Choćby z tego powodu, że udzielał mi wywiadu dla telewizji. Dziś wiem jednak, że miał rację i że wyciągnął właściwe wnioski z sukcesów stacji Silvia Berlusconiego w swoim rodzinnym kraju. Tyle że gdybyśmy rozmawiali dziś, dodałbym, że bohaterem ekranów stał się nie tylko głupek, ale i cham. Mentalny żul, by użyć słów klasyka. W telewizji, która zbliża się do rynsztoka, jest na swoim miejscu.
Ci z państwa, którzy śledzą, co się dzieje w polskich mediach, zapewne się domyślają, że kiedy to piszę, mam na myśli „Warsaw Shore. Ekipa z Warszawy", najnowszy hit MTV. Tak, tak, tej samej MTV, która kiedyś zrewolucjonizowała rynek muzyczny i język telewizji. Jej smutny upadek trwa już wiele lat, a ostatecznym symptomem są właśnie produkcje typu „Warsaw Shore". Gdyby Krajowa Rada Radiofonii i Telewizji zajmowała się tym, czym powinna, powinna dotkliwie ukarać nadawcę za pokazywanie tego czegoś (słowo „program" naprawdę tu nie pasuje).
O co chodzi? Otóż w „Warsaw Shore", które jest zresztą polską wersją produkcji amerykańskiej, oglądamy ośmioro młodych ludzi, którzy przyjechali do stolicy na trwającą miesiąc imprezę. Oglądamy ich, jak upijają się do nieprzytomności, uprawiają przypadkowy seks z kim popadnie, przeklinają, bekają, wymiotują, a narkotyków nie zażywają chyba tylko dlatego, że jest to w Polsce nielegalne. To znaczy robią publicznie wszystko to, czego ludzie kiedyś się wstydzili. A jeszcze bardziej szokujące jest to, że dokładnie tak samo postępują kobiety i mężczyźni. Bohaterem Internetu stał się niejaki Trybson, wytatuowany mięśniak, który błyszczy tekstami w rodzaju „Jestem ostrym dzikiem, każda świnia przy mnie krzyczy" albo „Idziesz spać, bo się nie wyśpisz, kur..." (w obu wypadkach chodzi oczywiście o seks). Ale od jednej z kobiecych bohaterek słyszymy teksty w rodzaju „kocham go w ch..." (o Radku Majdanie), od innej zaś, że jej ulubione zajęcie to kręcenie pupą, od jeszcze innej, że nie ma zwyczaju „się pier...".
Czy istnieje granica, za którą media się nie posuną? Nic na to nie wskazuje. Przecież ten proces na naszych oczach tylko przyspiesza. Niektóre telewizje informacyjne już od dawna nie informują, seriale nie są już serialami, bo grają w nich amatorzy, a media publiczne trudno odróżnić od komercyjnych. Nie obowiązują już żadne standardy.