W ciągu wieków pojęcie to ewoluowało, jednak istota mitu pozostaje niezmienna. Poprzez ten przekaz ludzie starali się ?po prostu objaśnić zjawiska dla nich niezrozumiałe, które budziły w nich niekiedy nawet przerażenie.
Podobnie jest dzisiaj. Na chwilę zatem przemienię się w „łowcę mitów" ?na naszym prawniczym poletku. ?Takim mitem, obrosłym wieloma nieporozumieniami, jest sądownictwo dyscyplinarne. Powszechnie artykułowaną opinią jest, że nie wypełnia ono należycie swoich zadań. Podobno w samorządach – jak to się mówi: korporacjach prawniczych – siedzą sami „kolesie", którzy „zamiatają sprawy pod dywan". I to jest dopiero mit nad mity, przy którym blednie nawet przypowieść o królu Midasie! Wyobraźmy sobie, że w Warszawie jest 8700 radców prawnych, a więc tylu, ilu mieszkańców mają niektóre miasta powiatowe. Są to osoby, które owszem, wykonują ten sam zawód, ale już dużym nadużyciem, jeśli uzmysłowimy sobie skalę, byłoby stwierdzenie, że wszyscy się znamy, lubimy czy też pomagamy sobie. To nie jest przecież społeczność żyjąca w niewielkiej wiosce, która spotyka się podczas uroczystości rodzinnych, gminnych lub kościelnych. Chociaż i w takich małych ojczyznach nie wszyscy pozostają w bliskich i przyjacielskich relacjach.
Mit upada? Niekoniecznie, bo ktoś może rzec, że są jednak takie sprawy, ?w których kolega sądzi kolegę. Owszem, może tak być – przynajmniej teoretycznie – ponieważ nasz prawniczy świat czasami kurczy się do niewielkich rozmiarów, gdy np. ktoś z kimś był na studiach, ktoś zna kogoś, z kim tamten był na aplikacji, a jeszcze kolejny obsługuje spółkę, którą tamten kiedyś reprezentował w sądzie, więc słyszał o nim od referenta prawnego. Tylko że w praktyce z tych relacji nic nie wynika. Możemy się znać, ale w aktach sprawy są informacje, które pozwalają zweryfikować stopień „zawodowej zażyłości" członków sądu dyscyplinarnego i obwinionego radcy prawnego. A pamiętajmy przy tym jeszcze, że w tym procesie nie bierze przecież udziału jedna osoba. Jak sama bowiem nazwa wskazuje, „sąd dyscyplinarny" jest to ciało kolegialne. ?Tu już, biorąc nawet pod uwagę jedynie statystykę, zdecydowanie trudniej byłoby wywieść, że wszyscy sędziowie dyscyplinarni są kolegami osoby, którą sądzą. Nie możemy też tracić z pola widzenia oczywistego faktu, że istnieje instytucja wyłączenia z postępowania – często używana w takich sprawach. Jak zatem walczyć z mitem? Rozsądkiem? Chyba jest to nieskuteczne. Statystyką? Liczby nie kłamią... Jeśli oczywiście ktoś je zechce przeanalizować.
Może rozwiązaniem tych bolączek opinii publicznej będzie nowelizacja ustaw o poszczególnych zawodach prawniczych – na nowo regulująca problematykę postępowań dyscyplinarnych i zaostrzająca procedury oraz odpowiedzialność. My przeciwko temu nie protestujemy. A to już jest chyba najlepszy dowód na to, że jednak mit jest po prostu mitem, choć w dalszym ciągu jego istota jako opisanie zjawiska niektórym odbiorcom będzie nieznana. Bo wolą wierzyć w mit, niż rzetelnie analizować otaczającą ich rzeczywistość.
Autor jest wicedziekanem Rady Okręgowej Izby Radców Prawnych w Warszawie