Paweł Kowal: Opłaca się wspierać nie swoje fundacje

Gdy fundacje biorą pieniądze od zagranicznych dobrodziejów – źle. Gdy przyjmują środki z samorządu lub z rządu – jeśli to nie te nasze ideowo fundacje – też niedobrze.

Aktualizacja: 03.11.2016 17:10 Publikacja: 02.11.2016 19:53

Paweł Kowal: Opłaca się wspierać nie swoje fundacje

Foto: Fotorzepa

Może czas, by ktoś powiedział wyraźnie: nie ma w Europie, z wyjątkiem Wielkiej Brytanii, państwa, w którym fundacje polityczne, think tanki i intelektualne pisma radziłyby sobie za wdowie grosze darczyńców. Taki mamy klimat. Czas to „ujawnić" i powiedzieć Polakom: od Madrytu po Kijów model jest podobny – na folderach konferencji, seminariów i szkoleń organizowanych przez trzeci sektor są obfite podziękowania dla międzynarodowych korporacji, światowych filantropów, samorządów i ministerstw, a jest bardzo mało o wpłatach „zwykłych obywateli". Chciałoby się żyć jak w Ameryce, ale rzeczywistość skrzeczy.

Oczywiście, że marnotrawstwo zdarza się także w fundacjach i stowarzyszeniach, ale nie wiem, czy nie większa rozrzutność panuje w niejednym niepotrzebnym urzędzie. Nie słyszałem o radzie fundacji, która by za swoje radzenie brała pieniądze lub choćby dostawała dietę za posiedzenie, a wiele słychać o nowych bezsensownych etatach w urzędach wszystkich szczebli.

Właśnie powstają w każdym powiecie fundowane za publiczną kasę centra do organizacji kursów na barmanów i fryzjerów. Choć to akurat dobry przykład sprawy, którą mimo swoich wad lepiej i taniej załatwiłyby istniejące fundacje i stowarzyszenia, szczególnie że wiele z nich prowadzi z powodzeniem domy pomocy, szkoły, gazety itd.

Tylko bioróżnorodność. Dokładnie ta sama zasada co w nowoczesnym rolnictwie obowiązuje w życiu społecznym. W interesie polityków prawicy jest wspierać nie tylko „swoich", ale też think tanki, fundacje i pisma bardziej do dzisiejszych władz zdystansowane lub ambiwalentne wobec polityki.

Tworzenie monokultury jak w naturze obróci się przeciw tym, którzy myślą, że monopol to jest rozwiązanie. Niemcy z budżetu wspierają cały wachlarz fundacji politycznych od prawa do skrajnego lewa i projektów tylko delikatnie tracących polityką, działających na styku kultury i akademii. Bo myślą o zysku Niemiec i wiedzą, że w zależności od kontekstu politycznego do jednych grup obywateli dotrze się z takim przekazem, do innych z innym, a gdzieś na końcu chodzi o państwo silne tożsamością ludzi o rozmaitych zapatrywaniach. Tym bardziej za granicą: warto mieć rozmaite narzędzia budowania relacji, tworzenia wspólnych projektów z różnymi środowiskami. Raz z konserwatystami, raz z lewicą.

Ta różnorodność bywa wsparciem dla niemieckiej dyplomacji. I może być nauką, jak realizować polskie marzenia o miękkiej sile naszego państwa, choćby tylko w naszych stronach Europy.

Opinie polityczno - społeczne
Estera Flieger: Szymon Hołownia w debacie TVP przeczył sam sobie
Opinie polityczno - społeczne
Zuzanna Dąbrowska: Debaty, czyli nie chcą, ale muszą
Opinie polityczno - społeczne
Pytania, na które Karol Nawrocki powinien odpowiedzieć podczas debaty prezydenckiej
felietony
Marek A. Cichocki: 80 lat po wojnie Polska staje przed olbrzymią szansą
analizy
Włoski historyk Massimiliano Signifredi: Obiecujący początek papieża Leona XIV