Tegoroczne marcowe egzaminy korporacyjne: adwokacki i radcowski, odbędą się po raz pierwszy na nowych zasadach. Zamiast czterech potrwają trzy dni. Z obowiązkowej formy egzaminów znikną testy. Przewidziane zamiast niego zadanie z zasad wykonywania zawodu i etyki zostanie wprowadzone z kolei dopiero za dwa lata. Dzięki temu ma być, i pewnie będzie, łatwiej. Choć doświadczeni radcy i adwokaci przekonują, że likwidacja testów, choć zasadna, nie sprawi, że egzamin będzie łatwiej zdać, kandydaci do zawodu są innego zdania. Zapewniają, że to nie tylko dzień stresu mniej, ale i kilka tygodni mniej wkuwania ustaw specjalnie pod jego kątem.
Marcowe egzaminy zdawać mogą prawnicy po aplikacji adwokackiej i radcowskiej oraz magistrowie prawa bez aplikacji, którzy spełniają wymagane ustawowo uprawnienia. W sumie w tym roku ok. 5 tys. młodych ludzi.
Co ich czeka?
Trudny start i kłopot z utrzymaniem się na rynku. Jeśli ktoś nie ma w rodzinie adwokata czy radcy z dobrze prosperującą kancelarią, może nie przetrwać. Jeszcze kilka lat temu wystarczyło, żeby w miesiącu wpadły dwie, trzy „średnie" sprawy, i dało się wyżyć i opłacić kancelarię – przyznaje nam jeden z adwokatów. Dziś trzeba wziąć dziesięć drobnych, np. wykroczeniowych, by wyjść na swoje. Coraz mniej jest też problemów z obsadzaniem urzędówek. Kiedyś niechciane i spychane na kolegów, teraz dla wielu to pewne, a często i jedyne pieniądze. Podobnie rzecz się ma z obsługą niewielkich firm, spółdzielni mieszkaniowych czy szpitali. Można na niej zarobić od 2,5 tys. zł nawet do 7–8 tys. zł. Powoli jednak i rynek tych usług się zapełnia. Co można poradzić tym, którym nie uda się zaistnieć na rynku? Prawo daje szerokie możliwości. Wiedzą coś tym niemieccy prawnicy, z których wielu jeździ dziś na taksówce.