O. Maciej Zięba: Ból i wstyd

Winę grupy sprawców czynów pedofilskich rozciąga się na cały Kościół, traktując go jak zbrodniczą instytucję – pisze dominikanin.

Aktualizacja: 03.06.2019 19:16 Publikacja: 03.06.2019 18:49

O. Maciej Zięba: Ból i wstyd

Foto: fot. Miłosz Poloch

Ból, bo dla człowieka, który tego nie doświadczył, wstrząsające relacje ofiar wywołują wręcz fizyczny ból. Wieloletnia trauma, rozbicie emocjonalne, poczucie stygmatyzacji i osamotnienie, depresje – straszliwe skutki straszliwych czynów. Te relacje wstrząsają każdym człowiekiem.

Wstyd, bo działo się to w moim Kościele, Kościele założonym przez Jezusa Chrystusa, Kościele, którego szczególnym zadaniem jest troska o najsłabszych, najuboższych, bezbronnych. Wstyd, bo ludzie żyjący w centrum Kościoła przez lata zdradzali swoje powołanie, żyjąc w świecie kłamstwa, hipokryzji i przemocy. A inni bagatelizowali cierpienie ofiar, tuszowali zło, bronili dobra korporacji. Wstyd, bo wszyscy jesteśmy w jakimś stopniu winni. Ja także. Nie dość mocno i głośno krytykowaliśmy wszelkie przejawy zła i bezduszności. To pomagało rozrastać się hydrze. Przerażenie, bo zwykłemu księdzu, jak zwykłemu człowiekowi, wydawało się to niemożliwe i nagle przyszło zmagać mu się z straszliwym naciskiem i naporem z zewnątrz, a poczuciem zdrady wewnątrz.

Dlatego przyszedł trudny i bolesny czas oczyszczenia w imię tego, który jest Prawdą i Miłością. I nie ma innej drogi jak uczciwe aż do bólu wyznanie win, przyznanie się do błędów, zadośćuczynienie, na ile tylko to możliwe, i takie zmiany w formacji, strukturach i procedurach, by takie tragedie nigdy już się nie mogły powtórzyć.

Trzy wymiary zła

Straszliwa krzywda niewinnych ludzi to po pierwsze i najważniejsze. Drugi wymiar zła to zgorszenie i zniszczenie zaufania u dziesiątków tysięcy zwykłych księży i dziesiątków milionów Polaków. To bardzo ciężka przewina. Biada człowiekowi, przez którego dokonuje się zgorszenie – tak rozpoczynał Jan Paweł II w 1993 r. list do biskupów USA w sprawie nadużyć seksualnych kleru. Zaufanie buduje się mozolnie, ale szybko traci. Zło niszczące życie tysięcy ludzi oraz niezdolność do nazwania go i karania sprawców na wiele lat zaszkodzi działalności misyjnej Kościoła, wewnątrz Kościoła już wielokrotnie poszerzyło sferę zwątpienia i nieufności, a wśród wszystkich zaangażowanych w dzieło ewangelizacji poczucie zdrady i niszczenia ich ofiarnej pracy.

Trzeci wymiar zła to instrumentalne wykorzystanie tej realnej otchłani zła do walki z Kościołem, chrześcijaństwem oraz religią. Rok temu – przewidując logikę wydarzeń politycznych – napisałem w „Plusie Minusie” tekst „Wojny religijne nie mają zwycięzców”. Zwycięzcą – chwilowym – mogą być politycy, ofiarą zawsze jest Polska. Wojny religijne budują trwałe podziały, uruchamiają logikę pogardy i nienawiści, niszczą tkankę społecznego zaufania oraz współpracy – politykę zamieniają w sztukę destrukcji, rozbijają samorządność, mają negatywne skutki ekonomiczne i kulturowe.

Odpowiedzialność zbiorowa

Dlaczego stawiam tezę o instrumentalnym wykorzystaniu tej strasznej tragedii? Bo dziś do publicznego skazania i ogłoszenia wyroku wystarczy wniesienie oskarżenia. Bo odsetek księży wśród wszystkich sprawców czynów pedofilskich – policyjne i sądowe statystyki w Polsce i USA są bardzo podobne – to ok. 0,3 proc. To o 0,3 proc. za dużo! Ale pozostaje aż 99,7 proc.sprawców, o których opinia publiczna prawie nic nie usłyszy. Nie powstają specjalne mapy, nie mówi się o nich w parlamencie, a w mediach pojawiają się jedynie nieliczne wzmianki. A przecież ich krzywda i ich cierpienie są takie same. Instrumentalne traktowanie tej tragedii sugeruje też stosowanie – odrzuconej w naszej cywilizacji – zasady zbiorowej odpowiedzialności. Grupa sprawców i tych, którzy tuszowali ich występki, to, na szczęście, niewielki margines wśród biskupów i księży. Ich winę rozciąga się jednak na cały Kościół, traktując go jak zbrodniczą instytucję. Inaczej też traktuje się sprawców czynów pedofilskich, którzy nie są związani z Kościołem. Mógłbym przytoczyć wiele przypadków, ale w Polsce najbardziej znana jest sprawa Romana Polańskiego skazanego prawomocnie za zgwałcenie 13-letniej dziewczynki. Ponieważ jest on wybitnym artystą, parasol ochronny roztoczyła nad nim „Gazeta Wyborcza” i Radosław Sikorski, minister spraw zagranicznych, a Agnieszka Holland w wywiadzie sprzed roku tak tłumaczyła postępek Polańskiego:

„40 lat temu był zupełnie inny nastrój. Jeśli wtedy wywaliliby z Akademii Polańskiego, to samo musiałoby się stać z Jackiem Nicholsonem, Warrenem Beattym i różnymi innymi gwiazdami. To były czasy swobody erotycznej i różni panowie myśleli, że mogą sobie pohasać z dziewczynami. A zdarzały się dziewczyny, które o to zabiegały. Niestety, takie były czasy. To była spuścizna lat 60.”. Każdy człowiek Kościoła zostałby zlinczowany za takie słowa.

 

Kres tradycyjnej moralności

Co gorsze, Agnieszka Holland ma sporo racji. Fala czynów pedofilskich zaczęła narastać w latach 50., kiedy ukazał się pozujący na naukową obiektywność raport Kinseya pozytywnie oceniający pedofilię (Kinsey sfałszował ów raport, opierając się na zeznaniach pedofila szczegółowo opisującego 317 przypadków molestowania), czy też uznanego ucznia Freuda – Wilhelma Reicha, dowodzącego, że faszyzm w Niemczech zrodził się z „tłumienia seksualności dzieci”.

Lata 60., lata rewolucji i wyzwolenia seksualnego z wszelkich norm i tabu, przyniosły znaczny przyrost czynów pedofilskich, których liczba jeszcze wzrosła w latach 70. I aż po lata 80. ub. wieku wybitni psychologowie popierali tezę, że pedofilia jest korzystna i dla dorosłych, i dla dzieci. Najsłynniejsi artyści lubowali się w demonstrowaniu, że są wyzwoleni z tradycyjnej moralności seksualnej, a znani politycy domagali się legalizacji pedofilii (szczególnie w Niemczech – i dotyczyło to SPD, FDP, a zwłaszcza Zielonych). W każdym też kraju Zachodu oficjalnie działały wpływowe organizacje walczące o „prawa pedofilów”. Problem został zidentyfikowany dopiero w połowie lat 80., gdy wieloletnie cierpienie ofiar poczęło obalać pozytywne poglądy na ten temat. Wtedy ta straszna fala przestępstw pedofilskich zaczęła opadać.

Walka Jana Pawła II

W Kościele pedofilia zawsze była grzechem ciężkim i przestępstwem, ale przez długi czas uważano, że są to pojedyncze przypadki. W dodatku wielu psychologów utrzymywało, że sprawców wystarczy poddać psychoterapii, by powrócili do normalnego życia. Gdy w początku lat 90. okazało się w USA, że przypadki pedofilii są częstsze, niż sądzono, Jan Paweł II w czerwcu 1993 r. wystosował do biskupów amerykańskich mocny list ws. nadużyć seksualnych popełnianych przez duchownych, żądając karania sprawców z normą wykonawczą „zero tolerancji”, a potem wielokrotnie piętnował tę zbrodnię. Był to jeden z powodów, dla których tygodnik „Time” w 1994 r. przyznał Janowi Pawłowi II tytuł Człowieka Roku, uzasadniając swój wybór tak: „W roku, w którym tak wielu ludzi oglądało upadek wartości moralnych albo próbowało usprawiedliwić złe postępowanie, papież Jan Paweł II z całą mocą głosił wizję prawego życia i wzywał świat do jej przyjęcia. Za tę jego niezłomność – czy też bezwzględność, jak powiedzieliby jego krytycy – został ogłoszony Człowiekiem Roku”. Gdy problem ujawnił się w Irlandii, papież rozciągnął owe normy na Kościół w Irlandii, a gdy – z czasem – okazało się, że nie ogranicza się do tych dwóch krajów, listem motu proprio (tzn. z własnej inicjatywy) „Sacramentorum sanctitatis tutela”, w kwietniu 2001, rozszerzył je na cały Kościół. A ponieważ zajmująca się przestępstwami duchowieństwa Kongregacja ds. Duchowieństwa skupiła się na analizie konkretnych przypadków, nie rozpatrując grozy całego zjawiska i płynącego zeń zgorszenia, przeniósł rozpatrywanie oskarżeń o pedofilię jako „wielkiego przestępstwa” do Kongregacji Nauki Wiary kierowanej przez kard. Ratzingera. Umożliwiło to uproszczenie procedur oraz wymierzania kar, włącznie z wydalaniem sprawców ze stanu duchownego. Wtedy też Jan Paweł II przeniósł prał. Sciclunę z Trybunału na nowo utworzone stanowisko prokuratora ds. walki z pedofilią w Kongregacji Doktryny Wiary. Dziś abp Charles Scicluna, który w czerwcu przyjedzie do Polski, znany jest z konsekwentnej i bezkompromisowej walki z seksualnym wykorzystywaniem nieletnich.

 

Sprawa Degollado

Jak w lutym tego roku podkreślali przewodniczący światowych episkopatów wezwani przez Franciszka na spotkanie ws. problemu pedofilii, to właśnie list Jana Pawła II i jego normy wykonawcze stanowiły przełom w ujawnianiu oraz karaniu przestępstwa pedofilii. Od tego czasu poprawiono metody formacji kapłanów, procedury postępowania i sprawność karania, ale przełom dokonał się w kwietniu 2001 r.

Jako „dowód” tolerancji dla pedofilii przedstawia się też często fotografię zrobioną Janowi Pawłowi II na 4 mies. przed śmiercią Marciala Maciela Degollado, który przybył do Rzymu z okazji 60. rocznicy swoich święceń. W istocie zdjęcie to dowodzi raczej, że Jan Paweł II i jego najbliższe otoczenie nie mieli świadomości potwornych nadużyć popełnionych przez Degollado, gdyż w razie jakichkolwiek wątpliwości nie dopuszczono by do publicznego spotkania. Zarzuty pod adresem Maciela pojawiały się w Rzymie od lat 40., ale jego obrońcy tłumaczyli kolejnym sześciu papieżom, że są to kalumnie. Od 1998 r. z przerwami trwało w Watykanie śledztwo, przejęte potem przez prał. Sciclunę, które doprowadziło w styczniu 2005 r. (trzy miesiące przed śmiercią Jana Pawła II) do złożenia Maciela z urzędu generała zgromadzenia Legion Chrystusa. Dopiero po jego śmierci okazało się, jakim był potworem i manipulatorem, który na łożu śmierci oznajmił, że jest niewierzący i odmówił sakramentu pojednania. Biograf Jana Pawła II George Weigel i wybitna watykanistka – akredytowana przy Stolicy Apostolskiej od 1974 r., podobnie jak Degollado pochodząca z Meksyku – Valentina Alazraki prowadzili specjalne śledztwo, które doprowadziło ich do wniosku, że Jan Paweł II nie miał świadomości o zbrodniach Marciala Maciela.

Od czego jest Kościół

Jeżeli obowiązkiem jest ukazywanie nieprawdy zawartej w fałszywych oskarżeniach, to jest też obowiązkiem, by na oskarżenia prawdziwe spojrzeć w szerszej perspektywie. Jestem bowiem przekonany, że kryzys związany z molestowaniem jest przejawem szerszego zjawiska. Tego, że zamiast czerpać inspirację z nauczania świętego papieża, rozwijać je i inkorporować na polskiej ziemi, wykorzystywaliśmy raczej osiągnięcia jego długiego pontyfikatu dla instytucjonalnego umocnienia własnej pozycji oraz – cytując posłankę Pawłowicz – „bronienia Polski przed naporem bezbożnych nurtów lewackich i antychrześcijańską agresją islamu”. Czy Kościół, któremu przewodził Jan Paweł II, nie otworzyłby szeroko drzwi na przyjęcie uchodźców z pożogi wojennej? Czy dopuściłby, aby ONR uprawiał politykę w obrębie jasnogórskiego sanktuarium? Czy nie protestowałby mocno i głośno, kiedy spalono kukłę Żyda czy wieszano na szubienicach portrety europosłów? Kościół, któremu przewodził Jan Paweł II, nie zajmował się obroną przed lewactwem i islamizacją oraz politycznymi aliansami, lecz przede wszystkim głosił Dobrą Nowinę o Zbawicielu, który jest Miłością, bo to i najlepsza obrona, i najlepsza polityka Kościoła. Kościół, któremu przewodził Jan Paweł II, nie zajmował się tropieniem tych, którzy obrażają uczucia religijne, ale był szeroko otwarty dla artystów, ludzi nauki i sztuki, i – ogólnie – świeckich. Kościół, któremu przewodził Jan Paweł II, był duchowym przewodnikiem dla wiernych oraz towarzyszem dla ludzi dobrej woli różnych wyznań, religii i przekonań, a nie zajmował się umacnianiem instytucji oraz jej wpływów.

Jeden z arcybiskupów powiedział niedawno, że wielu księży w Polsce zamieniło się w „księży kontraktowych”, którzy po spełnieniu obowiązków mają własne życie, swoich znajomych, swoje pieniądze i hobby. To sprzeniewierzenie się powołaniu. To tragedia. Jeżeli dodamy do tego dawkę feudalizmu nadal obecną w relacjach z hierarchią oraz klerykalizm dominujący w relacjach biskup–księża, księża–świeccy, to tworzy to przestrzeń, na której w sercach księży łatwiej może wyrosnąć kąkol.

W Księdze Apokalipsy Bóg mówi do – stosunkowo uprzywilejowanego i zamożnego – Kościoła w Efezie: „ty masz wytrwałość: i zniosłeś cierpienie dla Imienia mego – niezmordowany. Ale mam przeciw tobie to, że odstąpiłeś od twej pierwotnej miłości. Pamiętaj więc, skąd spadłeś, i nawróć się, i pierwsze czyny podejmij!”. Nawróć się! – mówi Bóg i dodaje – A jeżeli się nie nawrócisz, wstrząsnę tobą.

Kościół w Polsce właśnie został wstrząśnięty. Co z tego wstrząsu wyniknie?

Ból, bo dla człowieka, który tego nie doświadczył, wstrząsające relacje ofiar wywołują wręcz fizyczny ból. Wieloletnia trauma, rozbicie emocjonalne, poczucie stygmatyzacji i osamotnienie, depresje – straszliwe skutki straszliwych czynów. Te relacje wstrząsają każdym człowiekiem.

Wstyd, bo działo się to w moim Kościele, Kościele założonym przez Jezusa Chrystusa, Kościele, którego szczególnym zadaniem jest troska o najsłabszych, najuboższych, bezbronnych. Wstyd, bo ludzie żyjący w centrum Kościoła przez lata zdradzali swoje powołanie, żyjąc w świecie kłamstwa, hipokryzji i przemocy. A inni bagatelizowali cierpienie ofiar, tuszowali zło, bronili dobra korporacji. Wstyd, bo wszyscy jesteśmy w jakimś stopniu winni. Ja także. Nie dość mocno i głośno krytykowaliśmy wszelkie przejawy zła i bezduszności. To pomagało rozrastać się hydrze. Przerażenie, bo zwykłemu księdzu, jak zwykłemu człowiekowi, wydawało się to niemożliwe i nagle przyszło zmagać mu się z straszliwym naciskiem i naporem z zewnątrz, a poczuciem zdrady wewnątrz.

Pozostało 91% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Opinie polityczno - społeczne
Marek Kozubal: Dlaczego trzeba bić na alarm
Opinie polityczno - społeczne
Jan Nowina-Witkowski: Reset sceny politycznej po upadku PiS to szansa dla polskiej prawicy
Opinie polityczno - społeczne
Jan Skoumal: Sezon na Polę Matysiak w sejmowym lesie
Opinie polityczno - społeczne
Paweł Łepkowski: Debata wiceprezydencka w USA daje nadzieję na powrót dobrych obyczajów politycznych
Opinie polityczno - społeczne
Jacek Czaputowicz: Dlaczego Polska nie chce ekshumacji na Wołyniu?