Czy tak niewyobrażalna tragedia, śmierć przedstawicieli elity naszego państwa, może nas wzmocnić? Dominikanin ojciec Jacek Salij powiedział mi w noc po wypadku: – Taka ofiara, tyle wybitnych osób, które zmarły jednego dnia, nie mogło odejść na marne. Musimy z tym coś dobrego zrobić.
Ta myśl frapuje mnie niemal od momentu kiedy dotarło do mnie, co się stało. Zadano nam straszliwy cios. Każdemu z nas, obywateli. Państwo polskie zostało w sobotę dramatycznie osłabione. Ale czy w tej sytuacji naszym obowiązkiem, każdego z nas, każdego Polaka, ale zwłaszcza osób obecnych w życiu publicznym, nie jest naprawa tego, co jest?
Wszyscy wiemy, że państwo nie działało należycie, że życie publiczne dramatycznie obniżało swój poziom. Politycy i dziennikarze w dużej części zajmowali się trzeciorzędnymi problemami, główną uwagę kierując nie na to, jak budować dobro wspólne, ale jak osłabić przeciwnika albo wroga, bo nawet nie konkurenta. Poziom napięcia w życiu publicznym w ostatnich latach był tak wielki, że praktycznie paraliżował większość racjonalnych działań. Spór, który jest naturalny w polityce, stał się wojną, a celem stała się nie budowa dobra wspólnego, ale zniszczenie przeciwnika.
Ulegliśmy temu wszyscy. To napięcie, tę niezwykłą agresję widać było w zachowaniach i sposobie działania polityków, w tym, jak życie publiczne relacjonowaliśmy i opisywaliśmy my – dziennikarze, jak brutalne były dyskusje na forach internetowych, z jaką agresją o nielubianych przez siebie politykach mówili ludzie na ulicy. Strony sporu nie rozmawiały ze sobą. Odbywał się monolog albo okładano się cepami. Prezydent był ośmieszany, premier przedstawiany jako obcy agent. Szacunek dla państwa, jego instytucji spadał dramatycznie.
Polityka schodziła coraz niej i niżej, kierowała się coraz niższymi pobudkami, coraz mniej racjonalnie była też oceniana. Nieprzypadkowo coraz mniej racjonalne były też podejmowane decyzje. Polityka toczyła się w rytmie potrzeb uderzenia w przeciwnika i rytmie nadawanym przez tabloidy. To powodowało niechęć i strach przed podejmowaniem prostych, racjonalnych decyzji, których wymagała chwila. Jedną z tych prostych decyzji był zakup nowych samolotów dla rządu. Pamiętam, jak jeden z najwyższych urzędników państwowych mówił mi: „Wiem, że powinniśmy je kupić, ale panie redaktorze, jak to zrobię, tabloidy nas zniszczą, że jesteśmy rozrzutni”. Celowo nie wymienię nazwiska tego polityka, bo tak myśleli wszyscy. Wszystkie kolejne rządy odsuwały od siebie tę prostą przecież decyzję. I nasi przywódcy latali coraz bardziej rozpadającymi się gruchotami. Aż się rozpadły. Nieracjonalna polityka doprowadziła do tego, że prawdopodobnie przy organizacji tego wylotu podjęto wiele błędów.