Zawiódłby się ktoś, kto miałby nadzieję, że po wyroku na Beatę Sawicką mainstreamowe media poddadzą swą narrację w tej sprawie rewizji. Była posłanka jest wprawdzie teraz rzadziej przedstawiana jako święta, ale obraz smoka, który miał ją skrzywdzić, nie zmienił się zupełnie.
Dość typowy jest tu spis pisowskich niegodziwości podawany do wierzenia przez Dominikę Wielowieyską z "Wyborczej". Odpowiadając na mój tekst o wyroku, po raz kolejny przytacza katalog kanonicznych dla jej środowiska twierdzeń związanych tak z aferą byłej posłanki, jak i szerzej - z wizją dawnego CBA jako politycznej broni w rękach straszliwego pisowskiego rządu kreującego "atmosferę strachu" i zagrażającego demokracji.
"Zbrodnią przeciwko demokratycznym standardom jest wykorzystywanie służb i prokuratury do niszczenia konkurentów politycznych. W przypadku Sawickiej nie o nią chodziło, lecz o PO. Agent Tomek został wysłany z posłami Platformy na kurs, by sprawdzić, czy nie da się kogoś złowić. A po udanych łowach szef CBA Kamiński urządził propagandową konferencję prasową" - powtarza publicystka.
Ta mantra nie ustanie, nie zatrzymają jej żadne argumenty, bo sprawa Sawickiej jest podstawą lansowanej wizji lat 2005 - 2007. A to dla establishmentu III RP kwestia zbyt ważna, by w tych sprawach dopuszczać kompromis z faktami. Trudno więc liczyć tu na jakiekolwiek zbliżenie stanowisk.
Ale zarazem warto pamiętać, że kiedy większość mediów nieustannie powtarza jakąś interpretację jakichś spraw, to ma ona tendencję do utrwalenia się. Dlatego spróbuję odnieść się do najczęściej powtarzanych elementów mantry.
Aresztować bez sankcji?!
"Dziwne, że Piotr Skwieciński oraz agent Tomek w »Uważam Rze« - broniąc CBA - nie odpowiedzieli na pytanie: dlaczego agent akurat z posłami PO został posłany na kurs dla członków rad nadzorczych?" - pyta dziennikarka "GW". "Agent mówi, że znalazł się na kursie przypadkowo. Przyszedł i absolutnie przez przypadek natknął się na pięciu posłów" - ironizuje obrońca Sawickiej mec. Jacek Dubois.
Tylko że to nie jest tak, że po prostu coś tam mówi sobie jeden agent.