W naukach społecznych istnieją dwa pojęcia, którymi można się posłużyć przy opisywaniu wspólnot kulturowych: naród i narodowość. Naród to wspólnota, która zgodnie z przyjętą na konferencji w Wersalu zasadą o samostanowieniu ma prawo do posiadania państwa. O narodowości natomiast można mówić, gdy jakaś grupa ludzi przyznaje się do pewnej wspólnej kulturowej, językowej i obyczajowej tradycji, ale nie rości sobie pretensji do własnej państwowości. Stosując to rozróżnienie, możemy uznać Ślązaków nie za naród, ale właśnie za narodowość.
Zaznaczyć granice
Najlepiej byłoby oczywiście, gdyby w Europie w ogóle nie doszło do powstania państw narodowych. Jednak dopóki one istnieją, musimy uporać się z problemami wynikającymi z odrębności kulturowej poszczególnych regionów. W Polsce trochę za bardzo przyzwyczailiśmy się do myśli o homogeniczności naszego narodu. Przecież oprócz Ślązaków mamy też narodowość kaszubską, góralską czy nawet podlaską.
Co wynika z takiego postawienia sprawy? Nie mamy w Polsce tradycji państwa związkowego, ale nie oznacza to, że nie możemy nadać autonomii niektórym regionom, w których poczucie odrębności kulturowej jest silne. Należy się poważnie zastanowić, jak daleko miałaby ona sięgać. Najlepiej byłoby połączyć autonomię kulturową z prawno-podatkową.
Polsce wyszłoby na dobre, gdyby władza centralna zrezygnowała z części uprawnień na rzecz silnych województw. System redystrybucji pieniędzy przez Warszawę jest mniej wydajny od takiego, w którym część podatków zostawałaby w regionach, z których pochodzą.
Niestety, nie mamy tradycji państwa związkowego, a władza nie jest skora do odstępowania swoich uprawnień regionom, więc na razie trudno sobie wyobrazić taką reformę. Ważne jest, żeby wyraźnie zaznaczyć granice autonomii. Na pewno nie można dopuścić do sytuacji, w której dzieci śląskie czy góralskie uczyłyby się w szkołach tylko we własnym dialekcie. Przykład Hiszpanii pokazuje, że ludzie, którzy mówią tylko w lokalnym języku czy narzeczu, stają się obywatelami drugiej kategorii.