Praca zdalna pojawiła się w naszym życiu z dnia na dzień. Kto z nas myślał jeszcze trzy lata temu, że szef zgodzi się, by pracować w domu? A potem nagle, gdy pojawił się covid, wszystko stało się możliwe. Z dnia na dzień pracownicy zostali wysłani do domów. To, co wcześniej było nierealne, stało się naszą codziennością. Wiele osób do tej codzienności się przyzwyczaiło i nie wyobraża już sobie powrotu do biura. Zresztą pracodawcy przyznają, że trudno im spowodować, by pracownicy chcieli wracać do firm.

Wysłanie pracownika z laptopem czy komputerem do domu wiąże się jednak z długą listą zagrożeń. Wcześniej pracodawca miał wpływ na to, co dzieje się z naszymi laptopami, zabezpieczenia nie musiały być aż tak mocne. Praca zdalna to zmieniła. Komputery nie znajdują się już w biurze, gdzie jest do nich dostęp całodobowy. Oczywiście nadal można wgrać do nich pewne zabezpieczenia, ale już nie są zamknięte w firmie. One są w miejscu, do którego pracodawca nie ma pełnego dostępu – to dom czy mieszkanie pracownika. Sam zaś pracownik nie musi mieć kilku komputerów w domu i wcale nie są niecodzienne sytuacje, gdy w ciągu dnia wykonuje obowiązki służbowe, a po pracy komputer wykorzystuje do celów prywatnych. Ba, zdarza się, że nawet udostępnia go dziecku, bo ignoruje korporacyjne zasady bezpieczeństwa.

W takim wypadku to pracodawca ryzykuje najwięcej, bo to on odpowiada za wyciek danych. Ilu właścicieli firm może powiedzieć z czystym sumieniem: tak, praca zdalna w mojej firmie jest bezpieczna? Ataki cybernetyczne są coraz częstsze, a fantazja przestępców nieograniczona. Ochrona zdalnych miejsc pracy wymaga wdrożenia odpowiednich narzędzi bezpieczeństwa. To kosztuje. Ale straty po cyberataku mogą być większe niż oszczędności. Warto to policzyć. I zmienić postanowienia noworoczne.