Chciałbym jednak do sprawy wrócić, gdyż ujawnia ona nieporozumienie typowe dla współczesnych liberałów, których Sadurski jest doskonałym reprezentantem.
Pisze on: „Jak można szczycić się Janem Pawłem II, jeśli nie jesteśmy w stanie wstydzić się z powodu Laudańskiego czy Karolaka, morderców z Jedwabnego?".
Otóż naród wstydzić się powinien za swoje wybory i ich konsekwencje – ja np. wstydzę się za stan Polski dziś – i za swoje punkty odniesienia: wydarzenia tworzące jego tożsamość, bohaterów, autorytety, innymi słowy wzorce, na jakie się powołuje. Dlatego fundamentalnym głupstwem jest „demitologizacja", która polega na odkryciu banału, że w historii jakiegoś narodu obok bohaterów byli zdrajcy, a obok świętych – łotry. Pokazanie, że w dziejach Polski była targowica, nie jest rewelacją, a powodem do wstydu jest dopiero chęć wznoszenia pomników targowiczanom.
Gdyby Jan Paweł II, który stanowi autorytet dla większości Polaków, był bezecnikiem – byłoby się czego wstydzić.
Przeprosiny w imieniu narodu – z podniosłego aktu, współcześnie, coraz bardziej przeistaczające się w groteskę – mają sens, jeśli dokonywane są za działania popełnione w jego imieniu przez jego reprezentantów, albo przez jego znaczącą część. Oznaczają one przecież akt uznania swojej winy. Przeprosiny ze strony Niemców za zbrodnie nazistów mają uzasadnienie, tak samo jak przeprosiny Francuzów za współpracę przy Holokauście, popieranego przez nich w większości, państwa Vichy. Polskie Państwo Podziemne karało śmiercią denuncjację Żydów. Odpowiedzialność – a więc i przeprosiny naszego państwa – za zabijających Żydów bandytów-Polaków jest nieporozumieniem.