Wajda i inni, czyli kto gra katastrofą

Co jest złego w zwracaniu się do Polaków albo do prawych Polaków? Gdyby uczynił to Donald Tusk, powiedziano by, że próbuje nas dowartościować

Publikacja: 28.04.2010 20:29

Bronisław Wildstein

Bronisław Wildstein

Foto: Fotorzepa, Ryszard Waniek Rys Ryszard Waniek

Weź udział w dyskusji

Powinniśmy się dowiedzieć, w czym pomogą nam czarne skrzynki, czy decyzję o lądowaniu podjęto na jego [Lecha Kaczyńskiego] rozkaz. Czy to prezydent zaryzykował życie wszystkich pasażerów?" – tak wypowiedział się Andrzej Wajda w "Le Monde" 22 kwietnia. Proszę wczytać się w ten tekst. Brzmi on podobnie do pytań, które Andrzej Lepper w 2002 roku zadał z trybuny sejmowej, sugerując związki polityków ze światem przestępczym i słusznie wywołując oburzenie szerokiej opinii publicznej. Czy to prawda – pytał Lepper – że ten to, a ten spotykał się z bossem pruszkowskiego gangu? Czy przyjmował łapówkę?

 

 

Lepper bronił się, że niczego przecież nie stwierdzał, ale jedynie pytał. Wajda też niczego nie stwierdza, insynuuje jedynie, że nieżyjący prezydent odpowiada za śmierć 95 osób, nie licząc jego samego. Wajda powołuje się na precedens, jakim były naciski na pilota, aby leciał do Tbilisi, mimo że w Gruzji trwała wojna. Zupełnym przypadkiem "Gazeta Wyborcza", z którą Wajda zgadza się zawsze i ze wszystkim (w rocznicę powstania Agory oświadczył, że uczestnictwo w tym przedsięwzięciu jest jego największym życiowym sukcesem), opublikowała wielką rewelację na ten temat dwa dni później. Widocznie Wajda swoje śledztwo przeprowadził wcześniej.W tym kontekście inne pomówienia, które polski reżyser serwuje francuskim czytelnikom, bledną: "Coraz bardziej rozgoryczony obserwuję, jak eksploatowane jest to wydarzenie [katastrofa prezydenckiego samolotu] dla potrzeb wyborów prezydenckich. Ugrupowanie, które nie miało żadnych szans sukcesu (PiS), zdecydowało się uczynić z tego dramatu swój atut. Opozycja jest gotowa zrobić wszystko, aby wrócić do władzy".

W którym momencie i kto z PiS zrobił coś, co sugerowałoby tego typu oskarżenia? Wajda, podpisany w "Le Monde" nie tylko jako wielki reżyser (co jest akurat prawdą), ale i jako autorytet intelektualno-moralny, tworzy w ten sposób wizerunek głównej partii opozycyjnej naszego kraju, który potem będą powielali zachodni komentatorzy, a następnie cytowali komentatorzy polscy; wizerunek, który wprawdzie nie ma nic wspólnego z rzeczywistością, ale zostanie utrwalony i rozpowszechniony.

Cokolwiek powie Jarosław Kaczyński, będzie to wykorzystane przeciw niemu

Tak więc Wajda, który pod hasłem łączenia Polaków wezwał do zablokowania decyzji o ostatnim miejscu spoczynku pary prezydenckiej, decyzji podjętej już i ogłoszonej na cały świat przez gospodarza katedry wawelskiej kardynała Stanisława Dziwisza, teraz, insynuując odpowiedzialność prezydenta za katastrofę, rozpacza nad wykorzystywaniem jej dla celów politycznych.

 

 

Już dzień po ogłoszeniu przez "Wyborczą" rewelacji o zmuszaniu pilota do lotu (co wprawdzie nie jest tożsame z lądowaniem, ale może się skojarzyć) Tomasz Lis w swoim programie usiłował wymusić na ekspertach lotniczych potwierdzenie tezy, że to Lech Kaczyński zmusił pilota do lądowania, które skończyło się śmiercią prezydenta i wszystkich mu towarzyszących. Nieomal pół programu poświęca na próbę wyrwania z nich takiego oświadczenia. Bezskutecznie. No, ale widzowie mogą zapomnieć protesty specjalistów, a pozostaną im w pamięci tak sugestywne hipotezy prowadzącego.Nieco krócej Lis usiłował wyciągnąć z polityka PiS Adama Bielana oświadczenie, że zwracając się do "prawych Polaków", Jarosław Kaczyński znowu dzieli ich i judzi przeciw sobie. Co jest złego w zwracaniu się do Polaków albo do prawych Polaków? Ano to, że sformułował to Jarosław Kaczyński. Gdyby uczynił to Donald Tusk, oznaczałoby, że próbuje Polaków zintegrować i dowartościować.

Wiemy więc już, że cokolwiek Kaczyński powie, będzie wykorzystane przeciw niemu. Jeśli zwróci się do obywateli, to grono dziennikarskich egzegetów zacznie ze smutkiem biadać, że prezes PiS oskarża wszystkich, którzy na niego nie głosują, że nie są obywatelami itd. I tak będzie wyglądała owa rzeczowa kampania w głównym, a przemożnym nurcie medialnym.

Już od tygodnia słyszymy pytania zatroskanych dziennikarzy, czy Jarosława Kaczyńskiego nauczyła czegoś katastrofa pod Smoleńskiem. Pytający z żalem nie dostrzegają jej wychowawczego wpływu na prezesa PiS. Na czym miałby on polegać, nie mówią wprost, ale sugerują. Przecież wiemy, jaki straszny jest Kaczor i PiS, ale gdyby się zasadniczo zmienił...

Niestety, to niemożliwe. Wynika z tego, że katastrofa miała doprowadzić do odejścia od politycznej tożsamości Kaczyńskiego i kierowanej przez niego partii. Dlaczego miałoby tak się stać? Ano dlatego, aby nigdy już nie "dzielić Polaków". W ramach więc ich integracji do telewizji prywatnych wraca Stefan Niesiołowski rzucający znowu obelgi pod adresem swoich politycznych konkurentów i wzywający do ich zniszczenia. On nie musi się niczego uczyć. Niedługo pewnie zobaczymy w nich Janusza Palikota. Jest przecież jednym z ważniejszych polityków rządzącej partii.

Hasło zostało rzucone i nagonka ruszyła. "Sezon na kaczki", i na opozycję, został ogłoszony. Zjednoczeni wyeliminujemy tych, którzy dzielą.

Opinie polityczno - społeczne
Jerzy Surdykowski: O wyższości 11 listopada nad 3 maja
Opinie polityczno - społeczne
Marek A. Cichocki: Polityczna intryga wokół AfD
Opinie polityczno - społeczne
Rusłan Szoszyn: Umowa surowcowa Ukrainy z USA. Jak Zełenski chce udobruchać Trumpa
Opinie polityczno - społeczne
Michał Szułdrzyński: Fotka z Donaldem Trumpem – ostatnia szansa na podreperowanie wizerunku Karola Nawrockiego?
Opinie polityczno - społeczne
Estera Flieger: Rosyjskie obozy koncentracyjne
Materiał Promocyjny
Lenovo i Motorola dalej rosną na polskim rynku