałem wiersze religijne, to prawica się ucieszyła, a lewica zdenerwowała. Miałem kilka prawicowych wypowiedzi, dyktowały mi je rozsądek i przyzwoitość. Ale nie jestem prawicowym pisarzem. Urodziłem się katolikiem i byłbym ultrach...jem, gdybym katolikiem nie pozostał. Zostałem ochrzczony, bierzmowania nie mam, ale z własnej woli, leniwy byłem.
Obserwuje pan to, co dzieje się w Kościele katolickim?
MŚ: Kiedy pracowałem w „Tygodniku Powszechnym", miałem pełniejszą wiedzę. Znałem wszystkich biskupów i ich teksty. Teraz jestem trochę dalej od Kościoła. Ksiądz to nie jest dla mnie wartość. Kościół to nawet budynek nie jest. Jest to jeden z urzędów, jak np. urząd skarbowy.
Ale Bóg cały czas pojawia się w pańskich tekstach.
MŚ: Gdyby zliczyć, ile razy w swoich wierszach użyłem słów „Bóg" i „szatan", to Bóg z pewnością by wygrał.
© Licencja na publikację
© ℗ Wszystkie prawa zastrzeżone
Źródło: Plus Minus
Jest pan poetą spirytualnym?
MŚ: Jeśli piję, to tylko dla podtrzymania wizerunku.
Czy Europa uczestniczy w rewolucji AI? W jaki sposób Stary Kontynent może skorzystać na rozwiązaniach opartych o sztuczną inteligencję? Czy unijne prawodawstwo sprzyja wdrażaniu innowacji?
„Psy gończe” Joanny Ufnalskiej miały wszystko, aby stać się hitem. Dlaczego tak się nie stało?
W „Miastach marzeń” gracze rozbudowują metropolię… trudem robotniczych rąk.
Spektakl „Kochany, najukochańszy” powstał z miłości do twórczości Wiesława Myśliwskiego.
Bank zachęca rodziców do wprowadzenia swoich dzieci w świat finansów. W prezencie można otrzymać 200 zł dla dziecka oraz voucher na 100 zł dla siebie.
Choć nie znamy jego prawdziwej skali, występuje wszędzie i dotyka wszystkich.
Czy prawo do wypowiedzi jest współcześnie nadużywane, czy skuteczniej tłumione?
Z naszą demokracją jest trochę jak z reprezentacją w piłkę nożną – ciągle w defensywie, a my powtarzamy: „nic się nie stało”.
Trudno uniknąć wrażenia, że kwalifikacja prawna zdarzeń z udziałem funkcjonariuszy policji może zależeć od tego, czy występują oni po stronie potencjalnych sprawców, czy też pokrzywdzonych feralnym postrzeleniem.
Niektóre pomysły na usprawnienie sądownictwa mogą prowadzić do kuriozalnych wręcz skutków.
Hasło „Ja-ro-sław! Polskę zbaw!” dobrze ilustruje kłopot części wyborców z rozróżnieniem wyborów politycznych i religijnych.
Ugody frankowe jawią się jako szalupa ratunkowa w czasie fali spraw, przytłaczają nie tylko sądy cywilne, ale chyba też wielu uczestników tych sporów.
Współcześnie SLAPP przybierają coraz bardziej agresywne, a jednocześnie zawoalowane formy. Tym większe znacznie ma więc właściwe zakresowo wdrożenie unijnej dyrektywy w tej sprawie.
To, co niszczy demokrację, to nie wielość i różnorodność opinii, w tym niedorzecznych, ale ujednolicanie opinii publicznej. Proponowane przez Radę Ministrów karanie za „myślozbrodnie” to znak rozpoznawczy rozwiązań antydemokratycznych.
Masz aktywną subskrypcję?
Zaloguj się lub wypróbuj za darmo
wydanie testowe.
nie masz konta w serwisie? Dołącz do nas