Samozawieszenie się sędziego Jarosława Dudzicza w funkcji zastępcy rzecznika prasowego KRS należy traktować w kategoriach wyłącznie humorystycznych.
Pytania są zupełnie podstawowe. Czy sędzia, który zabawia się w internetowego trolla, publikując zjadliwe treści antysemickie, powinien zasiadać w Krajowej Radzie Sądownictwa? Dbać, przynajmniej teoretycznie, o morale sędziowskiego stanu, strzegąc etycznych postaw, nieskazitelnych charakterów, które czynić mają tych ludzi sprawiedliwymi? Jaką wartość dodaną daje obecność takiego sędziego w Radzie? Jak jego dalsza działalność ma wpłynąć na pielęgnowanie powyższych postaw?
I to pytania retoryczne. Cóż z tego, że ustawa nie dopuszcza odwołania go ze stanowiska. W tym przypadku powinna je nakazać zwykła przyzwoitość. Jeżeli jej brakuje, może ją zastąpić środowiskowa presja, szczególnie ze strony pozostałych członków KRS.
W niedzielę sędzia Dudzicz, którego nie tylko media, ale i prokuratura wskazały jako autora antysemickich wpisów w internecie, uwolnił swoich kolegów z KRS od rozterek, co czynić. Oświadczył, że dbając o wizerunek KRS, zawiesza swoją aktywność jako wicerzecznik Rady. Jednocześnie wszystkim zarzutom zaprzecza. W wydanym oświadczeniu wyraził swój „sprzeciw i ubolewanie” wobec pojawiających się informacji. Na koniec dodał, że podjął kroki prawne zmierzające do ochrony swoich dóbr osobistych, co można odebrać jako ostrzeżenie dla innych.
I pewnie jego koledzy z KRS przyjęli to oświadczenie z ulgą, sądząc choćby po wcześniejszej wypowiedzi rzecznika Macieja Mitery. Ten z najwyższą delikatnością przyznał, że będzie „prosił” Dudzicza o „rozważenie” rezygnacji z funkcji wicerzecznika. To oczywiście wyłącznie kwestia smaku, bo Dudzicz do zakończenia całej sprawy pozostaje niewinny. Pytanie tylko, czy tym krokiem nie kupił jedynie czasu, bo jak inaczej traktować informacje płynące z prokuratury? Czy rzecznik Prokuratury Krajowej kłamie, posądzając sędziego o czyny, których się nie dopuścił? Raczej wątpliwe. Warto w tej sprawie zejść na ziemię.