Koniec marzeń o „Polskich Kłach"?

MON potrzebuje wsparcia kadrowego – cywilnych ekonomistów i menedżerów. Inaczej nie będzie miał mocnych argumentów w starciu z księgowymi ze Świętokrzyskiej – pisze publicysta.

Publikacja: 03.09.2013 19:42

Tomasz Szatkowski

Tomasz Szatkowski

Foto: PAP

Red

Szanse dla szeroko rozumianej obronności Polski stanęły pod znakiem zapytania. Jej losy ważą się obecnie w Sejmie, który pracuje nad nowelizacją ustawy budżetowej, a także w plątaninie kompetencji i korytarzy różnych resortów, rzecz jasna przede wszystkim MON.

Krocząca liberalizacja

Polska ma w ostatnim czasie powody do niepokoju o swoje bezpieczeństwo. Drastyczna redukcja zdolności bojowych armii państw zachodnioeuropejskich, upadek idei prawdziwie wspólnej europejskiej polityki obronnej towarzyszy przeniesieniu uwagi Stanów Zjednoczonych na Pacyfik.

W związku z tym Warszawa musi się w większym stopniu mierzyć samotnie z szeroko zakrojonym i z determinacją realizowanym programem odbudowy i modernizacji Sił Zbrojnych Federacji Rosyjskiej. Nasi wschodni sąsiedzi z konsekwencją realizują doktrynę umożliwiającą precyzyjny i szybki atak wcześniejszych długotrwałych przygotowań. Również polityczna aktywność Rosji: od wsparcia reżimu w Syrii po demonstracyjne loty bombowców, sprawia wrażenie szukania wroga. Istotna zmiana akcentów w polityce Donalda Tuska (zapowiedzi pracy nad strategią odstraszania dość buńczucznie nazwane „strategią Polskich Kłów") jest związana niewątpliwie z powyżej opisaną niepokojącą sytuacją.

Niezależnie od tych wyzwań strategicznych plan modernizacji Sił Zbrojnych musi stawić czoła jeszcze jednemu problemowi. Krocząca liberalizacja europejskiego rynku uzbrojenia stawia bowiem polską zbrojeniówkę przed alternatywą: skok technologiczny albo śmierć.

Związane z tym zapowiedzi (w tym zeszłoroczne, tzw. drugie expose premiera Tuska) mogły dawać nadzieję, iż rząd potraktuje tę branżę jako jedną z dźwigni reindustrializacji polskiej gospodarki.

Potrzebna determinacja

Szanse dla polskiej zbrojeniówki to efekt swoistego ewenementu, z jakim mamy do czynienia nad Wisłą, czyli stałej formuły wydatków obronnych Polski. Oprócz nas w Unii Europejskiej tylko Estonia zwiększa swoje wydatki obronne, podczas gdy pozostali zastanawiają się, jak daleko sięgać będą kolejne cięcia w ich budżetach obronnych.

Co więcej, w odróżnieniu od Estonii do niedawna wydawało się, że w Polsce istnieje polityczny kompromis głównych sił w zakresie utrzymania wydatków obronnych na przyzwoitym, jak na europejską średnią, poziomie 1,95 proc. PKB roku poprzedniego. Uchwalona w 2001 r. ustawa o finansowaniu i modernizacji sił zbrojnych, związana z tzw. planem Komorowskiego, miała zerwać z krótkowzrocznym podejściem kolejnych ekip rządowych do obronności.

To właśnie plany na najbliższą dekadę, oparte na formule „1,95 proc.", stały się podstawą wspomnianych wypowiedzi o „Polskich Kłach", nagłego wzrostu respektu ze strony naszych sojuszników oraz zainteresowania zagranicznego przemysłu zbrojeniowego.

Polska jest państwem na tyle dużym i dojrzałym, że wielkość wydatków i efektywność ich wykorzystania ma znaczenie. Chodzi o to, czy będziemy jednym z państw, które liczą się w europejskiej równowadze sił, czy też pozostaniemy petentem płacącym silniejszym za protekcję. Rzeczywistość niestety dość brutalnie i szybko zweryfikowała priorytety. Wynikłe z nagle ujawnionej dziury budżetowej cięcia to aż 10 proc. tegorocznego budżetu. Te cięcia odbiją się przede wszystkim na szkoleniu i odbudowie zapasów, ale dotkną również harmonogramu modernizacji technicznej. Nie jest to niestety dobry sygnał dla perspektyw ponadpartyjnego kompromisu w kwestiach tak istotnych jak obronność.

Z pewnym zawodem należy odnotować brak mocnego sprzeciwu wobec decyzji rządu ze strony autora „ustawy 1,95", czyli prezydenta Komorowskiego. Zwierzchnik Sił Zbrojnych tym razem ograniczył się do wyrażenia nadziei, że redukcje wydatków są jednostkową sytuacją, i zapowiedzenia dalej idącej ochrony budżetu obronnego w przyszłych latach.

Niestety, istnieją spore obawy, że ta „jednostkowa sytuacja" zapoczątkuje niepokojący trend. Należy zgodzić się z tymi ekspertami, którzy wskazują, że perspektywa finansów publicznych, zwłaszcza w kontekście nadchodzącej katastrofy demograficznej, spowoduje, iż wzmocnią się pokusy, aby uczynić z nierespektowania „ustawy 1,95" regułę.

Resort obrony nie jest w tej sytuacji bez winy. Nawet Tomasz Siemoniak, któremu na tle ekipy Tuska, a zwłaszcza swojego poprzednika przy ul. Klonowej, nie można odmówić profesjonalizmu, nie przełamał pięcioletniej passy niemocy swojego resortu, która objawiła się zwłaszcza niezdolnością do sensownego wydania 8 miliardów złotych.

MON potrzebuje politycznej determinacji do rozbicia zasklepionej dekadami kultury złych zwyczajów. Potrzebuje też kompleksowego systemu zarządzania zasobami obronnymi oraz wsparcia kadrowego – cywilnych ekonomistów i menedżerów. Inaczej nie będzie miał mocnych argumentów w starciu z księgowymi ze Świętokrzyskiej.

Ostatni moment

Jeszcze bardziej krytycznie należy ocenić impas w Radzie Ministrów w kwestii konsolidacji zbrojeniówki. Nacisk różnych grup interesu powoduje, że rząd ciągle nie może podjąć decyzji w sprawie ostatecznego kształtu tego procesu. Gabinet Tuska nie wykonał przyjętej w 2007 r. pięcioletniej strategii dla przemysłu zbrojeniowego i nie jest w stanie opracować następnej. Ta sytuacja źle wróży szansom krajowego przemysłu na wykorzystanie dużych kontraktów dla polskiego wojska, a w perspektywie pod znakiem zapytania stawia przetrwanie ich na wspólnym europejskim rynku jako konkurencyjnego technologicznie i ekonomicznie gracza. Aby wykorzystać ten naprawdę ostatni moment na wzmocnienie polskiej zbrojeniówki, potrzebna jest bowiem ścisła koordynacja pracy różnych resortów: MON, Ministerstwa Gospodarki, Ministerstwa Skarbu, MSZ i innych agend rządu, takich choćby jak służby specjalne.

Niepokój osób zatroskanych o stan naszej obronności, wynikający z planów zawieszenia „ustawy 1,95", jest więc uzasadniony. Tym bardziej uzasadniona jest troska o efektywność działania MON i całej Rady Ministrów, która przesypia ostatni dzwonek w kwestii konsolidacji przemysłu i stworzenia podwaliny spójnej strategii godzącej wyzwania obronne i ekonomiczne.

Autor jest prawnikiem, prezesem Fundacji Narodowe Centrum Studiów Strategicznych. W przeszłości był m.in. wiceprezesem Bumaru, p.o. prezesa Telewizji Polskiej, szefem sekretariatu wicepremiera Przemysława Gosiewskiego, doradcą koordynatora ds. służb specjalnych Zbigniewa Wassermanna oraz członkiem Komisji Weryfikacyjnej WSI

Szanse dla szeroko rozumianej obronności Polski stanęły pod znakiem zapytania. Jej losy ważą się obecnie w Sejmie, który pracuje nad nowelizacją ustawy budżetowej, a także w plątaninie kompetencji i korytarzy różnych resortów, rzecz jasna przede wszystkim MON.

Krocząca liberalizacja

Pozostało 95% artykułu
Opinie polityczno - społeczne
Estera Flieger: Izrael atakuje Polskę. Kolejna historyczna prowokacja
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Opinie polityczno - społeczne
Estera Flieger: Zwierzęta muszą poczekać, bo jaśnie państwo z Konfederacji się obrazi
Opinie polityczno - społeczne
Tomasz Grzegorz Grosse: Europejskie dylematy Trumpa
Opinie polityczno - społeczne
Konrad Szymański: Polska ma do odegrania ważną rolę w napiętych stosunkach Unii z USA
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Opinie polityczno - społeczne
Robert Gwiazdowski: Dlaczego strategiczne mają być TVN i Polsat, a nie Telewizja Republika?