Sądzę, że warto jeszcze raz przemyśleć kwestię obligatoryjnego posłania do szkół sześciolatków od 1 września 2012 roku. Jako najważniejszy argument społeczno-ekonomiczny za posyłaniem sześciolatków do szkół służy fakt, że szybciej trafią na rynek pracy, będą więc o rok wcześniej płacić podatki oraz składki emerytalne.

Są tu jednak dwa znaki zapytania związane z faktem, że podatki i składki emerytalne płacą osoby zatrudnione(!), a nie płacą ich osoby pozbawione pracy. Nikt nie wie, jak będzie  wyglądał rynek pracy za 15 – 20 lat. W przypadku rynku pracy istnieje znana hipoteza 20 proc. Zgodnie z nią narastający proces komputeryzacji i automatyzacji spowoduje, że w niezbyt odległej przyszłości będzie społeczne zapotrzebowanie na zaledwie 20 proc. dostępnej na rynku pracy siły roboczej (głównie tej najwyżej kwalifikowanej, której pracy nie da się zastąpić komputerami). Czy więc podnoszenie dziś za wszelką cenę podaży siły roboczej (i to kosztem jej jakości!) na rynku pracy za lat 15 – 20 ma sens? Nie wiemy!

Drugi problem dotyczy losów na rynku pracy tych, którzy pójdą do szkół podstawowych w roku 2012, o ile pozostanie to obligatoryjne dla sześciolatków. Gdy skończą edukację, na rynku pojawią się prawie dwa roczniki jednocześnie! Nie chce mi się wierzyć, że równocześnie pojawi się, jak na zamówienie, dwa razy więcej miejsc pracy. A przecież i wcześniej ten rocznik gigant stworzy i będzie miał na swojej edukacyjnej ścieżce moc problemów. Sześcio- i siedmiolatki to sztuczne, abstrakcyjne i właściwie tylko administracyjne  uproszczenie. Pomiędzy dziećmi urodzonymi w grudniu i styczniu w dwóch kolejnych rocznikach jest średnio dużo mniejsza różnica niż pomiędzy dziećmi z początku i końca tego samego roku.

Do tego jeszcze dochodzą ogromne różnice indywidualne w tempie rozwoju. W Polsce są tysiące placówek świetnie przygotowanych na przyjęcie sześciolatków i tysiące kompletnie na to niegotowych. Rodzice wiedzą najlepiej, jak owo przygotowanie w praktyce wygląda. Gdy wygląda źle, nie jest dla nich żadną pociechą, że gdzie indziej jest wspaniale.

Małgorzata Żuber-Zielicz, przewodnicząca Komisji Edukacji i Rodziny Rady m.st. Warszawy