Kaczyński dobrze zrobił wyrzucając Kluzik-Rostkowską

Pozbywając się kłamliwych haseł z kampanii prezydenckiej, Jarosław Kaczyński powinien pozbyć się również ludzi, którzy go w ten „kaftan bezpieczeństwa” wepchnęli na siłę – uważa politolog z Uniwersytetu Warszawskiego

Aktualizacja: 10.11.2010 03:46 Publikacja: 09.11.2010 23:52

Wojciech JabŁoŃski

Wojciech JabŁoŃski

Foto: Archiwum

Red

Niezależnie od mojej osobistej „sympatii” do prezesa Jarosława Kaczyńskiego – tym razem postąpił słusznie. I nie ma się czym przejmować. Jest zupełnie niezrozumiałe, że Joanna Kluzik-Rostkowska jeździła sobie i, jak sama powiedziała, udzielała wybranym „wsparcia” – najwyraźniej bez konsultacji z prezesem PiS. Gdyby Małgorzata Kidawa-Błońska – w pewnym sensie odpowiednik Kluzik w PO – zachowała się podobnie, skończyłaby tak samo, tylko szybciej.

Tyle że Kidawa-Błońska zna swoje miejsce w partii i nie ma przerośniętego politycznego ego. Natomiast Kluzik-Rostkowska sądzi, że to na jej losie koncentruje się polskie życie publiczne. Owszem, tak będzie, ale tylko przez moment. Jej wyrzucenie, jak chciałyby niektóre media, nie będzie kamieniem milowym polskiej polityki. O tej śmierci politycznej niedługo nikt nie będzie pamiętał.

[srodtytul]PiS nie straci[/srodtytul]

Polityczne wydarzenia warto postrzegać w kontekście, a dziś jest nim czas kampanii wyborczej do samorządu. Gdy w tym czasie rozpoznawalny polityk jednej z partii proponuje publiczną dyskusję na temat strategii, wyjście jest tylko jedno: takiej osoby należy się pozbyć. W żadnej partii nie może być dwugłosu – a zwłaszcza w czasie kampanii.

[wyimek]Kluzik-Rostkowska sama uwierzyła w swoją kłamliwą koncepcję, że prezes jest łagodny i przepełniony miłością[/wyimek]

Jarosław Kaczyński jest dla wyborców PiS osobą porządkującą rzeczywistość. To w partii postać najważniejsza, reszta świeci światłem odbitym. Podobna jest zresztą rola lidera w PO, PSL czy SLD. Polski system partyjny nie zakłada wybitnie rozwiniętej dyskusji wewnątrzpartyjnej czy współrządzenia z liderami partii – a tym bardziej działań bez konsultacji z nimi. Polityczny obyczaj w Polsce szefa partii stawia na stanowisku jedynego przewodnika, władcy, który rozdaje pieniądze i stanowiska. To na nazwisko prezesa partii de facto padają głosy – reszta to dobrani przez niego współpracownicy.

Na miejscu Kaczyńskiego nie martwiłbym się pohukiwaniem Kluzik-Rostkowskiej, która twierdzi, że kandydaci popierani przez nią w wyborach będą mieli teraz jakoś szczególnie trudno – wyborcy głosują na kandydatów dlatego, że identyfikują ich z partią, a zatem z osobą prezesa. Kaczyński nie musi się przejmować – nie poniesie żadnych znaczących strat.

Poniósł je natomiast wcześniej, gdy wyrwał się z „kaftana bezpieczeństwa” założonego mu w czasie kampanii prezydenckiej także przez Kluzik-Rostkowską, która się chwaliła. Ale pamiętajmy, że prezes PiS czuł się z tym źle. Obecnie Prawo i Sprawiedliwość wróciło do swojego przeciętnego dwudziestoparoprocentowego poparcia – i nie sądzę, by po odejściu Kluzik-Rostkowskiej i Jakubiak partia Kaczyńskiego straciła znaczącą część wyborców.

[srodtytul]Zerwać z fałszem[/srodtytul]

Błędem Jarosława Kaczyńskiego było to, że pozwolił Joannie Kluzik-Rostkowskiej swobodnie brylować w mediach po kampanii prezydenckiej i podrywać jego autorytet. Jej wyrzucenie z partii odbyło się zbyt późno, powinno nastąpić znacznie wcześniej. A najlepiej już wtedy, gdy prezes zdecydował się zerwać z fałszywą polityką miłości z czasów kampanii prezydenckiej. Pozbywając się ówczesnych haseł, powinien pozbyć się również ludzi, którzy go w tę politykę, w ten „kaftan bezpieczeństwa” wepchnęli na siłę. Tymczasem Joanna Kluzik-Rostkowska nadal była członkiem PiS i w mediach utrwaliło się przekonanie, że skoro potrafiła podpowiedzieć swojemu szefowi zaskakujący pomysł na kampanię wyborczą, to za to należy ją hołubić i podziwiać.

Pamiętajmy, że już niedługo po wyborach prezydenckich Kluzik odrzuciła złożoną jej przez Kaczyńskiego propozycję objęcia funkcji wiceszefa partii. Pewnie doszła do wniosku, że ma spore wpływy w PiS i że to od niej zależy kształt części polskiej sceny politycznej. To dość ciekawy polityczny sen, jednak jego skutkiem były działania dla Joanny Kluzik-Rostkowskiej wręcz samobójcze.

Nie wykorzystała swojej szansy – mogła być wiceprezesem partii, a teraz będzie nikim. Propozycje, które miało jej składać PSL, okazały kaczką dziennikarską, a przewodniczący Klubu PO równie szybko wycofał się z zaproszenia posłanki PiS do klubu, jak wcześniej ją złożył. Kluzik pozostała więc jedynie nieco humorystyczna propozycja ze strony Palikota.

Byłaby być może w innej sytuacji, gdyby stanęła za nią licząca się część Prawa i Sprawiedliwości. Charakterystyczne jednak, że to nie nastąpiło. Widać też, że Joanna Kluzik-Rostkowska i Elżbieta Jakubiak nie mają strategii na przyszłość. Obie chyba myślały, że Jarosław Kaczyński wciąż jeszcze jest tym słabym prezesem na lekach, który z partii ich nie usunie, więc przez jakiś czas będą mogły wykorzystywać swoją dawniej silną pozycję. Kluzik-Rostkowska uwierzyła w stworzoną przez nią samą kłamliwą koncepcję, że prezes jest łagodny i przepełniony miłością.

W dużych organizacjach, także partyjnych, takie sytuacje trzeba przecinać szybko i za jednym zamachem. Bo mogą one generować dalsze kryzysy. Atmosfera w partii najwyraźniej pęczniała. Podrywany był autorytet prezesa i co bardziej ambitni działacze, choć niekoniecznie najbardziej zdolni, mogli dojść do wniosku, że można podnosić łeb przeciw prezesowi.

Prezes zaczął zresztą proces oczyszczania swojej partii w sposób łagodny – od ludzi mniej ważnych. Najpierw został odsunięty Marek Migalski z europarlamentu, potem zawieszono Elżbietę Jakubiak, dopiero na koniec usunął Joannę Kluzik-Rostkowską. Tymczasem powinien zrobić odwrotnie. Najpierw Kluzik-Rostkowską wyrzucić z hukiem, a potem poczekać na reakcję tych, którzy są mu przeciwni. Wtedy buntownicy byliby znacznie bardziej potulni i sprawa szybciej rozeszłaby się po kościach. Można by to załatwić jeszcze w czasie wakacji, a więc długo przed wyborami samorządowymi, a tym bardziej parlamentarnymi.

Skoro Jarosław Kaczyński tyle zwlekał, ale zarazem nie poczekał tych dwóch tygodni do zakończenia wyborów – to być może zaczął się poważnie obawiać tego, co bez porozumienia z nim Kluzik-Rostkowska robi w regionach w czasie kampanii wyborczej.

Prawdopodobnie bał się tego, że buntownicy będą sobie budować środowisko polityczne na prowincji. A do tego nie mógł dopuścić. Obudził się późno – ale jeszcze nie za późno.

Opinie polityczno - społeczne
Marek A. Cichocki: Polityczna intryga wokół AfD
Opinie polityczno - społeczne
Rusłan Szoszyn: Umowa surowcowa Ukrainy z USA. Jak Zełenski chce udobruchać Trumpa
Opinie polityczno - społeczne
Michał Szułdrzyński: Fotka z Donaldem Trumpem – ostatnia szansa na podreperowanie wizerunku Karola Nawrockiego?
Opinie polityczno - społeczne
Estera Flieger: Rosyjskie obozy koncentracyjne
Materiał Promocyjny
Tech trendy to zmiana rynku pracy
Opinie polityczno - społeczne
Jędrzej Bielecki: Donald Trump, mistrz porażki
Materiał Partnera
Polska ma ogromny potencjał jeśli chodzi o samochody elektryczne