Ból, bo dla człowieka, który tego nie doświadczył, wstrząsające relacje ofiar wywołują wręcz fizyczny ból. Wieloletnia trauma, rozbicie emocjonalne, poczucie stygmatyzacji i osamotnienie, depresje – straszliwe skutki straszliwych czynów. Te relacje wstrząsają każdym człowiekiem.
Wstyd, bo działo się to w moim Kościele, Kościele założonym przez Jezusa Chrystusa, Kościele, którego szczególnym zadaniem jest troska o najsłabszych, najuboższych, bezbronnych. Wstyd, bo ludzie żyjący w centrum Kościoła przez lata zdradzali swoje powołanie, żyjąc w świecie kłamstwa, hipokryzji i przemocy. A inni bagatelizowali cierpienie ofiar, tuszowali zło, bronili dobra korporacji. Wstyd, bo wszyscy jesteśmy w jakimś stopniu winni. Ja także. Nie dość mocno i głośno krytykowaliśmy wszelkie przejawy zła i bezduszności. To pomagało rozrastać się hydrze. Przerażenie, bo zwykłemu księdzu, jak zwykłemu człowiekowi, wydawało się to niemożliwe i nagle przyszło zmagać mu się z straszliwym naciskiem i naporem z zewnątrz, a poczuciem zdrady wewnątrz.
Dlatego przyszedł trudny i bolesny czas oczyszczenia w imię tego, który jest Prawdą i Miłością. I nie ma innej drogi jak uczciwe aż do bólu wyznanie win, przyznanie się do błędów, zadośćuczynienie, na ile tylko to możliwe, i takie zmiany w formacji, strukturach i procedurach, by takie tragedie nigdy już się nie mogły powtórzyć.
Trzy wymiary zła
Straszliwa krzywda niewinnych ludzi to po pierwsze i najważniejsze. Drugi wymiar zła to zgorszenie i zniszczenie zaufania u dziesiątków tysięcy zwykłych księży i dziesiątków milionów Polaków. To bardzo ciężka przewina. Biada człowiekowi, przez którego dokonuje się zgorszenie – tak rozpoczynał Jan Paweł II w 1993 r. list do biskupów USA w sprawie nadużyć seksualnych kleru. Zaufanie buduje się mozolnie, ale szybko traci. Zło niszczące życie tysięcy ludzi oraz niezdolność do nazwania go i karania sprawców na wiele lat zaszkodzi działalności misyjnej Kościoła, wewnątrz Kościoła już wielokrotnie poszerzyło sferę zwątpienia i nieufności, a wśród wszystkich zaangażowanych w dzieło ewangelizacji poczucie zdrady i niszczenia ich ofiarnej pracy.
Trzeci wymiar zła to instrumentalne wykorzystanie tej realnej otchłani zła do walki z Kościołem, chrześcijaństwem oraz religią. Rok temu – przewidując logikę wydarzeń politycznych – napisałem w „Plusie Minusie” tekst „Wojny religijne nie mają zwycięzców”. Zwycięzcą – chwilowym – mogą być politycy, ofiarą zawsze jest Polska. Wojny religijne budują trwałe podziały, uruchamiają logikę pogardy i nienawiści, niszczą tkankę społecznego zaufania oraz współpracy – politykę zamieniają w sztukę destrukcji, rozbijają samorządność, mają negatywne skutki ekonomiczne i kulturowe.