Musimy z tym coś dobrego zrobić

Przed Pałacem Prezydenckim tłumy ludzi zapalały świeczki. Nie tylko zwolennicy zmarłego prezydenta. Miałem wrażenie, jakby wszyscy zdali sobie nagle sprawę, że gdzieś strasznie się zapędziliśmy – pisze publicysta „Rzeczpospolitej”

Publikacja: 11.04.2010 16:16

Igor Janke

Igor Janke

Foto: Fotorzepa, Ryszard Waniek Rys Ryszard Waniek

Czy tak niewyobrażalna tragedia, śmierć przedstawicieli elity naszego państwa, może nas wzmocnić? Dominikanin ojciec Jacek Salij powiedział mi w noc po wypadku: – Taka ofiara, tyle wybitnych osób, które zmarły jednego dnia, nie mogło odejść na marne. Musimy z tym coś dobrego zrobić.

Ta myśl frapuje mnie niemal od momentu kiedy dotarło do mnie, co się stało. Zadano nam straszliwy cios. Każdemu z nas, obywateli. Państwo polskie zostało w sobotę dramatycznie osłabione. Ale czy w tej sytuacji naszym obowiązkiem, każdego z nas, każdego Polaka, ale zwłaszcza osób obecnych w życiu publicznym, nie jest naprawa tego, co jest?

Wszyscy wiemy, że państwo nie działało należycie, że życie publiczne dramatycznie obniżało swój poziom. Politycy i dziennikarze w dużej części zajmowali się trzeciorzędnymi problemami, główną uwagę kierując nie na to, jak budować dobro wspólne, ale jak osłabić przeciwnika albo wroga, bo nawet nie konkurenta. Poziom napięcia w życiu publicznym w ostatnich latach był tak wielki, że praktycznie paraliżował większość racjonalnych działań. Spór, który jest naturalny w polityce, stał się wojną, a celem stała się nie budowa dobra wspólnego, ale zniszczenie przeciwnika.

Ulegliśmy temu wszyscy. To napięcie, tę niezwykłą agresję widać było w zachowaniach i sposobie działania polityków, w tym, jak życie publiczne relacjonowaliśmy i opisywaliśmy my – dziennikarze, jak brutalne były dyskusje na forach internetowych, z jaką agresją o nielubianych przez siebie politykach mówili ludzie na ulicy. Strony sporu nie rozmawiały ze sobą. Odbywał się monolog albo okładano się cepami. Prezydent był ośmieszany, premier przedstawiany jako obcy agent. Szacunek dla państwa, jego instytucji spadał dramatycznie.

Polityka schodziła coraz niej i niżej, kierowała się coraz niższymi pobudkami, coraz mniej racjonalnie była też oceniana. Nieprzypadkowo coraz mniej racjonalne były też podejmowane decyzje. Polityka toczyła się w rytmie potrzeb uderzenia w przeciwnika i rytmie nadawanym przez tabloidy. To powodowało niechęć i strach przed podejmowaniem prostych, racjonalnych decyzji, których wymagała chwila. Jedną z tych prostych decyzji był zakup nowych samolotów dla rządu. Pamiętam, jak jeden z najwyższych urzędników państwowych mówił mi: „Wiem, że powinniśmy je kupić, ale panie redaktorze, jak to zrobię, tabloidy nas zniszczą, że jesteśmy rozrzutni”. Celowo nie wymienię nazwiska tego polityka, bo tak myśleli wszyscy. Wszystkie kolejne rządy odsuwały od siebie tę prostą przecież decyzję. I nasi przywódcy latali coraz bardziej rozpadającymi się gruchotami. Aż się rozpadły. Nieracjonalna polityka doprowadziła do tego, że prawdopodobnie przy organizacji tego wylotu podjęto wiele błędów.

W sobotnią noc spacerowałem po Krakowskim Przedmieściu, gdzie stoi Pałac Prezydencki. O północy ciągle tłumy ludzi zapalały świeczki. A przecież zapalali je nie tylko zwolennicy zmarłego prezydenta. Mam wrażenie, jakby wszyscy zdali sobie sprawę, że gdzieś strasznie się zapędziliśmy. Słyszałem wypowiedzi zwykłych ludzi, którzy przyznawali, że nie lubili Lecha Kaczyńskiego, ale dziś tu przyszli.

Słyszałem Adama Michnika, który przyznawał, że bywał niesprawiedliwy wobec prezydenta, a dziś składa mu hołd. Lech Wałęsa prosił o wybaczenie. Niezależnie od tego, jak dalece to wszystko jest szczere i przemyślane, wobec tej trudnej do ogarnięcia tragedii, wobec stanięcia przed murem ostateczności nagle zaczęliśmy rozumieć, że gdzieś wszyscy się pogubiliśmy.

Oczywiście to są dni szczególnych emocji. Jutro, za tydzień przyjdzie normalność, codzienne problemy i decyzje do podjęcia. Musimy zmarłym oddać hołd, pielęgnować ich pamięć. Ale musimy też dalej żyć, wydawać gazety, rządzić, budować domy i drogi. Partie muszą działać, trzeba wybrać nowych urzędników. Przede wszystkim w ekstraordynaryjnym trybie musimy wybrać prezydenta. Spory polityczne nie przestaną istnieć i przestać istnieć nie mogą. Platforma i PiS, nawet tak bardzo osłabione, będą działać. Lewica musi znaleźć nowego kandydata na prezydenta. Pytanie, jakie stoi przed nami wszystkimi – politykami, dziennikarzami i milionami obywateli – czy umiemy z tej tragedii wyciągnąć lekcję? Czy będziemy umieli lepiej zadbać o Polskę, lepiej wykonywać swoją pracę? Czy dziennikarze nie będą wyłącznie podgrzewać polityków do obrzucania się kamieniami, lecz zmuszać ich do merytorycznej rozmowy, a politycy potraktują poważnie obywateli i przedstawią im wiarygodną ofertę?

Olbrzymie zadanie ciąży na kandydatach do urzędu prezydenckiego. I na tych już wybranych i na tych, którzy teraz będą musieli zostać wskazani. Na ich sztabach wyborczych. Ale też na nas, dziennikarzach. I na wszystkich obywatelach Rzeczypospolitej.

[ramka][link=http://blog.rp.pl/janke/2010/04/11/musimy-z-tym-cos-dobrego-zrobic/]Skomentuj[/link][/ramka]

Opinie polityczno - społeczne
Marek A. Cichocki: Polityczna intryga wokół AfD
Opinie polityczno - społeczne
Rusłan Szoszyn: Umowa surowcowa Ukrainy z USA. Jak Zełenski chce udobruchać Trumpa
Opinie polityczno - społeczne
Michał Szułdrzyński: Fotka z Donaldem Trumpem – ostatnia szansa na podreperowanie wizerunku Karola Nawrockiego?
Opinie polityczno - społeczne
Estera Flieger: Rosyjskie obozy koncentracyjne
Opinie polityczno - społeczne
Jędrzej Bielecki: Donald Trump, mistrz porażki
Materiał Promocyjny
Lenovo i Motorola dalej rosną na polskim rynku