Z zainteresowaniem odnotowujemy debatę publiczna o stanie szkolnictwa wyższego i nauki. Jej krytyczny charakter jest potrzebny. Szkodzą jej jednak niesatysfakcjonujący poziom niektórych głosów, pojawiający się selektywny dobór argumentów pod z góry założone tezy oraz stwierdzenia mające luźny związek z rzeczywistością. Z zażenowaniem przyjmowane są w uczelniach niektóre zbyt emocjonalne wystąpienia publiczne, także części osób rekrutujących się ze środowiska akademickiego, zawierające demagogiczne i niesprawiedliwe uogólnienia wprowadzające w błąd opinię publiczną i dyskredytujące wysiłek kadry i studentów. Niech pasja i emocje nie dominują racji. Sprawa jest zbyt poważna.
Debata wymaga kompetencji. W środowiskach akademickich i naukowych doceniany jest dorobek myśli, obchodzącej właśnie piętnastolecie swego działania, Konferencji Rektorów Akademickich Szkół Polskich, merytorycznie wspieranej od 2002 r. przez dwie pozarządowe organizacje pożytku publicznego: Fundację Rektorów Polskich i Instytut Społeczeństwa Wiedzy. Działają one wspólnie jako utworzony przez rektorów think-tank prowadzący badania nad szkolnictwem wyższym, polityką naukową i proinnowacyjną oraz realizujący projekty rozwojowe w tym zakresie. Przykładowo, można tu wskazać m. in. opracowanie pierwszego projektu ustawy Prawo o szkolnictwie wyższym z 2005 r., Kodeksu Dobrych Praktyk Szkół Wyższych z 2007 r., projektu środowiskowego Strategii rozwoju szkolnictwa wyższego: 2010-2020 z 2009 r., a także wiele ekspertyz, raportów, inicjatyw i materiałów szkoleniowych. Gdy tego wymagała sytuacja, KRASP reprezentowała głos rektorów w sprawach dotyczących sfery wartości w życiu publicznym, m. in. znaczenia procesu integracji europejskiej oraz praw i wolności obywatelskich. Rektorom nie można więc odmówić publicznego angażowania się na rzecz realizacji misji społecznej i rozwoju uczelni w naszym kraju.
Stan szkolnictwa wyższego rektorzy sami oceniają jako niezadawalający. W 2009 r. w projekcie środowiskowym swej strategii KRASP ogłosiła - powołując się jednak nie na intuicję i własne odczucia rektorów, ale na profesjonalne badania i oceny wyspecjalizowanych instytucji - krytyczną diagnozę tego stanu, proponując daleko idące zmiany. Cieszymy się, że zapowiedziana została realizacja zbliżonego programu uzgodnionego w pracach Forum Ekspertów MNiSW.
Źródłem wielu niekorzystnych zjawisk w procesie kształcenia jest niedostateczny, średnio biorąc niższy niż kiedyś, poziom przygotowania i motywacji studentów, co wywołuje zrozumiałą flustrację wśród nauczycieli akademickich. Poszukuje się przyczyn tego zjawiska w źle działającym systemie oświaty, który wymaga poprawy. Ale głównym źródłem tego efektu jest umasowienie studiów, na które przyjmowani są wszyscy chętni. W efekcie studiuje co drugi młody człowiek z danego rocznika. Kiedyś co dziesiąty. Z natury rzeczy musi to oznaczać istotny spadek średniego poziomu absolwentów. W tej sytuacji zawinioną słabością szkolnictwa wyższego jest przede wszystkim niedostateczna dywersyfikacja uczelni i ich oferty, która powinna być podobnie zróżnicowana jak różnorodna ze względu na wymagania procesu studiów, jest populacja studentów. Tylko tak można pogodzić niezbędną dostępność studiów z elitarnym charakterem części oferty kształcenia. Zróżnicowanie instytucjonalne powinno stać się wartością kreującą system, zwłaszcza jeśli zapewnimy w nim właściwe reguły konkurencji.
Niepokoją negatywne zjawiska na rynku pracy, które dotykają absolwentów szkół wyższych. Potwierdzają to wyższe niż kiedyś wskaźniki bezrobocia w tej grupie. Podkreśla się w tym kontekście niedostateczne przygotowanie absolwentów do zmieniających się wymogów tego rynku. Często to prawda. Ale nie wolno zapominać o obiektywnym zjawisku ograniczonych możliwości tworzenia miejsc pracy. To nie uczelnie ale procesy demograficzne spowodowały przejściowe zjawiska przewagi podaży absolwentów nad popytem, którego w istniejących realiach żadna polityka, rządowa i samych szkół wyższych, wobec rynku pracy nie jest w stanie zrównoważyć. Dopasowanie kształcenia na poziomie wyższym do wymagań rynku pracy jest potrzebne, ale nie odwróci to istniejących relacji podażowo - popytowych.