Ogłoszenie wyroku w procesie doktora G. podzieliło nie tylko środowisko prawnicze. Uzasadnienie, w którym sędzia porównał stalinowskie metody przesłuchań do stosowanych przez Centralne Biuro Antykorupcyjne w sprawie doktora G., wywołało dyskusję o granicach metod przesłuchań.
Co wolno, a czego nie wolno; co jest zgodne z prawem, a co jego przekroczeniem? – zastanawiają się ci, którzy nie mieli bliższego kontaktu z organami ścigania. Zasada jest prosta – formuła przesłuchania jest (powinna być) taka sama w przypadku zarówno świadków, jak i podejrzanych czy biegłych. Na straży praw wszystkich stoi nie tylko nasze krajowe prawo, ale i Europejska konwencja praw człowieka i podstawowych wolności.
Przepisy procedury karnej wyraźnie zakreślają granice standardu przesłuchań. Osoba przesłuchiwana, a może nią być zarówno świadek, podejrzany, jak i biegły, musi mieć gwarancję swobody wypowiedzi. Nie wolno jej więc przerywać, krzyczeć i pospieszać.
Ewentualne pytania policjant, prokurator, obrońca mogą zadawać dopiero wtedy, kiedy przesłuchiwany skończy swoją luźną wypowiedź. Nie wolno też zadawać pytań sugerujących odpowiedzi; grozić czy stosować hipnozę lub leki. Procedura karna zastrzega, że wyjaśnienia, zeznania i oświadczenia złożone „pod jakimkolwiek wpływem osób trzecich" nie są przydatne dla organów ścigania, bowiem zgodnie z prawem nie mogą stanowić dowodu.
Co do formuły przesłuchania nie ma mowy o różnicowaniu świadka czy podejrzanego. Obu należy zapewnić możliwie dogodne warunki przesłuchania: wodę (obowiązkowo), ale posiłki już niekoniecznie. Różnice widać w uprawnieniach podczas przesłuchania. Np. świadek będzie mógł zjeść obiad po wyjściu z przesłuchania, zaś zatrzymany podejrzany – tylko w czasie przewidzianym regulaminem pobytu w areszcie śledczym czy izbie zatrzymań.