Tamtej Unii już nie ma

Wraz z cnotą zaufania utracono równość, którą zastąpiła hierarchia oparta na sile politycznej i gospodarczej. A wraz z kresem zaufania i równości zaginęła solidarność – pisze polityk PiS

Aktualizacja: 05.04.2013 01:31 Publikacja: 05.04.2013 01:30

Krzysztof Szczerski

Krzysztof Szczerski

Foto: Fotorzepa, Jerzy Dudek

Red

Teraz, gdy po raz kolejny Unia w ostatniej chwili znalazła sposób na tymczasowe zażegnanie kolejnego kryzysu w strefie euro, najwyższy czas wyciągnąć ważne wnioski na przyszłość. Lekcja cypryjska powinna być dla elit unijnych przestrogą, której tym razem nie wolno im zlekceważyć.

Z punktu widzenia Polski lekcja ta przyszła w najbardziej odpowiednim momencie. Podczas gdy obóz rządzący, nieco tylko się krygując, chce skierować Polskę na szybką ścieżkę wejścia do strefy euro, ostatnie wypadki na Cyprze wskazują, jaka może być polityczna i ekonomiczna cena przyjęcia wspólnej waluty.

Kwadratura eurokoła

Pierwszy ważny wniosek, jaki można wyciągnąć z cypryjskiej lekcji, nie jest zaskakujący. To kolejne potwierdzenie, że w ramach tak zróżnicowanej strefy nie da się uwzględnić potrzeb każdej narodowej gospodarki. Potrzeby rozwojowe i stabilizacyjne jednych nie są w stanie być zharmonizowane z pozostałymi.

Problemem nie jest jednak, jak twierdzi większość polityków unijnych, brak należytych instrumentów centralnego sterowania gospodarką. Dlatego też i rozwiązanie „kwadratury eurokoła" nie przyjdzie dzięki odebraniu krajom kolejnych elementów ich suwerenności i stworzeniu scentralizowanego zarządzania finansowego budżetami państw członkowskich (co już się zresztą zaczęło poprzez niewinnie brzmiące pakiety regulacji zwane sześciopakiem i dwupakiem oraz pakt fiskalny).

Wręcz odwrotnie, pomysły te są podpowiedzią od Złego, aby odwołać się do poetyki obecnego papieża, bo powiększą jedynie strukturalne mankamenty strefy euro i zwiększą chaos, mimo pozornego porządku.

Problem nierównowagi wziął się bowiem nie tyle z rozpasania wydatkowego nieodpowiedzialnych rządów, ile z faktu, że to rozpasanie było możliwe dzięki konstrukcji strefy euro. Zawiera ona bowiem w sobie dwa elementy dysfunkcjonalne.

Wejście do niej wymaga spełnienia formalnych kryteriów konwergencji przyjętych jako wyznaczniki modelu makroekonomicznego „zdrowej gospodarki", a nie uzyskania rzeczywistej konwergencji koniunkturalnej z głównymi gospodarkami strefy i zdolności do konkurowania w strefie. To powoduje, że wspólną walutę przyjęły kraje o bardzo różnych realnych gospodarkach. Zjednoczenie nastąpiło wyłącznie na poziomie wskaźników. Mało tego, zaraz po wejściu większość państw natychmiast przestaje przestrzegać kryteriów konwergencji, bo rządzący wiedzą, że muszą odpowiadać na rzeczywiste potrzeby swych gospodarek.

Jednocześnie wszelkie próby odzyskania stabilności w strefie po powracających falach kryzysu skupiają się na potrzebach gospodarki najsilniejszych państw i potrzeb systemu bankowego największych graczy na tym rynku: banków „too big to fail". To powoduje, że gospodarki zdeprymowane, pozostawione na marginesie rozstrzygnięć i nieuwzględniane w receptach na odzyskanie wigoru przez strefę euro, poddają się pokusie „jazdy na gapę".

A zatem to nie nieodpowiedzialność ich rządów doprowadza do rozstroju strefę euro. To nieodpowiedzialność głównych graczy zwalnia słabszych z rygorów racjonalności.

Dlatego właśnie dalsza centralizacja zarządzania walutą tylko pogłębi problem. Bo tym bardziej zwiększy się pokusa „skoku w bok" wobec dyktatu potrzeb głównego nurtu. Konsekwencją będzie zaostrzanie nadzoru i kar, a w efekcie uczynienie ze strefy euro quasi-policyjnej strefy grobowego spokoju.

Bodźcowanie do reform

Drugą istotną lekcją, którą daje nam przypadek Cypru, to konieczność porzucenia marzeń o Unii solidarnej, przynajmniej w takim znaczeniu, jakie nadawały temu słowu traktaty i myśl integracyjna. W jej miejsce pojawia się jedno z najbardziej modnych dziś pojęć w Unii, czyli warunkowość.

W sytuacji kryzysowej nie można więc liczyć na pomoc, a rozwój nie następuje poprzez wspomaganie wyrównywania poziomów życia w Unii. Zastąpiła je warunkowość, czyli bodźcowanie państw do reform wewnętrznych poprzez formułowanie oczekiwań, co do zmian, jakie mają na swoim terenie przeprowadzić. Reformy te uzależniają dostęp do wspólnych środków unijnych.

Oczywiście i ja nie postuluję prostej solidarności polegającej na tym, że jedni mają obowiązek utrzymywać innych. Wszak Unia nie jest ani rodziną, ani nawet państwem narodowym, gdzie więzy społeczne są na tyle silne, by wytworzyć poczucie solidarnej wspólnoty. Rzecz w czym innym.

Mało brakowało, by Cypr znalazł się na rosyjskiej kroplówce. Na szczęście Putin wykazał się pazernością

Do tej pory system był prosty. Integracja opierała się na zaufaniu, równości i solidarności. Każdy realizował swoje interesy, odbywała się wewnętrzna rywalizacja konkurencyjna, ale tych trzech zasad starano się dotrzymać. Państwa i centrala unijna nawzajem nie spiskowały, nie oszukiwały się i jednocześnie system gwarantował, że obowiązki przekładane są na prawa i to jeszcze w taki sposób, że słabsi mieli więcej praw przy równych obowiązkach.

Teraz nie ma już śladu po tamtej Unii. Nastąpiła utrata wzajemnego zaufania i zastąpiła ją podejrzliwość, co najdobitniej wyraził ostatnio w Sejmie Radosław Sikorski nazywając partnerów w Unii „samolubnymi państwami narodowymi", które trzeba przed nimi samymi chronić za pomocą scentralizowanej integracji.

Z cnotą zaufania utracono też równość, którą zastąpiła hierarchia oparta na sile politycznej i gospodarczej. A wraz z kresem zaufania i równości zaginęła też solidarność.

Co ciekawe, nie oznacza to, że Unia już nic nie kosztuje. Odwrotnie. Koszt bycia w strefie euro rośnie. Bogatsi muszą płacić na ratowanie swoich aktywów ulokowanych w papierach dłużnych biedniejszych, biedniejsi muszą płacić koszty dostosowania się do wymogów narzuconych im przez bogatszych w ramach warunkowości. I tak wszystkich ten system kosztuje, a społecznego zysku z tego nie ma. Zyskuje co najwyżej sektor finansowy, ale to inna historia.

Unijny Robin Hood

I wreszcie trzeci niepokojący wniosek z lekcji cypryjskiej. W pewnym momencie doszło do symbolicznej sytuacji, kiedy minister finansów Cypru antyszambrował na Kremlu, chcąc uzyskać posłuchanie u prezydenta Władimira Putina. Przybył do niego z prośbą o pożyczkę na ratowanie finansów swego kraju.

Przed kim chciał je ratować? Ano przed... Unią Europejską i jej drastycznymi żądaniami warunkowości, które miały oznaczać ograbienie w biały dzień wszystkich mieszkańców wyspy z ich oszczędności. Różny miał być poziom tego łupiestwa, zależnie od zgromadzonej sumy, ale za to powszechny. Taki Robin Hood po europejsku: odebrać biednym, by zachować stabilność bogatych i ich banków.

Mało brakowało, by Cypr znalazł się na rosyjskiej kroplówce. Na szczęście Putin wykazał się pazernością i w zamian zażądał cypryjskiego gazu, co było warunkiem nie do przyjęcia  dla drugiej strony. Co ciekawe, Unia nie sprzeciwiała się temu dealowi i gotowa była naciskać dalej na Cypr, doprowadzając go do ściany.

Unia bankowa, która się nam szykuje, także z polskim udziałem, oznacza zatem, iż w imię stabilności całego systemu bankowego, wobec niemożliwości całkowitego zbankrutowania jego ogniw (jak było to możliwe w Islandii, która jest poza UE), Unia będzie wolała poświęcić interesy strategiczne i bezpieczeństwo poszczególnych swoich państw, niż ponieść straty w systemowych bankach-matkach z najsilniejszych krajów.

Oddanie cypryjskiego gazu Rosji było rozumiane bardziej jako mniejsze zło, niż utrata aktywów przez główne banki europejskie. Warto o tym pamiętać.

Pod dyktando niemieckich wyborów Polacy muszą więc rozumieć, na czym będzie polegało wejście do strefy euro. Jeśli nie przejdzie ona reformy w kierunku odejścia od centralizacji i odgórnego narzucania reform w celu wymuszenia pozornej równowagi, to wymiana złotego na euro oznaczać będzie nowe koszty dla naszego kraju i naszej gospodarki. Albo będą to koszty dyktatu zmian zaprowadzanych z poziomu ponadnarodowego. Albo będą to koszty uczestnictwa w systemie ratowania słabszych ogniw Unii w celu zabezpieczenia najsilniejszych graczy systemu finansowego Unii.

Wszystko to w tle ma politykę i wybory w Niemczech, do czasu których musi być w Unii względnie posprzątane, inaczej kanclerka (zgodnie z nową poprawnością obowiązującą w Sejmie) Angela Merkel może pożegnać się ze swą funkcją. Na koniec więc pozostaje nam brutalna prawda: to, co dzieje się w całej Unii, jest zakładnikiem wyborów w jednym kraju. Pokazuje to, jak bardzo Unia się zmieniła.

Autor jest posłem PiS, w latach 2007–2008 był wiceministrem spraw zagranicznych oraz podsekretarzem stanu w Urzędzie Komitetu Integracji Europejskiej, redaktor naczelny dwumiesięcznika „Arcana"

Opinie polityczno - społeczne
Konrad Szymański: Polska ma do odegrania ważną rolę w napiętych stosunkach Unii z USA
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Opinie polityczno - społeczne
Robert Gwiazdowski: Dlaczego strategiczne mają być TVN i Polsat, a nie Telewizja Republika?
Opinie polityczno - społeczne
Łukasz Adamski: Donald Trump antyszczepionkowcem? Po raz kolejny igra z ogniem
felietony
Jacek Czaputowicz: Jak trwoga to do Andrzeja Dudy
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Opinie polityczno - społeczne
Zuzanna Dąbrowska: Nowy spot PiS o drożyźnie. Kto wygra kampanię prezydencką na odcinku masła?