Radość, że w czasie Euro 2012 nie było polityki, już odbija się czkawką. Gdy obywatele przestają się interesować polityką, ta zaczyna się interesować obywatelami.
To zdarzenie szkodliwe, ale jednocześnie też wychowawcze. W czasie zbiorowego uniesienia mistrzostwami władza przeforsowała antydemokratyczną ustawę o zgromadzeniach masowych. Szum był, ale słabiutki, bo większość mass mediów upajała się „fajną Polską". W tym czasie skrajnie niefajną ustawę - bo skrytykowaną przez wszystkich poza wasalami władzy - uzasadniał w Sejmie bardzo fajny poseł Marek Biernacki.
Pomysły w otchłani
To nie ironia, Biernacki rzeczywiście należy do grona najbardziej kompetentnych i inteligentnych parlamentarzystów. Był to jednak obraz pokazujący skalę upadku parlamentaryzmu w Polsce. Bo demokracją parlamentarno-gabinetową jesteśmy już tylko na papierze. Rangi tego papieru nie podnosi fakt, że jest nim konstytucja.
Nic do powiedzenia nie ma parlament, niewiele gabinet, czyli Rada Ministrów. Polską rządzi jeden człowiek, w stopniu niespotykanym w innych krajach Unii Europejskiej. Swoistym odpowiednikiem jest jednowładztwo prezesa głównej partii opozycyjnej, którego królestwo - zachowując proporcje - zarządzane jest podobnie. To degeneruje naszą politykę.
Obecny system wyklucza z działania ludzi sensownych, mających jakieś pomysły. Niezależnie od legitymacji partyjnej nie ma sensu, aby cokolwiek robili. Gdy są w opozycji, ich najmądrzejsze pomysły trafiają do otchłani, jaką są szuflady marszałek Sejmu. A gdy są parlamentarzystami PO, efekt ich prac trafi do podobnej otchłani, czyli szuflad prezydium Klubu Parlamentarnego Platformy.