Kraj samurajów od zawsze przygotowany jest na niespodziewane. Ziemia trzęsie się wielokrotnie w ciągu dnia, a kilkanaście razy w roku dochodzi do poważniejszych wstrząsów. Nadejście kolejnego ogromnego i niszczycielskiego w skutkach jest tylko kwestią czasu. A wiadomo, że wielkie wstrząsy pojawiają się najczęściej w towarzystwie fali tsunami, co dodatkowo pogarsza rozmiar zniszczeń. Do niszczycielskiego kompletu można też z powodzeniem zaliczyć wulkany.
Trzeba być gotowym
We wrześniu wybuchł wulkan Ontake, jeden ze 110 aktywnych w Japonii. Erupcja zaskoczyła wszystkich, na stokach znajdowało się wielu turystów, stopień zagrożenia wynosił 1 i oznaczał, że żadne zagrożenie nie powinno nadejść. Ontake obudził się i zabił co najmniej 56 osób, 7 wciąż pozostaje nieodnalezionych. Pierwszy raz od 14 lat doszło do śmiertelnych ofiar w wyniku wybuchu wulkanu w Japonii. 47 spośród najbardziej aktywnych gór z magmą i bezpośrednim połączeniem do płyt tektonicznych może wybuchnąć jeszcze w tym wieku.
Według naukowców z uniwersytetu z Kobe istnieje jeden procent szansy na to, że w ciągu najbliższych stu lat dojdzie do erupcji niszczycielskiej w skutkach. Takiej, która będzie w stanie poważnie zakłócić funkcjonowanie całego kraju i w rezultacie usunąć z map świata całą Japonię. Pracami grupy kierowali profesorowie Yoshiyuki Tatsumi oraz Keiko Suzuki. Na podstawie badań nad cyklami aktywności wulkanów oraz analizy krateru Aira na południowym krańcu japońskiego archipelagu, w sąsiedztwie miasta Kagoshima na wyspie Kyushu specjaliści doszli do wniosku, że historia sprzed 28 tys. lat może się powtórzyć.
Katastrofa może się powtórzyć
Krater Aira ma średnicę 20 kilometrów. Dokładnie jest to kaldera, czyli wielkie zagłębienie na szczycie wulkanu, które powstało podczas gwałtownej eksplozji. Ta sprzed 28 tys. lat pojawiła się w konsekwencji ogromnego wybuchu superwulkanu, który w otwartej skali eksplozywności wulkanicznej VEI (Volcanic Explosivity Index, Indeks Eksplozywności Wulkanicznej) osiągnął siódmy stopień oznaczający jedną z najbardziej niszczycielskich katastrof. Taki wybuch zdarza się raz na tysiąc lat, a teraz w miejscu kaldery Aira znajduje się kolejny wulkan Sakurajima (powstał około 16 tys. lat temu). Jest to jeden z najbardziej aktywnych wulkanów w Japonii, zaliczany także do grupy 17 bacznie obserwowanych przez naukowców wulkanów świata.
Jeżeli w tej okolicy doszłoby obecnie do erupcji o podobnej sile, w ciągu zaledwie dwóch godzin fala lawy, kamieni i popiołu przykryłaby obszar zamieszkany przez 7 mln ludzi. Reszta materiału wyrzuconego przez wulkan byłaby w stanie przemieścić się o setki kilometrów zagrażając całej Japonii. Kolejnym niebezpiecznym punktem na wulkanicznej mapie kraju jest kaldera Kikai, pozostałość po wielkiej erupcji sprzed 7 tys. lat. Położona na południe od Sakurajimy, na wyspach Osumi także leżących w granicach wyspy Kyushu, miała niszczycielski wpływ na swoją okolicę. Po wspominanym wybuchu ludzie mogli zasiedlić tereny w okolicy Kikai dopiero po tysiącu lat. Japonia może nie mieć tyle szczęścia, by przetrzymać tysiąc lat w innym miejscu czekając na poprawę sytuacji. Zresztą w międzyczasie i tak może dojść do kolejnej supererupcji. Według naukowców trzeba być przygotowanym na najgorsze, ponieważ na niekorzyść Japonii 7 proc. wszystkich wulkanów, które wybuchały w ciągu ostatnich 10 tys. lat, znajdowała się właśnie w Kraju Kwitnącej Wiśni.