Polska najwyraźniej będzie potrzebowała dwóch krzeseł na unijnych szczytach: dla premiera i prezydenta – wynika z ogłoszonego wczoraj werdyktu Trybunału Konstytucyjnego.
Jeżeli więc Lech Kaczyński zechce uczestniczyć w spotkaniach szefów państw Unii Europejskiej, to rząd nie może zniechęcać go do wyjazdu, np. odmawiając samolotu, tak jak się stało w ubiegłym roku. Jednak to Rada Ministrów przygotowuje stanowisko na szczyt, a prezentuje je szef rządu.
Udział głowy państwa w konkretnym posiedzeniu wymaga współdziałania z premierem i właściwym ministrem. Lech Kaczyński powinien więc informować rząd o chęci wyjazdu na szczyt. Ale będzie też miał możliwość odniesienia się do stanowiska rządu „w zakresie obejmującym jego kompetencje”.
Czy werdykt zapobiegnie przyszłym kłótniom przed unijnymi szczytami? – Trudno w to uwierzyć – ocenił na gorąco Eugeniusz Kłopotek z PSL. Politycy PO i PiS już wczoraj spierali się o werdykt Trybunału. – Jak będzie jedno miejsce na szczycie, to wiadomo, że zajmie je pan premier – mówił Krzysztof Lisek z PO, szef Sejmowej Komisji Spraw Zagranicznych.
Ale już Karol Karski z PiS mówi o blamażu rządu, który zadał pytanie, na które odpowiedź była oczywista. – Trybunał orzekł to, co mówi konstytucja, prezydent może jeździć na szczyt – komentował Karski.