Trzy filary koalicji

Jeśli PiS wygra wybory, samorządu nie będzie, pozostanie tylko jego atrapa. Dlatego środowisko samorządowe powinno być częścią bloku opozycji.

Aktualizacja: 02.07.2019 06:19 Publikacja: 30.06.2019 21:00

Stworzonej z pięciu partii Koalicji Europejskiej nie udało się pokonać PiS. Czy jej odchudzenie może

Stworzonej z pięciu partii Koalicji Europejskiej nie udało się pokonać PiS. Czy jej odchudzenie może być receptą na sukces?

Foto: reporter/ Jacek Domiński

Położenie opozycji przed wyborami parlamentarnymi jest trudne. Wyraźna przegrana Koalicji Europejskiej w wyborach do Parlamentu Europejskiego, które uchodziły za łatwiejsze dla opozycji, w sposób oczywisty wzmacnia szanse PiS na zwycięstwo jesienią w wyborach. Ich znaczenie będzie nieporównanie większe.

Jestem przekonany, że bardzo mylą się ci, którzy uważają, że będą one oznaczały zachowanie status quo. Przypuszczam, że PiS powtórzy swą taktykę sprzed czterech lat. W kampanii wyborczej będzie uspakajało Polaków, opowiadało o nowych transferach społecznych i demobilizowało potencjalnych wyborców opozycji. Polska pod rządami obozu Jarosława Kaczyńskiego będzie przedstawiana jako kraj mlekiem i miodem płynący, bezpieczny, naprawiający społeczne niesprawiedliwości i dysproporcje.

Zmiana skóry nastąpi po wyborach. Wówczas spodziewam się kolejnych uderzeń, wymierzonych przede wszystkim w samorząd terytorialny, w sądy i sędziów, w niezależne media.

Zadanie prawie niemożliwe

Wydawać by się mogło, że w takiej sytuacji są poważne argumenty za zwarciem szeregów przez opozycję i wystąpieniem przez nią w wyborach w bardzo szerokiej koalicji, obejmującej nie tylko partie, które uczestniczyły w Koalicji Europejskiej, ale także Wiosnę Roberta Biedronia i Razem.

Byłby to krok logiczny i uprawniony, gdyby dla głosujących zdecydowanie najważniejszą sprawą w tych wyborach było łamanie i naginanie konstytucji przez rządzących. Wówczas można by liczyć na przekształcenie wyborów w plebiscyt dotyczący traktowania przez rządzących konstytucji, prawa i niezawisłości sędziowskiej. W tych kwestiach prawdziwa opozycja (nie zaliczam do niej ugrupowania Kukiza) ma rzeczywiście wspólny pogląd i mogłaby mówić jednym głosem.

Przeczytaj też: Czy Platformie opłaca się szeroki front? [ANALIZA]

Wiadomo jednak, że jest to niemożliwe. Tylko część wyborców problematykę państwa prawnego i praworządności uważa za najważniejszą. Polacy, biorąc udział w wyborach, kierują się także innymi motywacjami: własnym świaKoalitopoglądem, wizją polskości, oczekiwaniami na korzyści materialne. Wielką rolę odgrywają też czynniki emocjonalne. Bardzo wielu wyborców głosuje na ugrupowanie, które odwołuje się do świata wartości, który jest im bliski.

Trzeba zauważyć, że znaczna część środowisk lewicowych i liberalnych także nie chce, aby najbliższe wybory ograniczyły się do plebiscytu w sprawie traktowania przez PiS konstytucji. Chcą one także walczyć o swoją wizję stosunków między państwem i Kościołem, realizację postulatów środowisk LGTB i – szerzej – głęboką cywilizacyjną przemianę społeczeństwa.

Lewica pod własnym sztandarem

Najpoważniejszym argumentem przeciwko szerokiej koalicji opozycji, obejmującej partie i środowiska lewicy, jest to, że uczyniły one swym znakiem firmowym dążenie do przeprowadzenia w Polsce rewolucji kulturowo-obyczajowej. Traktują Kościół, cały Kościół, jako przeciwnika, po prostu jako część obecnego obozu władzy. Coraz częściej ostrze ataku kierowane jest także przeciwko religii jako takiej i dziedzictwu chrześcijańskiemu w polskiej kulturze.

Ludzie o takich poglądach stanowią w naszym kraju wyraźną mniejszość. chociaż w ostatnich latach zdecydowanie ich przybyło, nie bez związku z błędami popełnionymi przez nasz Kościół.

Jestem zdecydowanym przeciwnikiem ich wizji Polski. Nie dziwię się jednak, że próbują ją przybliżyć. Do głowy by mi nie przyszło kwestionowanie ich prawa do głoszenia własnych poglądów, ale za zupełne nieporozumienie uważam nadzieję, że można zbudować skuteczną koalicję obejmującą spektrum od konserwatystów do radykalnych lewicowców. Większość Polaków w podejściu do tradycji i kwestii obyczajowych ma poglądy konserwatywne, co wcale nie oznacza, że skrajne.

Nieodpowiedzialnością ze strony opozycji byłoby oddanie walkowerem walki o ich głosy PiS-owi czy przyjęcie założenia, że zjednoczona opozycja może liczyć na te głosy, mając „na pokładzie" radykalnych przeciwników konserwatywnych wartości.

Dlatego uważam, że taka lewica, która religię uważa za przesąd, w Kościele widzi przede wszystkim zło i pragnie wielkiej przemiany obyczajowej polskiego społeczeństwa usankcjonowanej prawem, powinna pójść do wyborów pod własnym sztandarem. Dla wyborców sytuacja stanie się wówczas klarowna.

Pod rękę z samorządem

Za optymalną formułę dla głównych sił opozycyjnych uważam oparcie jej na trzech filarach: PO (z przyległościami), bloku samorządowym i PSL.

Platforma Obywatelska od dłuższego czasu ma kłopot ze swą tożsamością. Sprawia wrażenie partii trudnej do zmobilizowania, coraz bardziej pogodzonej z rolą opozycji. Wciąż jednak opinia publiczna widzi w niej główną formację opozycyjną. Ma mocne punkty oparcia w samorządach dużych miast i znaczne środki materialne. Bez jej udziału niemożliwa jest szeroka opozycyjna formuła.

Niezwykle istotne jest pojawienie się w takiej koalicji bloku samorządowego. Opinia publiczna nie dostrzega jeszcze, że taki blok się kształtuje i wcale nie jest jedynie dodatkiem do Platformy Obywatelskiej. Zygmunt Frankiewicz – prezydent Gliwic, i Jacek Karnowski – prezydent Sopotu, którzy są bardzo zaangażowani w budowanie tego bloku, nie należą do żadnej partii. 4 czerwca środowisko samorządowe sformułowało w Gdańsku 21 tez, prezentujących wizję państwa unitarnego, ale zdecentralizowanego. Niedawno w Sopocie Frankiewicz i Karnowski publicznie powiedzieli, dlaczego chcą zaangażowania środowiska samorządowego w najbliższych wyborach parlamentarnych. Podstawowy powód jest dla nich oczywisty: jeśli PiS wygra wybory, samorządu nie będzie, pozostanie tylko jego atrapa. Warunkiem ich zaangażowania jest podmiotowy udział środowiska samorządowego w koalicji i jej szeroka formuła: z PO i PSL.

Z tym środowiskiem wiążę duże nadzieje. Widzę w nim kompetencję, wolę walki, wygrywania i konieczną energię. Niektórych jego liderów znam osobiście. Najlepiej Jacka Karnowskiego, w którym widzę wielki polityczny talent.

Razem z ludowcami

Polskie Stronnictwo Ludowe także jest bardzo potrzebne, a właściwie niezbędne w takiej koalicji. Wcale nie tylko ze względu na swe zakorzenienie na polskiej prowincji i regionach wiejskich.

Władysław Kosiniak-Kamysz już teraz należy do osobistości politycznych budzących największe zaufanie. Wyróżnia się autentycznością, umiarem i kulturą polityczną. Chce – nie zapominając i nie wyrzekając się ludowych korzeni – poszerzyć formułę ideową swego stronnictwa, by skupiło ludzi o przekonaniach chrześcijańsko-demokratycznych i konserwatywnych. Może mu się udać, gdyż PO od dłuższego czasu zniechęcała do siebie wyborców o takich przekonaniach. Obecnie to przede wszystkim PSL może skutecznie walczyć o wyborców PiS. Życzę mu powodzenia.

Nie wiem, czy powstanie koalicja, jaką uważam za optymalną Czasu do wyborów pozostało mało, więc decyzje muszą zapaść wkrótce. Jeśli powstanie, będzie oczywiście musiała przedstawić konkretny program, ale także ogólne przesłanie skierowane do Polaków. Powinno ono bardzo istotnie różnić się od tego, jakie zaprezentowała Koalicja Europejska. Nie mam na myśli złagodzenia krytyki rządów PiS. W tej sprawie nie może być niedomówień.

Chodzi o odwołanie się do wartości, które łączą wyraźną większość Polaków: poczucia wspólnoty, szacunku dla chrześcijańskiego dziedzictwa naszej kultury, rozumnego patriotyzmu, który wcale nie jest sprzeczny z poczuciem przynależności do wspólnoty europejskiej.

Oczywistości? Owszem, ale jakoś brakowało ich w kampanii Koalicji Europejskiej.

Położenie opozycji przed wyborami parlamentarnymi jest trudne. Wyraźna przegrana Koalicji Europejskiej w wyborach do Parlamentu Europejskiego, które uchodziły za łatwiejsze dla opozycji, w sposób oczywisty wzmacnia szanse PiS na zwycięstwo jesienią w wyborach. Ich znaczenie będzie nieporównanie większe.

Jestem przekonany, że bardzo mylą się ci, którzy uważają, że będą one oznaczały zachowanie status quo. Przypuszczam, że PiS powtórzy swą taktykę sprzed czterech lat. W kampanii wyborczej będzie uspakajało Polaków, opowiadało o nowych transferach społecznych i demobilizowało potencjalnych wyborców opozycji. Polska pod rządami obozu Jarosława Kaczyńskiego będzie przedstawiana jako kraj mlekiem i miodem płynący, bezpieczny, naprawiający społeczne niesprawiedliwości i dysproporcje.

Pozostało 90% artykułu

Ten artykuł przeczytasz z aktywną subskrypcją rp.pl

Zyskaj dostęp do ekskluzywnych treści najbardziej opiniotwórczego medium w Polsce

Na bieżąco o tym, co ważne w kraju i na świecie. Rzetelne informacje, różne perspektywy, komentarze i opinie. Artykuły z Rzeczpospolitej i wydania magazynowego Plus Minus.

Opinie polityczno - społeczne
Michał Szułdrzyński: Konwencje KO i PiS, czyli wojna o kontrolę nad migracją i o prezydenturę
Opinie polityczno - społeczne
Dominika Lasota: 15 października nastąpiła nie zmiana, a zamiana. Ale tych marzeń już nie uśpicie
Opinie polityczno - społeczne
Jerzy Haszczyński: Walka o atomowe tabu. Pokojowy Nobel trafiony jak rzadko
Opinie polityczno - społeczne
Estera Flieger: Czy naprawdę nie ma Polek, które zasługują na upamiętnienie?
Materiał Promocyjny
Bolączki inwestorów – od kadr po zamówienia
Opinie polityczno - społeczne
Stanisław Strasburger: Europa jako dobre miejsce. Remanent potrzeb