Piotr Zaremba: spór o katastrofę smoleńską

W ożywionej dyskusji o filmie "Mgła" jak w soczewce skupiły się dylematy pogrążonej w posmoleńskiej traumie prawicy. Sama debata mogłaby być pożyteczna, ale na razie została zmieniona w kakofonię – pisze publicysta "Rzeczpospolitej"

Publikacja: 09.01.2011 18:27

Piotr Zaremba

Piotr Zaremba

Foto: Fotorzepa, Robert Gardziński Robert Gardziński

Nie mam problemu z filmem "Mgła", problemem jest kontekst" – napisał dziennikarz "Faktu" Łukasz Warzecha na portalu wPolityce.pl. Wyraził żal, że potrzebny i ważny film został wyprodukowany przez "Gazetę Polską", pismo kojarzone jednoznacznie i "zaangażowane w forsowanie na siłę tezy o zamachu".

Ale tak naprawdę Warzecha wyszedł poza debatę o filmie. Wyraził żal, że PiS z przyległościami od początku upartyjnił pytania o Smoleńsk, czego wyrazem było niezaproszenie na premierę "Mgły" nawet części rodzin zabitych i unikanie otwartej dyskusji, którą zastąpiono wiecem. To po pierwsze nieprzyzwoite, a po drugie raczej utrudnia stronie zainteresowanej prawdą pozyskanie większości społeczeństwa – oto główne tezy Warzechy.

 

 

 

 

Wyszły one spod pióra komentatora odważnie żądającego wyjaśnienia katastrofy. Biorącego, zwłaszcza w pierwszych miesiącach, pod uwagę różne wersje zdarzeń, z zamachem włącznie. A przy tym choćby autora wydanego niedawno, niedokończonego wywiadu rzeki z Lechem Kaczyńskim.

Odpowiedzią był brutalny, lekceważący tekst Tomasza Sakiewicza na portalu Salon24.pl, w którym zarzucił on Warzesze kłamstwa na temat linii "Gazety Polskiej", a między wierszami polityczny atak na pozycje PiS. Artykuł wywołał także nerwowe reakcje prawicowych internautów – zamiast rzeczowej reakcji na argumenty przeważały inwektywy i zarzut zdrady. Tymczasem w tej ożywionej dyskusji jak w soczewce skupiły się dylematy pogrążonej w posmoleńskiej traumie prawicy. Racje nie są w niej rozłożone zero-jedynkowo. Ale sama dyskusja mogłaby być pożyteczna. A na razie została zmieniona w kakofonię.

Sprawa nie jest czarno-biała, bo w moim przekonaniu, jeśli się powiedziało "a", trudno nie powiedzieć "b". Tak jak Warzecha pochwaliłem film Marii Dłużewskiej i Joanny Lichockiej, ale nie udawałem, że jest to dzieło silące się na obiektywizm. To autorska wizja zdarzeń przedstawianych z pozycji jednego środowiska. Nawet jeśli narratorami nie są politycy PiS, to przecież są nimi państwowcy z otoczenia Lecha Kaczyńskiego. Trudno przypuszczać, że tę wizję będą sponsorowały, zwłaszcza przy dzisiejszym układzie sił, inne instytucje niż politycznie zaangażowane. Rola "Gazety Polskiej" wydaje mi się więc naturalna. Ze świadomością ograniczeń, jakie to ze sobą niesie.

Rzeczywiście dla nieprzekonanych to dodatkowy argument, aby tej wizji nie kupować. Ale czy przy obecnym stopniu społecznej polaryzacji kupiliby ją bez stempelka Sakiewicza? Powątpiewam.

Inną sprawą jest pytanie o samą polaryzację. Której ważnym autorem jest "Gazeta Polska", bardzo zaangażowana, wbrew rytualnym zapewnieniom Sakiewicza, w forsowanie zamachowej tezy i klimatu (jeden przykład: wieści na podstawie relacji anonimowych "dziennikarzy" o telefonach zabitego BOR-owca do jego żony, takie rzeczy najpierw się sprawdza, a potem ogłasza). Ale która jest też dziełem samego PiS.

 

 

Czym innym jest powołanie własnego zespołu sejmowego z twarzą Antoniego Macierewicza? To element budowania swojej narracji, pozostającej w kontrze do reszty świata. Na wspólne poszukiwanie prawdy z kimkolwiek innym miejsca pozostaje tu mało. Sam Macierewicz, skoncentrowany na "rosyjskim tropie", uznałby takie poszukiwanie, choć pewnie nie deklaratywnie, za stratę czasu.

Można wymienić dziesiątki powodów, dla których to źle: polska demokracja nie stanie się od tego zdrowsza, ale za to społeczna atmosfera staje się nie do zniesienia. Kłopot w tym, że przy bliższym przyjrzeniu się kolejnym wydarzeniom trudno o czarno-białą ich ocenę. Rząd naprawdę potraktował, zwłaszcza w pierwszych miesiącach, sprawę wyjaśnienia tej tragedii nie jak priorytet, ale jak "włamanie do garażu na Pradze" – by użyć słynnej metafory Włodzimierza Cimoszewicza. I z tego punktu widzenia, niezależnie od toksycznych nastrojów w obozie PiS, ta polaryzacja trochę "stała się sama".

Co gorsza, narracja a la zespół Macierewicza okazała się doraźnie skutecznym batem na rząd. Kolejne rządowe ruchy – powołanie komisji Millera, przynaglające wizyty w Moskwie czy ostatnio twarde reakcje na raport MAK, w tym żądania pułkownika Edmunda Klicha skierowane pod adresem Rosjan – były odpowiedziami na Macierewiczowską retorykę. Można to prześledzić precyzyjnie w czasie.

W tej sytuacji jeśli traktować działania tego zespołu czy artykuły w "Gazecie Polskiej" jako element czegoś w rodzaju licytacji, morał jest ewidentny. Strategia krzyku oraz ciskania teoriami i przypuszczeniami zdaje się popłacać.

Czy tak będzie do końca? Nie wiem. Możliwe, że na którymś etapie Donald Tusk, dziś twardo podważający raport MAK, uzna, że bardziej mu się opłaca odrzucić krzyki Macierewicza, że to nawet zintegruje jego elektorat. I wtedy sytuacja się zmieni, ale na razie jest inna.

Możliwe też, że u samego finału środowiska chcące widzieć Smoleńsk jako "rosyjski spisek" (z zamachem w podtekście) posuną się jeszcze dalej. Wtedy tacy ludzie jak ja, wierzący, że katastrofa była następstwem splotu polskiego i rosyjskiego bałaganu, zbrodniczej bylejakości, ale niekoniecznie zmowy, zostaną ogłoszeni przez Macierewicza i Sakiewicza wrogami. Myślę, że takiego końca boi się Warzecha.

 

 

To możliwe, chociaż na razie finał taki nie nastąpił. W tle jednak mamy także polityczne następstwa budowania smoleńskiej twierdzy. Z pewnością dla PiS to pułapka. Z pewnością taka strategia oznacza, niezależnie od pożytków czy strat dla śledztwa, rezygnację na długie lata z umiarkowanego elektoratu, zamknięcie się w niszy.

Nieprzypadkowo internauci pytają Warzechę: "PO czyjej jest pan stronie?", koniecznie z wielkim "O". Na całym świecie publicysta, który nie chce basować bezkrytycznie, ale domaga się dyskusji życzliwym tonem, byłby traktowany przez prawicową formację – z natury słabszą w opiniotwórczych środowiskach – jako prezent od losu. Ale nie w Polsce, gdzie trwa wojna, więc nie ma miejsca na klasyczną politykę. Znaczący intelektualiści będący wciąż zapleczem pisowskiego obozu ogłosili już przecież, że większość narodu zawiodła. Kompromisy z rzeczywistością nie mają sensu.

Powody, dla których nastroje tego obozu wahnęły się definitywnie w tę stronę, są złożone. Znaczenie ma i wieloletnia tresura "przemysłem pogardy", i przykłady oportunizmu przygodnych sojuszników obozu Kaczyńskiego. Ale swoje znaczenie ma też kalkulacja: na obóz węższy wprawdzie, ale bezgranicznie oddany, skonsolidowany jak żaden inny.

"Gazeta Polska" nie zawsze była bezkrytycznym chwalcą Kaczyńskiego. Przypominam, że wierzgała dość mocno, kiedy w roku 2009 prezes PiS traktował współpracę z lewicą w mediach jako poligon przyszłego porozumienia rządowego – czyli kiedy próbował politykować w sposób tradycyjny. Ale dziś, kiedy zyskała wpływ na jego decyzje, postawiła na monolit spajany emocjami. Żadnych dyskusji, żadnych prób doskonalenia obozu, co robiły tradycyjnie media prawicowe w krajach zachodnich, a po trosze i w Polsce. Kto nie z nami w stu pięciu procentach, ten przeciw nam. Tym razem wypadło na Warzechę i mniejsze znaczenie ma to, ile ma on racji, narzekając na posmoleńską polaryzację. Pytanie o Kaczyńskiego

Ja w taką politykę bez polityki nie wierzę. Nawet ostateczna bitwa w wojnie decydującej o przyszłości narodu rządzi się normalnymi zasadami sztuki wojennej. Ludzie obozu pisowskiego (pytanie, na ile sam Kaczyński) przypominają dziś południowców z pierwszych scen "Przeminęło z wiatrem". Kiedy Rett Butler pyta ich o liczbę broni, o przemysł, który mógłby im pomóc wygrać wojnę, zakrzykują go jako defetystę. Z wiadomymi skutkami. Południe wojnę secesyjną przegrało.

Jarosława Kaczyńskiego odkładam na koniec, bo nie wiem, na ile on także wierzy w pożytki skonsolidowanej niszy. A na ile uznał, że poświęci zasady normalnej polityki na ołtarzu wyjaśnienia Smoleńska – według licytacyjnej techniki Macierewicza. Jeśli to drugie, można go zrozumieć, choć dla republikańsko-antyoligarchicznych wartości, jakie wnosił do polskiej polityki PiS, to zła wiadomość.

W ostateczności warto przypomnieć, że miał przed sobą inną drogę dla przecięcia smoleńskiego węzła: wygranie wyborów parlamentarnych. Jako premier przyszłego rządu, na przykład w koalicji z lewicą, miałby instrumenty, aby dobijać się wyjaśnienia katastrofy. Odrzucił tę metodę, choć w końcowej fazie jego kampanii prezydenckiej PiS sięgał w kilku sondażach 40 procent. A jego najgorliwsi wyznawcy nie mogą przecież rozumieć rzeczywistości lepiej niż on.

Nie mam problemu z filmem "Mgła", problemem jest kontekst" – napisał dziennikarz "Faktu" Łukasz Warzecha na portalu wPolityce.pl. Wyraził żal, że potrzebny i ważny film został wyprodukowany przez "Gazetę Polską", pismo kojarzone jednoznacznie i "zaangażowane w forsowanie na siłę tezy o zamachu".

Ale tak naprawdę Warzecha wyszedł poza debatę o filmie. Wyraził żal, że PiS z przyległościami od początku upartyjnił pytania o Smoleńsk, czego wyrazem było niezaproszenie na premierę "Mgły" nawet części rodzin zabitych i unikanie otwartej dyskusji, którą zastąpiono wiecem. To po pierwsze nieprzyzwoite, a po drugie raczej utrudnia stronie zainteresowanej prawdą pozyskanie większości społeczeństwa – oto główne tezy Warzechy.

Pozostało 92% artykułu
Opinie polityczno - społeczne
Estera Flieger: Izrael atakuje Polskę. Kolejna historyczna prowokacja
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Opinie polityczno - społeczne
Estera Flieger: Zwierzęta muszą poczekać, bo jaśnie państwo z Konfederacji się obrazi
Opinie polityczno - społeczne
Tomasz Grzegorz Grosse: Europejskie dylematy Trumpa
Opinie polityczno - społeczne
Konrad Szymański: Polska ma do odegrania ważną rolę w napiętych stosunkach Unii z USA
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Opinie polityczno - społeczne
Robert Gwiazdowski: Dlaczego strategiczne mają być TVN i Polsat, a nie Telewizja Republika?