W niedzielę wieczorem rozwiały się nadzieje – nadzieje, że nastąpi klęska PiS, że prześcignie go SLD, i ta klęska będzie początkiem końca tej partii. PiS nie wypadł dobrze, ale najgorsze prognozy się nie sprawdziły. Utrzymał stan posiadania, mimo że ostatnie tygodnie nie były dla tej partii łatwe. Okazało się jednak, że musi martwić się także PO, choć nadal jest bardzo silna. Tak więc żadnych złudzeń Panowie – i Panie – musicie się pogodzić z tym, że znaczna część Polaków odrzuca obecne rządy, i to z powodów zasadniczych, bardzo zasadniczych.
Do jesieni przyszłego roku wiele się jeszcze może zdarzyć. Ale wszystko wskazuje na to, że poparcie dla Platformy będzie malało. Konsekwencje gospodarcze jej rządów będą coraz bardziej odczuwane, na bolesne reformy się nie zdobędzie, bo wtedy jej przegrana stanie się murowana. Jedyna szansa to odwrócenie uwagi społeczeństwa. Ostatnio miały ją zaprzątać rozłam w PiS i Ruch Palikota. Czy za parę tygodni będziemy jeszcze o nich pamiętać? Czy będą miały jakiekolwiek znaczenie? Czy też zapomnimy o nich równie szybko, jak o mordzie politycznym w Łodzi?
[srodtytul]Nieroztropnie usamodzielniony [/srodtytul]
Na pewno oba rozłamy, Palikotowy i Kluzikowy, miały także dobre strony. Odejście Palikota z PO pokazało granice władzy mediów. Jego pozycja, rozdymana przez wspierającą go stację telewizyjną, szybko została sprowadzona do właściwych wymiarów, gdy nieroztropnie się usamodzielnił. Wyniki wyborów na Lubelszczyźnie i w samym Lublinie pokazują, jakie są skutki jego działalności dla PO.
Teraz, gdy jest poza Platformą, która zręcznie pozbyła się kompromitującego już i niepotrzebnego narzędzia swej "postpolityki", już nawet jego happeningi nie bawią. Przy okazji paru pre- i postintelektualistów, którzy pobiegli do Sali Kongresowej lub wdychali powiew świeżego powietrza z niej dolatujący, potwierdziło, że gotowi są na wszystko, by być nieco bliżej władzy.