Stało się! Mamy wreszcie założenia do pierwszej tury deregulacji. Jest ona potrzebna, bo gospodarka spowalnia. Dzięki niej powstaną setki tysięcy nowych miejsc pracy, co zniweluje poziom bezrobocia wśród ludzi młodych. Młodzi, którzy dziś są poza zawodami regulowanymi i przez to nie mają stanowisk pracy, sami je sobie stworzą. Będą mieli ku temu możliwość, bo obniży się poprzeczkę wymogów kompetencyjnych. Łatwiejsze będzie wejście do zawodów regulowanych, a wchodząc do zawodu, młodzi staną się de nomine specjalistami w wybranym fachu. Stracą prawo do zasiłków dla bezrobotnych, ale będą mieli fach w ręku. Skoro sito będzie nieszczelne albo wcale go nie będzie, to ich wiedzę, umiejętności, predyspozycje zawodowe będzie weryfikował rynek. Czytaj: weryfikować będą sądy rozpoznające sprawy o naprawienie szkód wyrządzonych nienależytym wykonaniem obowiązków zawodowych.
W związku z powyższym spostrzeżeniem, jako rasowy prawnik, przede wszystkim uprzejmie przepraszam wszystkich zainteresowanych za to, że dotychczas kontestowałem ideę deregulacji. Pojąłem wszystko! Pojąłem nawet to, jak fala nowych spraw odszkodowawczych da się pogodzić z innym reformatorskim zadaniem: skróceniem czasu rozpoznawania spraw sądowych o jedną trzecią. Przecież czeka na wejście w życie nowy przepis art. 207 k.p.c.! Ale się naród zdziwi, gdy sądy masowo zaczną zwracać ludziom ich kolejne pisma procesowe w sprawach prowadzonych bez pomocy prawnika! Staną się bezradni wobec sądu. I wreszcie zaczną masowo przychodzić do nas – prawników, radzić się, dlaczego sąd im odsyła bez przeczytania pisma, które z takim mozołem sami sobie napisali.
Jako człowiek pojętny przestaję nawet tak bardzo się martwić planowaną deregulacją zawodu adwokata. Skoro ma ona polegać m.in. na obniżeniu okresu stażu pracy prawniczej koniecznego do tego, by kandydat do zawodu adwokata, bez odbycia aplikacji adwokackiej, mógł przystąpić do egzaminu adwokackiego, to naszymi kolegami zostaną – jeśli przypadkiem, niczym Frank William Abagnale Jr., zdadzą egzamin adwokacki – osoby nieposiadające dostatecznego warsztatu zawodowego. A przez to, wcześniej czy później, naszymi klientami zostaną zawiedzeni i rozgoryczeni byli klienci naszych niedostatecznie przygotowanych kolegów, uczących się zawodu na własnych błędach.
Skoro do pierwszej zawalonej sprawy klienci potrzebowali adwokata, to tym bardziej w sprawie przeciwko "profesjonaliście" będą nas potrzebować. Tylko sparzeni nauczką korzystania z usług dumpingowo taniego żółtodzioba będą, tym razem już za wszelką cenę (z naciskiem na słowo "wszelką"), szukać kogoś naprawdę doświadczonego i obeznanego z profesją adwokacką.
Zastanawiam się więc, czy kontestując deregulację, nie kontestowaliśmy przypadkiem nadejścia prawniczego eldorado?