[wyimek][link=http://blog.rp.pl/blog/2010/04/05/piotr-gursztyn-przyszlosc-bojownika/" "target=_blank]Weź udział w dyskusji[/link][/wyimek]
Oddanie głosu na mnie wymagało odwagi i śmiałości. Nie byłem faworytem – tak dziękował za poparcie Radosław Sikorski. Powiedział to publicznie, na pseudokonwencji PO, podczas której ogłoszono, że zdobył 31 proc. poparcia wśród członków własnej partii. Co Sikorski chciał powiedzieć? Co zasygnalizować?
Według kilku relacji Sikorski nie uznał tego wyniku za sukces. Ponoć źle zniósł porażkę. Do końca nie wierzył, że dostał tylko tyle. A gdy to do niego dotarło, nie chciał wystąpić na scenie razem z Bronisławem Komorowskim. Ponoć. Relata refero.
[srodtytul]Upokorzony marszałek[/srodtytul]
Jednak jeśli te opowieści rodem z PO są nieprawdziwe, to jest faktem, że wielu członków Platformy z ochotą opowiada złe rzeczy o Sikorskim. Już w czasie prawyborów do dziennikarzy szybko docierały relacje o licznych gafach szefa MSZ. Z pewnością ostrożny Bronisław Komorowski nie popełnił ich tyle, co rozbrykany Sikorski. Ale gdyby szef MSZ był takim ulubieńcem partii jak marszałek Sejmu, to chroniłaby go swoista zmowa milczenia.Nie chroniła go, bo nadal jest traktowany w PO jako świeży nabytek. Dlatego bez żadnych oporów mógł Komorowski, ku uciesze platformerskiej gawiedzi, przeczołgiwać publicznie Sikorskiego za PiS-owską przeszłość i głosowanie na Lecha Kaczyńskiego w 2005 roku. To były dla Sikorskiego ciosy tym boleśniejsze, że niczym nie mógł za nie odpłacić.