Putin i Obama - dyktator i piarowiec

Sprawa Snowdena wzmacnia pozycję Moskwy na arenie międzynarodowej. Przekaz Putina jest jasny: nie liczcie na Amerykanów i porzućcie nadzieje na to, że otrzymacie pomoc zza oceanu – pisze publicysta.

Publikacja: 12.08.2013 20:40

Krzysztof Rak

Krzysztof Rak

Foto: Fotorzepa, Jerzy Dudek JD Jerzy Dudek

Red

Nawet najlepszy piarowiec przegra z bezwzględnym politykiem – taki jest morał historii amerykańskiego informatyka Edwarda Snowdena, który zdradził tajemnice amerykańskiego programu elektronicznej inwigilacji. Jest on budujący: piar ma jednak swoje granice, a więc tradycyjnej polityki nie można odesłać jeszcze do lamusa.

Wojna wizerunkowa

Kulisy sprawy Snowdena pozostaną zapewne niewyjaśnione. Nie dowiemy się, jaką rolę w jego ucieczce odegrały służby. Czy Rosjanie i Chińczycy zaaranżowali ją od samego początku, czy też tylko wykorzystali sprzyjającą okazję. To w gruncie rzeczy nie jest najważniejsze. Liczy się efekt końcowy: Putin, oferując azyl Snowdenowi, wystawił na pośmiewisko Stany Zjednoczone i ich prezydenta.
Snowden ujawnił to, co jest doskonale znane szerokiej opinii publicznej, chociażby z wielkobudżetowych produkcji hollywoodzkich. Pamiętają państwo film Tony’ego Scotta „Wróg publiczny” z 1998 roku, w którym Gene Hackman i Will Smith bohatersko walczą z Jonem Voightem grającym niedobrego urzędnika omnipotentnej NSA?

Na całym świecie wszyscy podsłuchują wszystko i wszystkich. Globalną inwigilację ograniczają tylko finanse i zaawansowanie technologiczne komputerów. I dlatego USA, które przeznaczają na ten cel największe środki i dysponują najbardziej zaawansowanymi technologiami, muszą być światowym liderem inwigilacji. Oczywista oczywistość.

Na czym zatem polega rola Snowdena? Został on wykorzystany do propagandowego ataku Rosji i Chin na Amerykę.

Obama nie jest politykiem. Jest piarowcem. Nie ma żadnego programu. Mówi dokładnie to, co chcą akurat usłyszeć dziennikarze i wyborcy – w większości wyznawcy filozofii ciepłej wody w kranie

Dziś o pozycji międzynarodowej państwa decyduje nie tylko jego „twarda potęga” (hard power), którą określa się liczbą ludności, wielkością gospodarki i armii, ale w coraz większym stopniu tzw. miękka siła (soft power), a więc atrakcyjność jego wizerunku. Amerykanie w tej ostatniej dziedzinie byli absolutnymi mistrzami. Udało im się wykreować obraz USA jako krainy wolności, demokracji, dobrobytu i równych szans dla wszystkich. Nowożytnej ziemi obiecanej, gdzie każdy z pucybuta może stać się milionerem. Szlachetnego szeryfa, dzięki któremu na świecie zwycięża Dobro. Rosja i Chiny są postrzegane jako ich przeciwieństwo. Spadkobiercy imperiów zła, w których autorytarne reżimy dławią wolność i szczęście zamieszkujących w nich ludzi.

Sprawa Snowdena pozwoliła zachwiać tę asymetrię. Waszyngton okazał się wścibskim Wielkim Bratem zagrażającym wolności i prywatności każdego z mieszkańców Ziemi, a Pekin i Moskwa – szlachetnymi ich obrońcami. Tę piękną bajeczkę w ostatnich dniach bezrefleksyjnie powielają media na całym świecie.

Tryumf makiawelizmu

Azyl dla Snowdena to osobista klęska Obamy, jego postpolitycznego światopoglądu. Albowiem obecny prezydent USA nie jest politykiem. Jest piarowcem. Prezydentem został dlatego, że bardzo dobrze wypada w mediach i potrafi za ich pomocą komunikować się z Amerykanami. Nie ma żadnego programu. Ma tylko specjalnie przygotowane „przekazy” i dokładnie wystudiowane gesty i miny, które w kółko powtarza. Mówi dokładnie to, co chcą akurat usłyszeć dziennikarze, w większości zwolennicy lewicowo-liberalnej poprawności politycznej i wyborcy – w większości wyznawcy filozofii ciepłej wody w kranie.

Postpolityka rządzi się generalną zasadą: dla każdego coś miłego. Kluczowa dla klasycznej polityki kwestia interesów grup społecznych i państwa spychana jest na margines, albowiem z reguły korzyść jednej grupy oznacza krzywdę innej, a więc utratę jakiegoś procentu elektoratu. Tylko ten, kto rozumie te zasady i potrafi je skutecznie realizować, ma szansę rządzić społeczeństwem Zachodu w XXI wieku.

Obama nie miałby sobie równych, gdyby wszyscy uznawali paradygmat postpolityczności. Są jednak takie społeczności, gdzie on nie obowiązuje. Władimir Putin jest twórcą systemu przypominającego teatr marionetek, za których sznurki pociąga on sam i jego współpracownicy. Kreml kontroluje wszystko: media, służby, wojsko i administrację. Bez jego zgody nie może działać żadna partia ani żadna osoba kandydować w jakichkolwiek wyborach. Wszystko jest pod kontrolą, a demokracja to spektakl, w który wierzą tylko ślepi i głusi.

Władzę w Rosji sprawuje wąska grupa oligarchiczna. Jej trzon stanowią byli oficerowie KGB, dla których zasadnicze znaczenie ma kategoria interesu. Ich osobistego interesu. Jak zauważa autorka książki „Car Putin” Anna Arutunyan, Rosja, a przede wszystkim jej zasoby, są po prostu ich własnością (w sensie feudalnego patrymonium). Mają oni w nosie zwykłych Rosjan, ale nie rosyjskie państwo, bo jego interesy są ich własnymi. Putin et consortes mogą śmiało stwierdzić: Rosja to my. Z tego powodu bezwzględnie walczą o wzmocnienie pozycji swojego kraju na arenie międzynarodowej, ponieważ przekłada się ona bezpośrednio na ich materialne powodzenie. I tu jest kluczowa różnica. Obama to tylko nosiciel pewnej administracyjnej funkcji. Jego honorarium nie zależy od tego, czy odnosi sukcesy, czy nie. On ma się tylko podobać, a jedyną nagrodą może być reelekcja. I to tylko jedna.

Piarowiec nigdy nie zastąpi polityka. Wykorzystuje strategie marketingowe, które opierają się na zaufaniu i wzajemności. W polityce zagranicznej są one nieprzydatne. Obowiązuje w niej bowiem nadal darwinowska walka o byt. Bawół, który zaufa hienie, skazany będzie na pożarcie. Obama zaufał Putinowi. Konsekwentnie przez lata realizował politykę resetu z Rosją. Zrezygnował z doktryny jednobiegunowości, zgodnie z którą porządek globalny organizuje się wokół tylko jednego bieguna – Waszyngtonu. Uznał, że świat składa się z wielu biegunów i jednym z nich jest Moskwa, więc należy uwzględniać jej interesy. Dokonał więc kardynalnej zmiany doktryny amerykańskiej polityki zagranicznej.
W zamian za to Putin wykonał wobec niego wrogi gest i go upokorzył. Dlaczego? Rosjanie traktują zaufanie jako objaw słabości, którą należy bezwzględnie wykorzystać. Rozumieją jedynie język nagiej siły.

Gra o władzę

Obama zapewne nie ma pojęcia, że ideologia antyzachodnia, w szczególności antyamerykanizm, jest jednym z nielicznych fundamentów legitymizujących władzę Putina. A dla władzy autorytarnej legitymizacja oznacza jej być albo nie być. Rosyjskie media, szczególnie w okresie kampanii wyborczych, wręcz zachłystują się antyamerykańskością (sam mogłem się o tym przekonać na własne uszy i oczy). Rosjanom wbija się do głów, że Putinowska Rosja istnieje dlatego, aby dać odpór szatańskiej i zdegenerowanej Ameryce. Przekonuje ich, że misją gospodarza Kremla jest walka na śmierć i życie z gospodarzem Białego Domu. Każdy sukces Putina w walce z Obamą traktowany jest jako wielki sukces władzy i człowieka rosyjskiego. A co dopiero musi się dziać w rosyjskiej duszy, kiedy prezydent USA potraktowany został przez prezydenta Rosji potężnym kopniakiem?

Najdziwniejsze w tym wszystkim jest jednak to, że Amerykanie nie reagują na takie medialne seanse nienawiści. Przecież do podstawowego obowiązku ich dyplomatów należy monitorowanie rosyjskich mediów i informowanie o tym centrali. Najwyraźniej tolerują je, uznając, że nie wpływają one na relacje amerykańsko-rosyjskie. Casus Snowdena dowodzi, że popełniają zasadniczy błąd.

Aby bowiem uwiarygodnić swoją propagandę i ideologię fundującą podstawy swojego istnienia, Putinowski reżim od czasu do czasu musi poczynić wobec Ameryki spektakularnie wrogi krok. Po to, ażeby nie było rozziewu pomiędzy propagandą a rzeczywistością. Tu chodzi o władzę nad Kremlem i setki miliardów dolarów dochodu z tego tytułu. Notabene Putin nigdy nie pozwoliłby sobie na podobne demonstracje siły wobec Chin, które są rzeczywistym rywalem i potencjalnym zagrożeniem dla Rosji w Eurazji. Wie bowiem dobrze, że Pekin w odpowiedzi mógłby pogruchotać mu kości.

Sprawa Snowdena wzmacnia pozycję Kremla na arenie międzynarodowej. W wielu regionach świata interesy Waszyngtonu zderzają się z interesami Moskwy. Rosjanie po przegranej w zimnej wojnie chcą odbudowywać swoje wpływy w części z nich kosztem Ameryki. Obama w ramach resetu zrezygnował np. z rozmieszczenia części instalacji tarczy antyrakietowej w Europie Środkowo-Wschodniej. To silnie uderzyło w wiarygodność USA w Warszawie, Pradze i Kijowie. Teraz Putin próbuje ją zniszczyć. Przekaz Kremla jest jasny: nie liczcie na Amerykanów i porzućcie nadzieje na to, że otrzymacie jakąkolwiek pomoc zza oceanu; w regionie karty rozdajemy my i macie dostosowywać się do naszych interesów.

Polityką zagraniczną rządzą zasady nieodległe od tych obowiązujących chłopców na podwórku. O hierarchii decyduje siła. Putin, wychowanek jednego z leningradzkich podwórek, rozumie to doskonale. Jego biografka Masza Gessen sugeruje wręcz, że w działalności politycznej kieruje się on kodeksem żulików (por. „Putin. Człowiek bez twarzy”). Jeśli więc w najbliższym czasie Obama nie odda mu – i to z nawiązką – to dla chłopaków na globalnym podwórku będzie „miękką fają”.

Autor jest historykiem filozofii, publicystą, ekspertem w dziedzinie stosunków międzynarodowych. W latach 90. pracował jako urzędnik w Kancelarii Prezydenta, Ministerstwie Spraw Zagranicznych oraz Kancelarii Prezesa Rady Ministrów. Od 2007 do 2009 roku pracował w TVP, był m.in. szefem „Wiadomości”

Nawet najlepszy piarowiec przegra z bezwzględnym politykiem – taki jest morał historii amerykańskiego informatyka Edwarda Snowdena, który zdradził tajemnice amerykańskiego programu elektronicznej inwigilacji. Jest on budujący: piar ma jednak swoje granice, a więc tradycyjnej polityki nie można odesłać jeszcze do lamusa.

Wojna wizerunkowa

Pozostało 97% artykułu
Opinie polityczno - społeczne
Konrad Szymański: Polska ma do odegrania ważną rolę w napiętych stosunkach Unii z USA
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Opinie polityczno - społeczne
Robert Gwiazdowski: Dlaczego strategiczne mają być TVN i Polsat, a nie Telewizja Republika?
Opinie polityczno - społeczne
Łukasz Adamski: Donald Trump antyszczepionkowcem? Po raz kolejny igra z ogniem
felietony
Jacek Czaputowicz: Jak trwoga to do Andrzeja Dudy
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Opinie polityczno - społeczne
Zuzanna Dąbrowska: Nowy spot PiS o drożyźnie. Kto wygra kampanię prezydencką na odcinku masła?