Nigdy w historii V Republiki, ustanowionej przez generała de Gaulle’a w 1958 roku, tak szybko nie nastąpiło załamanie się poparcia społecznego dla prezydenta państwa i popierającej go większości parlamentarnej, jak stało się to w przypadku prezydenta François Hollande’a i jego koalicji. Zdominowana ona jest przez Partię Socjalistyczną, a współtworzą ją także lewicowi ekolodzy i mała Radykalna Partia Lewicy.
Po ubiegłorocznym majowym zwycięstwie w wyborach prezydenckich Hollande cieszył się zaufaniem wyraźnie ponad połowy Francuzów, a nie ufało mu niecałe 30 proc. Obecnie prezydenta popiera około 30 proc., a negatywnie ocenia aż prawie 70. Podobne dane przynosiły badania opinii publicznej już od kilku miesięcy. Niemal identyczne notowania ma także premier Jean-Marc Ayrault. Kolejne wybory uzupełniające do Zgromadzenia Narodowego kończą się katastrofalnymi wynikami dla kandydatów socjalistycznych, którzy w dwóch wypadkach nie weszli nawet do drugiej tury, ustępując miejsca kandydatom nie tylko głównej opozycyjnej partii prawicowej, Unii na rzecz Ruchu Ludowego (UMP), ale także Frontu Narodowego.
Zwycięstwo w plebiscycie
Nie ma jednej prostej odpowiedzi na pytanie o przyczyny tego stanu rzeczy. Jest ich wiele. Jedne związane są z aktualną sytuacją polityczną i ekonomiczno-społeczną Francji, inne tkwią głęboko w mentalności Francuzów i tym, jak oceniają oni pozycję swojego kraju w świecie. W pierwszym przypadku chodzi zdecydowanie o charakter wyborów prezydenckich w 2012 roku. Stały się one rodzajem plebiscytu za prezydentem Sarkozym lub przeciw niemu, odbywającego się w skrajnie trudnych warunkach dla głowy państwa. W moim przekonaniu bilans jego prezydentury, jakkolwiek niejednoznaczny, był w sumie pozytywny. To nie on jednak przede wszystkim podlegał ocenie w wyborach, ale styl pełnienia urzędu. A ten odrzucał i irytował wyraźną większość Francuzów.
Francja musi odnaleźć w sobie zdolność obrony cywilizacji, która ją ukształtowała
Sarkozy był bardzo aktywny, znajdował się na pierwszej linii niemal wszystkich ważniejszych konfliktów, wystawiając się często na ciosy. Brakowało mu aury majestatu, którą na swój sposób umieli roztaczać wszyscy jego poprzednicy. Zbytnio absorbował swoją osobą, ukazując także mniej sympatyczne cechy swej osobowości, takie jak egocentryzm i lekceważenie innych. Kilka niezręcznych zachowań (przede wszystkim przyjęcie w restauracji Fouqueta po zwycięstwie wyborczym w maju 2007 roku) ułatwiło kreowanie wizerunku Sarkozy’ego jako „prezydenta bogatych”. W swej kampanii prezydenckiej w 2012 roku mówił on Francuzom o poważnych wyzwaniach stojących przed krajem i domagał się od nich wysiłku.