Publiczne media w niebezpieczeństwie

Politycy znowu traktują społeczeństwo jak dzieci. Powiedzcie uczciwie prawdę: chcemy, by media były państwowe, chcemy kontrolować wszystko – pisze znana dziennikarka Janina Jankowska

Aktualizacja: 27.01.2008 17:11 Publikacja: 27.01.2008 16:52

Red

Oto nad naszymi głowami wyszarpuje się sukno z rąk dawnej władzy do rąk obecnej, a ci, którzy to sukno tkali i tkają – ludzie mediów, dla mocujących polityków nie istnieją. Podobnie jak nieobecna jest jakakolwiek refleksja nad naturą mediów publicznych i wyzwaniami, jakie stoją przed polityką medialną państwa w erze cyfrowej. Z tej niewiedzy narodził się pierwszy projekt noweli ustawy o radiofonii i telewizji autorstwa PO, w którym unicestwienie Krajowej Rady Radiofonii i Telewizji – regulatora właśnie teraz niezbędnego – urosło do symbolu wolności słowa.

Jestem osobą, która po raz pierwszy przy Okrągłym Stole złożyła projekt powołania do życia KRRiT, ciała, które m.in. miało uwolnić TVP i Polskie Radio od państwa i partii. Dlatego ośmielam się zabrać głos w tej przedziwnej dyskusji toczonej wokół mediów publicznych w Polsce.

Niezręcznie brzmią dziś głosy polityków PiS broniących niezależności mediów publicznych. Będąc przy władzy, narobili szkód, ale jako opozycja mają rację

Zaczęło się dobrze. W wyniku transformacji ustrojowej w 1993 r. państwowo-partyjny Komitet ds. Radia i Telewizji został przekształcony w samodzielne spółki prawa handlowego: TVP SA, Polskie Radio SA i 17 spółek regionalnych PR. Uchwalenie przez Sejm (29XII1992 r.) ustawy o radiofonii i telewizji powołującej do życia Krajową Radę Radiofonii i Telewizji był dniem narodzin polskich mediów publicznych. Ustawa i KRRiT, wzorowane na rozwiązaniach organizacyjnych BBC, miały stać na straży ich niezależności. Dlaczego nie udało się? Karol Jakubowicz ujął to krótko:

– Co zniszczyło KRRiT? – przyznanie jej kompetencji powoływania rad nadzorczych mediów publicznych.

– Kto zniszczył KRRiT? – wszystkie siły polityczne po kolei.

– Kto zaczął niszczyć KRRiT? – prezydent Lech Wałęsa (obraził się, że w pierwszej ogólnokrajowej koncesji telewizyjnej nie dostał koncesji jego faworyt, za co odwołał Marka Markiewicza z funkcji przewodniczącego i na jego miejsce przysłał Ryszarda Bendera).

– Kto chce dokończyć dzieła zniszczenia KRRiT? – Platforma Obywatelska, właśnie teraz, kiedy za sprawą nowej dyrektywy o audiowizualnych usługach medialnych KRRiT ma przed sobą naprawdę poważne zadania.

Zgromadzenie Parlamentarne Rady Europy już w 2004 r. wezwało państwa członkowskie RE, by „potwierdziły dążenie do utrzymania silnych, niezależnych mediów publicznych (...) by określiły właściwe ramy prawne, instytucjonalne i finansowe ich funkcjonowania oraz przystosowania i modernizacji, tak by mogły odpowiadać na potrzeby audytorium i wymogom ery cyfrowej”.

Media publiczne są czymś więcej niż stacją produkującą i emitującą program. Media publiczne są instytucją państwa demokratycznego, miejscem autentycznego dyskursu. Ich dobre funkcjonowanie świadczy o sile społeczeństwa obywatelskiego, to swego rodzaju papierek lakmusowy każdej demokracji.

Ustawa o radiofonii i telewizji z1993 r. otworzyła drogę mediom publicznym, ale skutecznie nie zabezpieczyła przed wpływem partii rządzących. Media publiczne stały się łakomym kąskiem sukcesu wyborczego. Służyły temu kolejne nowelizacje i powstały w parlamencie tzw. obyczaj polityczny. Kluby parlamentarne i kolejni prezydenci nie wahali się typować czynnych polityków i działaczy partyjnych na członków KRRiT oraz rad programowych. Pojawiło się pojęcie parytetów partyjnych, które zaczęły obowiązywać na poziomie zarządów spółek. Prezes z PSL, wiceprezesi: SLD, UD, później prezes z SLD, w zarządach PSL, UW i PO. Ten podział w III RP uchodził za normę.

Pomijano tylko konsekwentnie prawicę, co zaowocowało w roku 2005, gdy PiS doszedł do władzy. Dzięki błyskawicznej nowelizacji ustawy o radiofonii i telewizji tylko kandydaci PiS i koalicjantów mieli szanse znaleźć się w składzie KRRiT, rad nadzorczych i zarządów spółek. Tak zaczęła się IV RP – czas wzlotu i upadku mediów publicznych. „Wzlot” wynikał z faktu, że PiS przywiązywał wagę do tych instytucji. Wzrosły zarobki dziennikarzy, a np. najbliższy memu sercu reportaż radiowy zyskał nowe, atrakcyjne czasy w Polskim Radiu. Odkąd sięgam pamięcią, żaden zarząd tak wysoko nie stawiał tego gatunku.

Upadek w Polskim Radiu symbolizuje działalność wiceprezesa Jerzego Targalskiego, brutalne zwolnienia doskonałych dziennikarzy, którzy powinni uczyć młode pokolenie, atmosfera braku szacunku dla doświadczenia, profesjonalizmu i jedynego w swoim rodzaju przywiązania ludzi radia do instytucji Polskiego Radia. Media publiczne stały się miejscem dramatycznych konfliktów, które nigdy nie zostały w prasie i mediach prywatnych w sposób pełny i uczciwy przedstawione. To odrębny temat.

Niezręcznie brzmią dziś głosy polityków PiS broniących niezależności mediów publicznych. Będąc przy władzy, narobili szkód, ale jako opozycja mają rację. Te racje zagłusza się medialnie. Ciężar dyskursu o mediach przenosi się więc na opis cynizmu Jarosława Kaczyńskiego i wypominanie pisowskich grzechów, które mają legitymizować nowe rozwiązania w istocie jeszcze bardziej dla fundamentów mediów publicznych groźne. PiS chciał zawładnąć duszą mediów, ale je fizycznie wzmacniał np. w produkcji reportażu radiowego i telewizyjnego, teatru, Sceny Faktu. PO idzie w kierunku fizycznego osłabienia i rozbicia TVP. Aby media publiczne nie były narzędziem w rękach jakiejkolwiek partii, trzeba je osłabić, czyli sprowadzić do stacji niszowej – to była logika wcześniejszych wystąpień polityków PO. Przyklaskiwały jej stacje komercyjne.

„Czy media publiczne są nam potrzebne? – pytał dziennikarz TVN polityka Platformy. Zabrzmiało obłudnie. Nam? Politykowi – tak. Komercji telewizja publiczna raczej zawadza, bo mimo wszystkich jej grzechów i słabości TVP jest ciągle na rynku polskich mediów najsilniejszym graczem.

Zaczęto od rzucanych tu i ówdzie przez m.in. Bogdana Zdrojewskiego, Jarosława Gowina, nawet Donalda Tuska zapowiedzi o planach likwidacji abonamentu, co już zaowocowało gwałtownym spadkiem ściągalności. Jeśli zostaną ograniczone środki, pierwsze pod nóż pójdą kultura i programy ambitne. Powiem dobitnie: polskie media publiczne są w niebezpieczeństwie. Komentatorzy mediów komercyjnych unikają jasnego pokazania konsekwencji, jakie niesie rządowy projekt ustawy, także dla polskiej demokracji. Przeniosą ten temat na teren walk partyjnych, szczególnie wdzięczny przy nadmuchiwaniu konfliktu między Kancelarią Prezydenta a rządem.

Trzeba uczciwie nazwać rzecz po imieniu. Propozycja PO oddania w ręce ministra skarbu prawa do odwoływania członków rad nadzorczych oraz członków zarządu TVP i Polskiego Radia to koniec mediów publicznych, a początek państwowych. To cofnięcie się na drodze rozwoju polskiej demokracji.

Inną metodę zastosował poprzedni rząd. Koalicja PiS, LPR i Samoobrony szybką nowelizacją ustawy o radiofonii i TV w 2005 r. dokonały politycznego „skoku na kasę”, czyli media publiczne. Zagospodarowano KRRiT, rady nadzorcze i zarządy swoimi ludźmi zgodne z bezwzględnymi regułami gry parlamentarnej – większość decyduje. To była jazda po bandzie, która zaszkodziła mediom publicznym.

Jednak PiS-owska nowelizacja nie wprowadziła instrumentu bezpośredniej zależności mediów publicznych od państwa. Kiedy premier Jarosław Kaczyński z politycznych rachunków postanowił zdjąć z prezesury Bronisława Wildsteina, musiał się trochę nagimnastykować, co trwało parę miesięcy, zanim uzyskał odpowiednie rozłożenie głosów w radzie nadzorczej TVP. Projekt ustawy PO pozwala Donaldowi Tuskowi i jego następcom na dokonanie takiej operacji za pośrednictwem ministra skarbu w ciągu kilku godzin. W istocie „odpisienie” mediów publicznych znaczy podporządkowanie ich obecnej koalicji PO i PSL.

Projekt przekazania oddziałów terenowych TVP samorządom prowadzi do tego samego celu. Osłabienie i zawłaszczenie telewizji publicznej przez przedstawicieli władzy na szczeblu lokalnym. Jaki samorząd zdoła z budżetu utrzymać stację telewizyjną, gdy brakuje środków na pomoc społeczną i mieszkania komunalne? Jaki dziennikarz zechce tropić nieuczciwość władzy lokalnej, która wypłaca mu honoraria? To droga do przekształcenia ośrodków TVP w audiowizualny biuletyn urzędu miasta.

Platforma Obywatelska zbudowała pierwszy fundament mediów państwowych, który przy polskim deficycie „dobrego obyczaju” każdej partii rządzącej daje okazję do zgodnego z prawem sterowania mediami publicznymi. Minister skarbu, który „z ważnych powodów” może odwołać członków rad nadzorczych i zarządu, ma wpływ na wszystko: ofertę programową, politykę personalną, wydatki. Każda z tych dziedzin może okazać się „ważnym powodem”. To jest mechanizm otwierający drogę do tak głębokiej ingerencji, jakiej w „pisowskim” zawłaszczeniu nie było. Co gorsza, jest to zapis bez wyobraźni.

Pozostał listek figowy – sposób wyłaniania kandydatów do Krajowej Rady Radiofonii i Telewizji w projekcie zgodny z wieloletnimi postulatami środowisk twórczych. Tylko przy mediach państwowych to nie jest żadnym zabezpieczeniem. Fakt, że kandydaci do KRRiT muszą posiadać rekomendację co najmniej dwóch ogólnopolskich stowarzyszeń twórczych, nie pozbawia polityków możliwości ręcznego sterowania mediami publicznymi. Zanim minister skarbu zechce odwołać prezesa „z ważnych powodów”, znajdzie drogę służbową lub mniej oficjalną do zasygnalizowania mu swego niezadowolenia z takiej czy innej decyzji. Wielu nie trzeba nawet sygnalizować, bo wiedzą, co może grozić. W tym względzie polski obyczaj jest niesłychanie bogaty.

Politycy znowu traktują społeczeństwo jak dzieci. Powiedzcie uczciwie prawdę – chcemy, by media były państwowe, chcemy kontrolować wszystko. Wszelkie zawołania o wolnych, niezależnych od polityki mediach w świetle tego projektu są pustym hasłem.

Jedna obietnica PO została dotrzymana. Media publiczne przestaną być łupem, o który politycy muszą po dojściu do władzy walczyć. Oni ten prezent „media państwowe” otrzymują wraz z wygranymi wyborami.

Autorka jest dziennikarką i reporterem radiowym, działaczką Stowarzyszenia Dziennikarzy Polskich, przewodniczącą Rady Programowej TVP.

Oto nad naszymi głowami wyszarpuje się sukno z rąk dawnej władzy do rąk obecnej, a ci, którzy to sukno tkali i tkają – ludzie mediów, dla mocujących polityków nie istnieją. Podobnie jak nieobecna jest jakakolwiek refleksja nad naturą mediów publicznych i wyzwaniami, jakie stoją przed polityką medialną państwa w erze cyfrowej. Z tej niewiedzy narodził się pierwszy projekt noweli ustawy o radiofonii i telewizji autorstwa PO, w którym unicestwienie Krajowej Rady Radiofonii i Telewizji – regulatora właśnie teraz niezbędnego – urosło do symbolu wolności słowa.

Pozostało 94% artykułu
Opinie polityczno - społeczne
Estera Flieger: Izrael atakuje Polskę. Kolejna historyczna prowokacja
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Opinie polityczno - społeczne
Estera Flieger: Zwierzęta muszą poczekać, bo jaśnie państwo z Konfederacji się obrazi
Opinie polityczno - społeczne
Tomasz Grzegorz Grosse: Europejskie dylematy Trumpa
Opinie polityczno - społeczne
Konrad Szymański: Polska ma do odegrania ważną rolę w napiętych stosunkach Unii z USA
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Opinie polityczno - społeczne
Robert Gwiazdowski: Dlaczego strategiczne mają być TVN i Polsat, a nie Telewizja Republika?