Te optymistyczne wnioski naszły mnie, gdy zacząłem śledzić reakcje na decyzję pewnego warszawskiego sędziego, aby posłać Jarosława Kaczyńskiego na badania psychiatryczne.
Spodziewałem się czego innego. Tego, że polityczni i medialni reprezentanci ludzi "młodych, lepiej wykształconych i z dużych miast" będą twierdzić, że to dobrze, i że takie są europejskie standardy. Oraz, że jest całkowicie nieuprawnione, wręcz haniebne, porównywanie tego do praktyk z moskiewskiego Instytutu im. Serbskiego. Tam gdzie tak skutecznie leczono schizofrenię bezobjawową.
Silny wprawdzie jest u nas nawyk redukowania rzeczy niewygodnych do skutków chorób psychicznych. Wspomnijmy tylko Zbigniewa Herberta, który cierpiał na cyklofrenię, gdy ganił Adama Michnika. A cieszył się doskonałym zdrowiem psychicznym, gdy był z nim w dobrych stosunkach. Ale zostawmy stare rachunki...
Teraz reakcja na wniosek w sprawie Kaczyńskiego była taka, że chce się wierzyć, iż kiedyś będzie jeszcze możliwa normalna rozmowa. Decyzją sędziego są nieprzyjemnie zdziwieni tacy "kaczyści" jak Jacek Żakowski, Monika Olejnik czy Ewa Siedlecka z "Gazety Wyborczej". Akurat ona przytoczyła szereg rozsądnych argumentów, dzięki którym wiemy dlaczego sądy nie powinny tak postępować.
Gdy przytoczymy jeszcze opinię prof. Piotra Kruszyńskiego, że nigdy nie słyszał, aby sądy wydawały podobne decyzje w sprawach z powództwa cywilnego (a w takiej właśnie Kaczyński jest sądzony) to mogłoby ogarnąć błogie poczucie, że Polska staje się królestwem rozsądku. I krajem, gdzie jednak nie wszystkie chwyty są dozwolone.