Komisja Kodyfikacyjna przy ministrze sprawiedliwości przygotowała projekt zmian kodeksu postępowania karnego. Choć projekt idzie w dobrym kierunku – usprawnienia i odformalizowania postępowania – to nie zadowala. Komisja nie może się zdecydować na bardziej radykalne rozwiązania, które pozwoliłyby na gruntowną przebudowę procedury. Chciałbym się tu skupić tylko na części dotyczącej procedury odwoławczej: uchylenia sprawy do ponownego rozpoznania. Iustitia już od kilku lat postulowała zmiany w k.p.k. i w lipcu ubiegłego roku przesłała swój projekt do Senatu (http://www.iustitia.pl/content/view/ 355/257/). Proponowaliśmy w nim zmianę art. 437 i 438 k.p.k., gdy tymczasem komisja w art. 437 § 2 skreśla jedynie słowa: „przepis art. 397 stosuje się odpowiednio". Praktycznie niewielka różnica.
Najpierw się uchyla
Naszym zdaniem uchylenie zaskarżonego wyroku i przekazanie sprawy do ponownego rozpoznania, instytucja masowo nadużywana przez sądy odwoławcze dla uniknięcia kasacji, ma być wyjątkiem, a nie regułą.
Tymczasem nasze orzecznictwo odwoławcze, w przeciwieństwie do praktyki orzeczniczej wszystkich państw świata o cywilizowanej kulturze prawnej, jest nastawione na uchylanie wyroków do ponownego rozpoznania. Akcentuje się, że w pierwszej kolejności należy wyroki uchylać, a nie zmieniać, aby oskarżony zachował tzw. prawo do drugiej instancji, chociaż nawet obecny przepis stawia zmianę na pierwszym miejscu, a uchylenie na drugim.
Powszechnie wiadomo, że niemal żadna głośna, medialna sprawa karna nie kończy się po pierwszym rozpoznaniu. Wciąż słychać, że kolejna taka sprawa „wraca do sądu pierwszej instancji". Nie sposób znaleźć trudną, a medialną sprawę, w której wyrok nie byłby uchylony przynajmniej za pierwszym razem. W szczególności dotyczy to wyroków uniewinniających, do których sądy odwoławcze podchodzą niezwykle nieufnie i pierwsze uniewinnienie niemal zawsze uchylają.
Liczne są sprawy, że dowody są zbyt słabe, by jednoznacznie coś przesądzić na niekorzyść oskarżonego, ale wystarczające, aby wzbudzić wątpliwości sądu odwoławczego. Określa się je jako takie, w których „na skazanie nie wystarczy, ale wystarczy na uchylenie". Zniechęca to wręcz sędziów I instancji do wnikliwości, bo do coraz większej liczby spraw podchodzą z przekonaniem, że bez względu na to, co zrobią i ile wysiłku w nie włożą, sąd odwoławczy i tak je uchyli bez względu na treść wyroku, gdyż zawsze znajdzie jakieś wątpliwości. Doświadczeni sędziowie I instancji dostrzegają od razu, że sprawa ma taki właśnie charakter.