Teraz, gdy po raz kolejny Unia w ostatniej chwili znalazła sposób na tymczasowe zażegnanie kolejnego kryzysu w strefie euro, najwyższy czas wyciągnąć ważne wnioski na przyszłość. Lekcja cypryjska powinna być dla elit unijnych przestrogą, której tym razem nie wolno im zlekceważyć.
Z punktu widzenia Polski lekcja ta przyszła w najbardziej odpowiednim momencie. Podczas gdy obóz rządzący, nieco tylko się krygując, chce skierować Polskę na szybką ścieżkę wejścia do strefy euro, ostatnie wypadki na Cyprze wskazują, jaka może być polityczna i ekonomiczna cena przyjęcia wspólnej waluty.
Kwadratura eurokoła
Pierwszy ważny wniosek, jaki można wyciągnąć z cypryjskiej lekcji, nie jest zaskakujący. To kolejne potwierdzenie, że w ramach tak zróżnicowanej strefy nie da się uwzględnić potrzeb każdej narodowej gospodarki. Potrzeby rozwojowe i stabilizacyjne jednych nie są w stanie być zharmonizowane z pozostałymi.
Problemem nie jest jednak, jak twierdzi większość polityków unijnych, brak należytych instrumentów centralnego sterowania gospodarką. Dlatego też i rozwiązanie „kwadratury eurokoła" nie przyjdzie dzięki odebraniu krajom kolejnych elementów ich suwerenności i stworzeniu scentralizowanego zarządzania finansowego budżetami państw członkowskich (co już się zresztą zaczęło poprzez niewinnie brzmiące pakiety regulacji zwane sześciopakiem i dwupakiem oraz pakt fiskalny).
Wręcz odwrotnie, pomysły te są podpowiedzią od Złego, aby odwołać się do poetyki obecnego papieża, bo powiększą jedynie strukturalne mankamenty strefy euro i zwiększą chaos, mimo pozornego porządku.