Polacy są coraz bardziej tolerancyjni. Nie przeszkadzają im huki petard, odpalanych nie tylko podczas zabaw sylwestrowych, głośna muzyka i towarzyszące jej wulgarne okrzyki amatorów mocnych trunków - bywalców dyskotek, klubów, pubów. Rozumieją problemy z nieustannie włączającymi się alarmami samochodów, budynków.
Nie mają także nic przeciwko nauczaniu technik współżycia płciowego w szkole w ramach tak zwanego przygotowania do życia w rodzinie. Popierają parady równości, parady różności i dewiacji. Wybierają do parlamentu osoby uwikłane w niejasne relacje z wypuszczonymi na wolność mordercami czy obciążone prokuratorskimi zarzutami za własne przestępstwa.
Co nie zasługuje na tolerancję? Na przykład dźwięk dzwonu kościelnego.
Od tysiąca lat
Niedawne skazanie proboszcza z Lewina za zakłócanie ciszy nocnej dźwiękami dzwonu kościelnego na karę ograniczenia wolności - to znaczy nieodpłatną kontrolowaną pracę na cele społeczne - nie jest pierwszym przypadkiem postawienia spraw na głowie. Skargi na zbyt głośne dzwony zdarzały się już wcześniej, jednak najnowszy wyrok sądu w tej sprawie wymaga komentarza.
Po pierwsze proboszcz nie jest jedynym podmiotem odpowiedzialnym za używanie dzwonów kościelnych. Dzwony te służą całej wspólnocie parafialnej, której proboszcz jest tylko przedstawicielem. Skazanie całej parafii może się wydawać bardzo atrakcyjne: grupa kilku czy kilkudziesięciu tysięcy osób mogłaby zrzucić się na pokaźne odszkodowanie dla wrażliwego na hałas obywatela.