Reklama

Piotr Paduszyński: Głos palestry stał się częścią politycznego krzyku

Awantura w Trybunale Stanu to pierwszy przypadek, w którym autorytet adwokatury został zaangażowany po jednej ze stron podziałów politycznych. A wszystko przez osobiste wybory prezesa NRA.

Publikacja: 05.10.2025 15:51

Sędzia Trybunału Stanu, prezes Naczelnej Rady Adwokackiej Przemysław Rosati

Sędzia Trybunału Stanu, prezes Naczelnej Rady Adwokackiej Przemysław Rosati

Foto: PAP/Albert Zawada

Nie ukrywam, że zarówno z uwagą, jak i smutkiem czytam wiadomości opisujące to, co się dzieje w Trybunale Stanu. Ze smutkiem, ponieważ obserwujemy agonię kolejnego z wymienionych w konstytucji organów sądowniczych. Z drugiej strony przez ostatnie lata już się przyzwyczailiśmy do wątpliwej estetyki takich stanów agonalnych. Ale smutek pozostaje.

Czytaj więcej

Awantura na posiedzeniu Trybunału Stanu. „Proszę zdjąć togi i tam siąść"

Zaczęło się niemal dziesięć lat temu od Trybunału Konstytucyjnego, któremu cios zadał prezydent Andrzej Duda, odbierając ślubowanie od trzech osób wybranych na obsadzone stanowiska. Wszystko, co pojawiło się później, było i nadal jest konsekwencją tej z punktu widzenia państwa kompletnie błędnej i szkodliwej decyzji.

Wątpliwe dziedzictwo prezydenta Dudy

I niestety to właśnie będzie najważniejszym dziedzictwem dziesięciu lat jego prezydentury.

Czyli upadek autorytetu Trybunału Konstytucyjnego, którego orzeczenia raz się drukuje, raz się nie drukuje, których raz się słucha, raz nie słucha, według własnego widzimisię rządu, ministra czy innego sądu.

Reklama
Reklama

Czyli kontrola rozproszona konstytucyjności prawa, którą Sąd Najwyższy zaczął sprawować, wypełniając dziurę po odartym z autorytetu i wątpliwym w swoim składzie i legalności decyzji sądzie konstytucyjnym.

Czyli bój o podporządkowanie sobie przez PiS Sądu Najwyższego, a przez to, za pośrednictwem jego pierwszego prezesa, o kontrolę nad Trybunałem Stanu oraz nad orzecznictwem sądów powszechnych, które zaczęły coraz częściej czytać i bezpośrednio stosować konstytucję.

Także spór o neoizby, czyli nibysądy w Sądzie Najwyższym.

Także nieakceptowana przez znaczną część obywateli i przez sędziów nowa lub neo-KRS. Nawiasem mówiąc, organ ten wcześniej przez krytyków był złośliwie pomawiany o bycie spółdzielnią prezesów czy też sędziowskich elit, teraz, po zmianach PiS, zyskał u niektórych miano spółdzielni miernot (czy zasłużone, nie wypowiem się, gdyż nie są mi znane wcześniejsze osiągnięcia sędziowskich członków tej instytucji, a słyszałem jedynie o późniejszych awansach).

Czytaj więcej

Sędzia Trybunału Stanu: Tusk i Żurek naciskają na Trybunał i jego członków

Nawet awantury o to, kto jest obecnie prokuratorem krajowym oraz o sejmowe komisje śledcze, to dziedzictwo tamtego nocnego ślubowania.

Reklama
Reklama

Pokłosiem tej decyzji prezydenta Dudy jest również ostatnia awantura i upadek Trybunału Stanu w obecnym składzie. W zasadzie z sądów opisanych w konstytucji trzymają się już tylko Naczelny Sąd Administracyjny i sądy powszechne. Oby jak najdłużej.

Kilka lat temu, z pewnością za czasów Sejmu poprzedniej kadencji, zdarzyło mi się rozmawiać z jednym z członków Izby Kontroli Nadzwyczajnej i Spraw Publicznych SN, który przyznał, że również w rozmowach pomiędzy nimi pojawiają się poglądy, że wszystkie zastrzeżenia do ich statusu to efekt właśnie tego, że w Polsce de facto nie ma Trybunału Konstytucyjnego cieszącego się autorytetem pozwalającym przesądzić, czy są, czy też nie są sędziami. Trybunału, którego wyroki powszechnie by chciano czytać i akceptować. Jak widać, świadomość tego stanu jest, a przynajmniej bywa, po obu stronach politycznych sporów.

Spór o Trybunał Stanu. Bareja byłby dumny

Czemu warto o tym wspominać? Dlatego że chociażby sprawa prof. Małgorzaty Manowskiej w Trybunale Stanu nie jest czymś oderwanym od wydarzeń ostatnich dziesięciu lat. Nie mam pojęcia, czy zarzuty w jej sprawie powinny być stawiane, czy też nie. To niech zostanie, na razie, między panią profesor, jej obrońcą i prokuraturą.

Z perspektywy ostatniej awantury jest najważniejsze natomiast to, co wynika wprost z art.15a ust. 5 ustawy o Trybunale Stanu. Otóż w razie uwzględnienia przez Trybunał wniosku o zezwolenie na postawienie pani sędzi Manowskiej zarzutów automatycznie zostanie ona zawieszona w czynnościach członka TS. To tak naprawdę tłumaczy, o co się toczy batalia w jej sprawie.

Czy to jest dobre, by podległy rządowi prokurator, przy domniemaniu niewinności zapisanym w konstytucji, miał wpływ na to, kto sądzi w Trybunale Stanu? To już pytanie do ustawodawcy. Moim zdaniem to jest gorzej niż nieprawidłowe. Ale prawo mamy, jakie mamy. W tym wypadku złe.

W tej sprawie poszczególni sędziowie Trybunału Stanu, najczęściej adwokaci, już się wypowiadali w mediach.

Reklama
Reklama

Czytaj więcej

Przemysław Rosati: sprawa immunitetu Manowskiej nie jest formalnie zamknięta

Najbarwniej oczywiście adwokat Piotr Andrzejewski, którego przekleństwo, naruszenie nietykalności cielesnej innego sędziego i grożenie jeszcze innemu postępowaniem dyscyplinarnym wszyscy mieli okazję zobaczyć na ekranach. Mnie się to skojarzyło ze słynnym barejowskim „nie mamy pańskiego płaszcza i co pan nam zrobi?”.

A już nawoływanie przez sędziego do kultury na sali sądowej na zakończenie okraszone przekleństwem to majstersztyk sam w sobie. Niestety skeczu.

Już na marginesie wspomnieć należy, że z punktu widzenia kodeksu etyki adwokackiej są to oczywiste adwokackie delikty dyscyplinarne. Strach się jednak bać, jak – w kontekście pojawienia się po przeciwnej stronie w Trybunale Stanu prezesa Naczelnej Rady Adwokackiej – mogłoby zostać publicznie odebrane wszczęcie ewentualnego postępowania dyscyplinarnego. Bo że byłoby przedstawiane przez przeciwników jako odwet wybrańca Platformy Obywatelskiej i jego kolegów na starszym panu, któremu nerwy puściły, jest więcej niż pewne.

Czytaj więcej

Spór w Trybunale Stanu. Adwokat tłumaczy, dlaczego sędzia Andrzejewski nie ma racji
Reklama
Reklama

Ustawa o Trybunale Stanu w swoim art.15a jednoznacznie wskazuje, że w głosowaniu nad uchyleniem immunitetu nie uczestniczy jedynie sędzia, którego wniosek dotyczy. Zaś w zakresie wyłączenia sędziów odwołanie do kodeksu postępowania karnego następuje tylko w art. 18, który dotyczy rozpoznawania spraw z zakresu odpowiedzialności konstytucyjnej przez ten Trybunał i jednoznacznie stanowi, że procedury karnej nie stosuje się w sytuacjach samodzielnie uregulowanych tą ustawą.

Tutaj przepisy są jasne i brutalnie jednoznaczne. Tutaj nie ma żadnego pola do interpretacji. Nie znaczy to, że są to przepisy dobrze napisane lub mądre, ponieważ wszystkie wątpliwości co do tego, czy sędzia Trybunału przesłuchany jako świadek, a zwłaszcza zawiadamiający o przestępstwie może uczestniczyć w pełnym składzie Trybunału orzekającym o uchyleniu immunitetu, są naturalne i moralnie uzasadnione.

Zapewne ustawodawca kształtujący treść art. 15a i art. 18 ustawy o TS po prostu nie wpadł na to, że może się toczyć jakiekolwiek postępowanie karne dotyczące sposobu sprawowania funkcji w tym Trybunale i istnieć jakakolwiek potrzeba przesłuchiwania innych sędziów Trybunału Stanu jako świadków. Życie okazało się bardziej kreatywne od wyobraźni prawodawcy.

Nie zmienia to faktu, że ustawa, choć niewybitnie napisana, jest jasna, a mecenasom/sędziom Piotrowi Sakowi i Piotrowi Andrzejewskiemu, a także wszystkim innym sędziom tego sądu, pozostaje ją jedynie stosować, a nie pisać od nowa według własnych życzeń. Tym mogli się zająć wtedy, gdy zasiadali w ławach czy to poselskich, czy to senatorskich. Teraz już nie ten czas i nie to miejsce.

Dotychczas udawało się adwokaturze jako samorządowi niezależnych adwokatów unikać stawania się stroną sporów polityczno-prawnych, które podzieliły Polskę

Reklama
Reklama

Zacząłem od tego, ze ta sprawa napawa smutkiem i do smutku na zakończenie wrócę. Dotychczas udawało się adwokaturze jako samorządowi niezależnych adwokatów unikać stawania się stroną sporów polityczno-prawnych, które podzieliły Polskę. Poszczególni adwokaci bywali i wciąż są po obu stronach politycznej barykady, ale nie dotyczyło to samej adwokatury. Jeśli mówiła, to o prawie i wartościach, ale nie była po żadnej stronie. Mówiła z boku, a również przez to jej głos brzmiał mocno i był słyszany.

Czytaj więcej

To dlatego Małgorzata Manowska nie straciła immunitetu

Awantura w Trybunale Stanu (a moim zdaniem z perspektywy ostatnich lat można się było czegoś w tym stylu spodziewać), to pierwszy przypadek, w którym poprzez osobiste wplątanie w spór piastuna funkcji prezesa Naczelnej Rady Adwokackiej autorytet adwokatury został zaangażowany po jednej ze stron podziałów politycznych. Dotąd nasz głos mógł współbrzmieć, ale nigdy nie był częścią krzyku jednej ze stron barykady dzielącej nasz kraj.

Jeżeli prezes adwokatury rekomendowany do Trybunału przez jedną ze stron politycznego sporu wypowiada się jako poszkodowany w swoich prawach sędzia, poszkodowany de facto przez przeciwników politycznych, to samodzielnego głosu adwokatury już nie będzie słychać.

Spór w Trybunale Stanu. "Nie da się być mediatorem, będąc po którejkolwiek ze stron konfliktu"

Piszę to, w pełni się zgadzając z jego oceną sytuacji. To nie zmienia jednak problemu zbędnego i szkodliwego wplątania adwokatury w politykę przez osobiste wybory jej lidera. Co więcej, jeżeli adwokatura spróbuje się wypowiedzieć osobno, obok swojego prezesa, to ta wypowiedź już nie zabrzmi dla wszystkich wiarygodnie, jako głos samorządu niezależnych z racji charakteru swojego zawodu prawników. I to nie jest dobre dla adwokatury, to ją osłabia i to mnie jako adwokata i obywatela zasmuca. To też ogranicza możliwość jej realnego wpływu na sprawy publiczne w perspektywie dłuższej niż jedna czy dwie kadencje parlamentu.

Reklama
Reklama

Przy okazji zmniejsza szansę na jakikolwiek kompromis chociażby pomiędzy sędziami Trybunału Stanu. Nie da się być mediatorem, będąc po którejkolwiek ze stron konfliktu. Szansy na tę rolę właśnie zostaliśmy pozbawieni.

Autor jest adwokatem

Czytaj więcej

Awantura w Trybunale Stanu. Rzecznik dyscyplinarny adwokatury reaguje

Nie ukrywam, że zarówno z uwagą, jak i smutkiem czytam wiadomości opisujące to, co się dzieje w Trybunale Stanu. Ze smutkiem, ponieważ obserwujemy agonię kolejnego z wymienionych w konstytucji organów sądowniczych. Z drugiej strony przez ostatnie lata już się przyzwyczailiśmy do wątpliwej estetyki takich stanów agonalnych. Ale smutek pozostaje.

Zaczęło się niemal dziesięć lat temu od Trybunału Konstytucyjnego, któremu cios zadał prezydent Andrzej Duda, odbierając ślubowanie od trzech osób wybranych na obsadzone stanowiska. Wszystko, co pojawiło się później, było i nadal jest konsekwencją tej z punktu widzenia państwa kompletnie błędnej i szkodliwej decyzji.

Pozostało jeszcze 94% artykułu
/
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Reklama
Rzecz o prawie
Jacek Dubois: Ścierwa dwa
Rzecz o prawie
Łukasz Guza: Studia w wersji neo
Rzecz o prawie
Prawnicy coraz chętniej korzystają z narzędzi sztucznej inteligencji
Rzecz o prawie
Jacek Dubois: Wołam ciebie ja, brzoza
Rzecz o prawie
Joanna Parafianowicz: Czy istnienie Trybunału Stanu ma sens
Reklama
Reklama