Jakim byłbym rzecznikiem, gdybym nie reagował na akty nienawiści wobec tych osób w czasie kampanii prezydenckiej czy nie kwestionował dyskryminujących uchwał samorządowych? RPO jest organem do spraw równości, nie wolno mu nie widzieć tych spraw, bez względu na ryzyko oskarżeń politycznych i ideologicznych. A ja swoją misję zawsze starałem się pełnić odpowiedzialnie. Także – podkreślmy to – w odniesieniu do praw osób z niepełnosprawnościami czy dyskryminacji np. ze względu na pochodzenie rasowe i etniczne, ze względu na wyznanie, na wiek czy stan zdrowia psychicznego.
Ale przeczytałem jeden z ostatnich tytułów na stronie WWW RPO: „Obywatel ukarany za niezasłanianie ust i udział w zgromadzeniu. Kolejna COVID-owa kasacja RPO”. Czy to wypadek przy pracy pana czy pana urzędników? Bo to się kojarzy, że RPO popiera nienoszenie masek.
Wręcz przeciwnie. Jeżeli władza idzie na skróty, wprowadza dla obywateli obowiązek poprzez rozporządzenia, które nie mają umocowania ustawowego, to niech się później nie dziwi, że obywatele to kwestionują. Maseczki to przykład słabości władzy, gdyż już w maju 2020 r. mówiłem, że jestem absolutnie za tym, żeby je nosić, ale należy to uregulować na poziomie ustawowym. Zostało to zignorowane. Potem był festiwal nieodpowiedzialności w czasie wyborów, kiedy pan premier opowiadał niestworzone rzeczy o końcu koronowirusa, i dopiero w październiku uregulowano to w ustawie. W takiej sytuacji nie możemy karać obywateli, bo przepisy były niejednoznaczne. Druga rzecz to kwestia mówienia o samych zachowaniach obywateli – miałem dziesiątki wywiadów i wystąpień, w których wprost mówiłem: słuchajcie, nawet jeżeli przepisy są nieprecyzyjne, to macie obowiązek moralny wobec innych obywateli, rodziny i przyjaciół te maseczki nosić. Sam też dawałem wszędzie przykład i raczej nie znajdzie mnie pan w przestrzeni publicznej bez maseczki. W przeciwieństwie do wielu moich krytyków, którzy co innego głosili, a co innego robili publicznie.
Przy oddaleniu jednej z pierwszych skarg nadzwyczajnych RPO padły słowa sędziego SN, że RPO nie zauważył, że sprawa dotyczy konkretnej osoby, a nie abstrakcyjnych reguł prawnych. Czy nie jest to pójście na łatwiznę, zamiast nieść pomoc zwykłym ludziom?
Sam pan najlepiej wie, że niektóre skargi nadzwyczajne są uwzględniane, niektóre oddalane, i sądy mogą do tego podać różne uzasadnienia. Zachęcałem moich prawników, żebyśmy brali sprawy nie tylko pewne, łatwe do wygrania, ale również te ryzykowne, w których możemy przegrać, ale też – jeżeli się bardzo postaramy – przekonać SN do naszych racji. Podkreślałem, nie interesują mnie statystyki, lecz determinacja w pomaganiu ludziom. Każda skarga, którą złożyliśmy, musiała przejść nasz wewnętrzny test, czy nie ma innego sposobu pomocy tej osobie i czy nie będziemy prowadzili do jakichś trudnych do określenia konsekwencji z punktu widzenia stabilności systemu prawnego. Składaliśmy liczne skargi dotyczące np. spraw spadkowych. W wielu przypadkach mamy tę satysfakcję, że licznym rodzinom pomożemy po latach wyprostować wyjątkowo złożone sprawy spadkowe i może naprawić wewnętrzne relacje.