Gdy patrzę właśnie z tej oddalającej się perspektywy ?na to, co się stało w ubiegłym tygodniu w redakcji „Wprost", jestem coraz bardziej zszokowany. Stało się bowiem coś, co w demokratycznym państwie prawa nie powinno mieć miejsca.
Oto czterech prokuratorów, ośmiu agentów i 16 policjantów (do ochrony agentów) wpada do redakcji opiniotwórczego tygodnika, który ujawnił niewygodne dla ludzi władzy informacje. Agenci próbują zabezpieczyć nośniki nagrania oraz odebrać komputer redaktorowi naczelnemu. Ten odmawia, zasłaniając się tajemnicą dziennikarską.
Zajście jest transmitowane na żywo przez wszystkie stacje telewizyjne. Po czym świat obiegają migawki naczelnego „Wprost" osaczonego przez funkcjonariuszy, przyciskanego do fotela, gdy nie chce oddać laptopa. Ostatecznie cała grupa agentów, prokuratorów i policjantów z troski o swoje bezpieczeństwo wycofuje się z redakcji. Sceny jak z tzw. republiki bananowej. A sytuacją w Polsce zaniepokojone jest OBWE.
Wszystko to dzieje się przed długim weekendem, bez zabezpieczenia sądu, który miał chronić tajemnice zgromadzone na zabranych przez służby dyskach.
Jak za starych „dobrych", wcale nieodległych czasów, kiedy prokuratura ulegała i była wykorzystywana jako polityczny instrument przez polityków niemal wszystkich opcji. I zawsze znajdowały się kanalie chętne życzenia władzy spełniać.