Krzystyniak: Zakłamywanie wojny

Okupacja Śląska przez Niemców nie była sielanką. Terror wobec Polaków przybierał najbardziej barbarzyńskie formy. Dziś próbuje się wmówić opinii publicznej, że tragedia na tym terenie zaczęła się dopiero w roku 1945 – pisze historyk.

Publikacja: 14.10.2015 22:00

Obrona Śląska we wrześniu 1939 roku jest dziś kolejnym polem walki o pamięć historyczną, opuszczonym – niestety – przez państwo polskie. O ile w czasach tzw. Polski Ludowej obrońcy Śląska, zwłaszcza cywilni, ze szczególnym uwzględnieniem harcerzy z wieży spadochronowej, cieszyli się szczególnym szacunkiem, to po roku 1989 rozpoczęło się swoiste śląskie odbrązawianie września.

Nacjonaliści w szatach komunistów

Zaczęło się od „obalenia mitu obrony wieży spadochronowej", kiedy grupa historyków odkryła niemieckie archiwa, w których odnaleziono meldunki gen. Ferdinanda Neulinga mówiące o tym, iż żadnej obrony nie było, a w każdym razie był to nic nieznaczący epizod. Rozgorzała dyskusja, w której obrońcy „mitu" wydawali się być na przegranej pozycji. Dowody rzekomego braku jakiegokolwiek większego oporu ze strony polskiej uznano za niepodważalne, niemieckie meldunki nie mogły przecież kłamać, rzadko podawano je w wątpliwość. Niektórzy uznali wręcz, iż obrońcy Katowic z wieży spadochronowej są wymysłem literackiej fikcji pisarza Kazimierza Gołby, który uwiecznił ich w swojej powieści. W wątpliwość podano całość obrony Śląska, bohaterstwo powstańców, harcerzy, określono jako fanatyczny opór polskich nacjonalistów, bezsensowne prowokowanie wroga.

Co roku 1 września w śląskiej prasie publikowano zdjęcie Niemców witających radośnie Wehrmacht. Rzecz jasna jako dowód bezsensownego podziału Śląska w wyniku „wojny domowej", czyli powstań śląskich. Chodziło o to, by pokazać, iż „z jednej strony część Ślązaków stawiła opór Niemcom, a z drugiej byli też tacy, którzy wkraczających żołnierzy Wehrmachtu witali kwiatami".

Obrona Śląska we wrześniu 1939 roku i późniejsza okupacja nie pasują do historycznej układanki, w której Ślązacy, podzieleni w wyniku bezsensownych powstań, we wrześniu 1939 roku żyją sobie spokojnie, nie angażując się w ruch oporu. Wszak Polska nic ich nie obchodzi, przecież są Ślązakami. Dopiero w roku 1945 miała nadejść prawdziwa tragedia, nazwana „górnośląską", kiedy to polscy nacjonaliści, tym razem ubrani w szaty komunistów, budują państwo jednolite narodowo, represjonując każdego, kogo uznają za „nie-Polaka". I zakładając „polskie komunistyczne obozy". „Po zakończeniu II wojny światowej uwięziono w nich bez wyroków sądowych co najmniej kilkadziesiąt tysięcy Ślązaków, w tym kobiety i dzieci. Wystarczył sąsiedzki donos (bo ktoś miał ochotę na zagrabienie mieszkania) i oskarżenie o niewłaściwą postawę. Trwa spór o to, czy można te obozy nazywać koncentracyjnymi i polskimi czy może tylko komunistycznymi obozami pracy" – jak pisał jeden z opiniotwórczych dzienników.

Zaciekłe walki

Tymczasem wrzesień 1939 roku na Śląsku to nie tylko wieża spadochronowa i strzelający z niej harcerze, których martwe ciała zrzucili później niemieccy żołnierze. Prawie na każdym skrawku granicy toczyły się walki, a cztery pierwsze dni września w wielu śląskich miastach przypominały nieustanną strzelaninę z wkraczającym wrogiem. Walki z niemieckimi dywersantami z Freikorpsu były niezwykle zaciekłe. Prawie nigdzie Niemcom nie udało się zrealizować zamierzonych celów.

W Chorzowie jeszcze 3 września powstańcy śląscy wraz z harcerzami odbili budynek ratusza, zrzucili na bruk hitlerowską flagę, jakby symbolicznie oznajmiając: „My tu jeszcze jesteśmy". Po zajęciu Śląska Niemcy krwawo rozprawili się z obrońcami. Zaraz po ich wkroczeniu do Katowic w centrum miasta rozstrzelano co najmniej 80 osób, wśród nich dowódcę katowickiego batalionu powstańczego Nikodema Renca i jego syna Józefa. Ciała zamordowanych 100 ofiar pochowano we wspólnej mogile na cmentarzu w Panewnikach. Co najmniej kilkadziesiąt dalszych spoczęło w masowych grobach w panewnickich lasach.

Relacje, jakie po wojnie zebrała Komisja Ścigania Zbrodni Przeciwko Narodowi Polskiemu od bezpośrednich świadków wydarzeń, stanowią dziś najlepsze źródło wiedzy o agresji niemieckiej na Śląsku we wrześniu 1939 roku. Wiesław Micha, który był świadkiem wkroczenia Niemców do Katowic, tak opisywał „przemianę" niektórych Ślązaków: „Dopiero gdy do Katowic wkroczyły wojska niemieckie, okazało się, kto jest Polakiem, a kto Niemcem, względnie renegatem, gdyż ci zaraz pozakładali opaski z hakenkreuzem i zaczęli mówić tylko po niemiecku. Gdzieś około godziny 10 wyszedłem na ulicę i widziałem, jak niemiecki patrol wkraczał do Katowic. Zobaczyłem powywieszane sztandary niemieckie".

Gilotyna w katowickim więzieniu

Dosyć lakonicznie potraktowano obronę Śląska w podręczniku „Historia Górnego Śląska" pod redakcją Ryszarda Kaczmarka, uznawanym dziś na Śląsku za pracę fundamentalną na temat historii Śląska. Tak samo postąpiono na wystawie stałej w nowo otwartym Muzeum Śląskim. Tam z kolei prawie kompletnie pominięto aspekt wieży spadochronowej.

Okupacja Śląska przez Niemców nie była sielanką. Zgodnie z rozkazem Heinricha Himmlera wymordowano co najmniej 2 tys. Ślązaków, przedstawicieli polskiej inteligencji, byłych powstańców śląskich, działaczy społecznych, polityków, dziennikarzy. Terror wobec Polaków przybierał najbardziej barbarzyńskie formy. W katowickim więzieniu przy ulicy Mikołowskiej skazanych na karę śmierci gilotynowano. Akcja „antyinteligencka" na Śląsku trwała od września do końca lutego 1940 roku. Dzisiaj jest raczej zapomnianym aspektem okupacji. Dosyć niewygodnym, niepasującym do swoistej układanki „wielokulturowości" Śląska.

To dopiero Polacy po 1945 roku mieli dokonywać... czystek etnicznych, jakby nic takiego nie miało miejsca podczas okupacji. Jednak niemieckie represje od września 1939 roku mają jeszcze inny aspekt. Były prowadzone w sposób niezwykle skrupulatny, przygotowywane z nie mniejszą dokładnością na długo przed atakiem na Polskę.

Tym, o czym rzadko się wspomina, jest fakt, iż rozpracowywaniem polskich środowisk zajmowali się rekrutowani przez niemiecki wywiad przedstawiciele mniejszości niemieckiej, licznie zamieszkujący przedwojenne województwo śląskie. A dodać należy, iż mniejszość niemiecka była czwartą co do wielkości mniejszością w Polsce, liczącą według spisu ludności przeprowadzonego w 1931 roku 741 tys. osób. Na obszarze województwa śląskiego mieszkało ponad 101 tys. Niemców, co stanowiło ponad 7 proc. ogółu ludności. Przy tak ogromnej liczbie nie sposób było zapobiec i zneutralizować wrogą działalność grup dywersyjnych oraz szpiegowskich. Niemiecki wywiad nie miał zbyt wielu problemów ze znajdowaniem chętnych do współpracy, zwłaszcza tych zamieszkałych w zachodnich województwach. Jak twierdzi znawca tematu Tomasz Chinciński w pracy „Forpoczta Hitlera", Niemcy z zachodnich dzielnic Polski byli zdecydowani na współpracę, ponieważ program Hitlera dawał nadzieję na ponowne włączenie tych ziem do Rzeszy.

Rezultatem wieloletniego działania niemieckich konfidentów w Polsce była tzw. lista proskrypcyjna, przygotowana dla oddziałów operacyjnych, tajna lista z nazwiskami Polaków poszukiwanych przez niemiecką służbę bezpieczeństwa. W wyniku wieloletniej pracy agenturalnej, prowadzonej przy pomocy mniejszości niemieckiej, sporządzono tajną listę Polaków przeznaczonych do likwidacji po wkroczeniu Niemców. Listę tę nazwano „Sonderfahndungsbuch Polen", czyli „Specjalna księga Polaków ściganych listem gończym". Na liście tej znajdowali się Polacy, na których donosy sporządzili niemieccy konfidenci. Skrupulatne przygotowanie umożliwiło Niemcom dobre rozeznanie wśród polskich elit na Śląsku i późniejsze ich nie mniej skrupulatne wymordowanie.

Jest to jeden z niezwykle krwawych aspektów niemieckiej okupacji na Śląsku, niemniej jest on dziś pomijany i zapominany, jak gdyby stanowił niewielki margines tamtych wydarzeń. Warto przytoczyć tu słowa Adolfa Hitlera wypowiedziane 2 października 1940 roku: „Należy bezwarunkowo baczyć, aby nie było żadnych polskich panów; tam, gdzie istnieją polscy panowie, powinni – jakkolwiek to może brzmieć twardo – zostać wytępieni [...]. Polacy mogą mieć tylko jednego pana, a jest nim Niemiec; dwóch panów obok siebie nie może być [...], dlatego należy wszystkich przedstawicieli polskiej inteligencji wytępić". Powyższa dyrektywa Hitlera, wyrażona w sposób obrazowy, łączy Śląsk z resztą okupowanego obszaru Polski pod względem metody unicestwiania żywiołu polskiego przez Niemców.

Może działalność mniejszości niemieckiej i jej współpraca z niemieckimi służbami specjalnymi w denuncjacji Polaków należy również uznać za element wojny domowej Ślązaków? Wykorzenienie wszystkiego, co Polska zdołała zbudować na Śląsku do czasu agresji niemieckiej, jest dziś jakby nieobecne w dyskusji na temat tamtejszej historii.

Można czasem odnieść wrażenie, iż Niemcy uwolnili mieszkańców polskiego Śląska od krwiożerczych rządów wojewody Michała Grażyńskiego. Skądinąd wspominanie jego sporych osiągnięć, np. budowa Muzeum Śląskiego, to dziś na Śląsku temat zakazany, stanowiący swoiste tabu. Grażyński wydaje się być w niektórych środowiskach bardziej znienawidzony niż przedstawiciele nazistowskiej administracji z lat 1939–1945. Wojewoda Grażyński, gdyby został złapany przez Niemców, niechybnie skończyłby życie przed plutonem egzekucyjnym lub w niemieckim obozie koncentracyjnym. Podobnie jak większość śląskich patriotów i przedstawicieli polskich elit.

Zmiana narracji

Obławy, aresztowania i mordy śląskich patriotów odbywały się na obszarze całego przedwojennego województwa śląskiego, nie tylko w Katowicach, ale również w Mikołowie, Łaziskach Górnych, Dolnych i Średnich, Tychach. Po wkroczeniu Niemców do Orzesza 3 września aresztowano zgromadzonych na rynku miasta i wskazanych przez miejscowych członków Freikorpsu powstańców śląskich, działaczy społecznych i politycznych oraz młodzież harcerską. Aresztowanych osadzono w utworzonym we wrześniu 1939 roku w piwnicach ratusza areszcie żandarmerii. Następnego dnia 29 Polaków z Orzesza i okolicy zostało rozstrzelanych przez członków Freikorpsu w lesie Pasternik koło Orzesza. Takich egzekucji w pierwszych miesiącach po wkroczeniu Niemców było na Śląsku dziesiątki, jeśli nie setki.

Zachowanie Niemców niczym się nie różniło od ich postępowania w innych rejonach Polski. Kiedy dziś próbuje się oddzielić historię Śląska od reszty Polski, próbuje się wspomniane ofiary okryć powłoką zapomnienia. Obrona Śląska, nie ta czyniona przez Wojsko Polskie, ale każdy strzał oddany do wkraczających Niemców przez odziały samoobrony, świadczyła o tym, iż wróg nie jest u siebie. Powstańcy śląscy, harcerze i ci, którzy stawili często spontaniczny opór najeźdźcy, są dziś niewygodni dla piewców tezy o tym, że Śląsk nie jest Polski. Ci wolą składać kwiaty na grobach żołnierzy Wehrmachtu oraz głosić, że wojna na Śląsku rozpoczęła się w styczniu 1945 roku.

Ofiary niemieckiej okupacji Śląska wydają się być wypierane przez pojęcie tragedii górnośląskiej. Historycy na Śląsku zapominają dziś lub nie chcą się zajmować tymi, którzy zostali zamordowani przez Niemców w pierwszych dniach okupacji. Czy to już stała zmiana narracji historycznej? Wojna na Śląsku rozpoczęła się w styczniu 1945 roku?

W artykule wykorzystano fragmenty pracy Marii Wardzyńskiej „Był rok 1939. Operacja niemieckiej policji bezpieczeństwa w Polsce Intelligenzaktion", Warszawa 2009

Autor jest historykiem, urzędnikiem urzędu marszałkowskiego województwa śląskiego

Obrona Śląska we wrześniu 1939 roku jest dziś kolejnym polem walki o pamięć historyczną, opuszczonym – niestety – przez państwo polskie. O ile w czasach tzw. Polski Ludowej obrońcy Śląska, zwłaszcza cywilni, ze szczególnym uwzględnieniem harcerzy z wieży spadochronowej, cieszyli się szczególnym szacunkiem, to po roku 1989 rozpoczęło się swoiste śląskie odbrązawianie września.

Nacjonaliści w szatach komunistów

Pozostało 96% artykułu

Ten artykuł przeczytasz z aktywną subskrypcją rp.pl

Zyskaj dostęp do ekskluzywnych treści najbardziej opiniotwórczego medium w Polsce

Na bieżąco o tym, co ważne w kraju i na świecie. Rzetelne informacje, różne perspektywy, komentarze i opinie. Artykuły z Rzeczpospolitej i wydania magazynowego Plus Minus.

Opinie polityczno - społeczne
Stanisław Strasburger: Europa jako dobre miejsce. Remanent potrzeb
Opinie polityczno - społeczne
W Warszawie zawyją dziś syreny. Dlaczego?
Opinie polityczno - społeczne
Jerzy Surdykowski: Najniższe instynkty Donalda Tuska
Opinie polityczno - społeczne
Przemysław Prekiel: Nowa Lewica od nowa
Opinie polityczno - społeczne
Andrzej Porawski: Wewnętrzna niespójność KPO