Spór o to, czy polskie rozwody administracyjne będą uznawane w Wielkiej Brytanii, Szwajcarii czy Norwegii, może brzmieć jak akademicka dyskusja. Jednak każdy, kto czekał miesiącami na rozprawę rozwodową, wie, że rozwód z teorią ma niewiele wspólnego. To życiowy zakręt, który chce się mieć jak najszybciej za sobą.
Czytaj więcej
Część ekspertów twierdzi, że zaproponowany w projekcie ustawy o pozasądowych rozwodach sposób roz...
Rozwody w Urzędzie Stanu Cywilnego. Czy projekt ma luki?
Uproszczenie i przyspieszenie procedury to krok w dobrą stronę. Jak pisaliśmy na łamach „Rzeczpospolitej”, liczba rozwodów trafiających do sądów rośnie z roku na rok. W 2024 r. takich spraw wpłynęło 83 tys., zaś w poprzednich latach – 81 i 78 tys.
Jeśli małżonkowie rozstają się w sposób zgodny, rozwód można uzyskać na pierwszej rozprawie. Jednak przy niewydolnym sądownictwie – w zależności od sądu – nieszczęśliwi małżonkowie na termin czekają przynajmniej trzy miesiące. Ale zdarza się, że czas oczekiwania wynosi ponad pół roku. Brak alternatywy dla sądowego rozwiązania małżeństw jest niekorzystny zarówno dla obywateli, jak i systemu sądownictwa. Choć wyłączenie części rozwodów spod kognicji sądów nie uratuje będącego na skraju wydolności wymiaru sprawiedliwości, to z pewnością trochę go odciąży. Zwłaszcza że rocznie około 20 tys. orzeczonych rozwodów dotyczy małżeństw nieposiadających małoletnich dzieci i kończy się bez orzekania o winie.
Ale uproszczenie nie może odbywać się kosztem jasności i bezpieczeństwa prawnego. Dlatego projekt nowelizacji Kodeksu rodzinnego i opiekuńczego, wprowadzający administracyjne rozwody, trzeba dopracować tak, by nie budził wątpliwości. Każda luka, dwuznaczność czy ryzyko odmiennej interpretacji może zostać wykorzystane do podważania sensu zmian. A polityków, chcących wydłużyć procedury czy wręcz wprowadzić nierozerwalne małżeństwa, nie brakuje.