Sukcesy i porażki roku - ludzie i gospodarka na świecie

Ten rok był najtrudniejszy dla świata finansowego. Tracili stanowiska ludzie nadający ton tym rynkom.

Publikacja: 21.12.2007 00:49

Tymczasem okazało się, że dali się oni świadomie – bo znów liczyli na nadzwyczajne zyski, lub też nieświadomie – bo byli niedoinformowani, wciągnąć w dmuchanie kolejnej bańki spekulacyjnej – tym razem na amerykańskim rynku nieruchomości. Żądza zysku, by wykazać się przed akcjonariuszami, skłoniła największe światowe banki do wejścia na rynek ryzykownych kredytów hipotecznych. I tu polegli np. Charles Prince, prezes Citigroup, czy Stan O’Neal, prezes Merrill Lynch. To był również trudny rok dla koncernów motoryzacyjnych. Ale można było jednak robić dobre interesy w trudnych czasach przykładem Katsuaki Watanabe, prezesa Toyoty. Sukces odniósł też Carlos Ghosn, który wygrał w Rosji rywalizację o Avtozaz i nie dał się przekonać do kupna fabryki w Rumunii. Wreszcie trzecia cecha tego roku. Choć to gospodarka chińska rośnie na świecie najszybciej, ale nie widać tam jeszcze wybitnych menedżerów. Natomiast gospodarka indyjska zaczyna już dostarczać światu wielkich talentów. Indra Nooyi, która odnowiła PepsiCo, Vikram Pandit, który zastąpił Charlesa Prince w Citigroup, wreszcie Ratan Tata, który lada dzień kupi od Forda kultową markę Jaguar. A jeśli weźmiemy pod uwagę liczbę wybitnym profesorów ekonomii na najlepszych światowych uczelniach, można spokojnie stwierdzić, że ta tendencja będzie bardziej widoczna w 2008 roku.

Indra Nooyi, prezes PepsiCo

Uznawana za najpotężniejszą kobietę w amerykańskim biznesie. Musiała na tę pozycję ciężko pracować, tym bardziej że jest imigrantką z Indii. Szefem PepsiCo jest od półtora roku, ale z koncernem związana jest od 13 lat. Jest tak pracowita i pomysłowa, że kiedy awansowała na prezesa koncernu, zwolnione przez nią stanowisko wiceprezesa ds. finansowych musiało zająć dwóch mężczyzn. Jej decyzje już jako prezesa spowodowały szybki wzrost zysków i rynkowej wartości firmy do 108 mld dol. Nooyi uważa, że ograniczenie działalności firmy do prób pokonania konkurencji w wielkości sprzedaży to zbyt mało. Dlatego dąży do stworzenia z PepsiCo modelowej firmy, która jest jednocześnie odpowiedzialna i odnosi sukcesy finansowe.

To ona stoi za przebudową koncernu, która rozpoczęła się w połowie lat 90. Doprowadziła do tego, że PepsiCo pozbyła się fastfoodowych restauracji, a kupiła Gatorade i Quakera, a następnie przejęła producenta soków Tropicana, tym samym wyprzedzając oczekiwania konsumentów, którzy dopiero zaczynali się interesować zdrowszym odżywianiem. I kupuje – brazylijskiego producenta przekąsek, ukraińskiego producenta soków i kultową w Stanach Zjednoczonych firmę Naked Juice. Nieustannie wprowadza też nową ofertę, ale nie z gatunku fast food, np. warzywne prażynki. W ten sposób unika krytyki, mimo że sztandarowymi produktami PepsiCo są nadal gazowane napoje.

Ruppert Murdoch, prezes News Corp.

Przejął Dow Jonesa, a z nim jeden z najbardziej szanowanych dzienników na świecie „Wall Street Journal”. Zmagał się z rodziną właścieli, Bancroftów, która obawiała się, że światowa ikona prasy ekonomicznej straci swoją niezależność.

Ostatecznie przekonał ich. Dziś się okazuje, że Bancroftowie poddali się zbyt szybko. Ale to australijski potentat rynku mediowego wygrał, bo w tej chwili, poświęcając tradycję i przyzwyczajenia, może z łatwością zrealizować marzenie życia: zbudować gazetę, która będzie miała szansę skutecznej rywalizacji z „New York Timesem”, bo „New York Post” już do niego należy. Docelowo „Wall Street Journal” miałby zdetronizować „NYT”. Może mu się to udać, bo jego imperium warte jest 70 mld dol. i ma pod dostatkiem pieniędzy, by wygrać. Pracownicy „Journal”, jak popularnie nazywa się „WSJ”, od początku obawiali się Murdocha i starali się zapobiec tej transakcji. Nie wierzyli i nie wierzą w zapewnienia, że gazeta pozostanie niezależna, a on sam nie będzie się mieszał w politykę wydawniczą. Ten 76-latni biznesmen często jest krytykowany m.in. za to, że cynicznie wykorzystuje swe media do załatwiania kolejnych interesów. Ale nikt mu nie zarzuca, że jest nieskuteczny. Budowę swojego medialnego imperium zaczął od lokalnej australijskiej gazety, a dziś kontrolowane przez niego firmy dostarczają rozrywki i informacji połowie mieszkańców świata.

Dominique Strauss Kahn, szef MFW

Zachowuje się nie tak, jak oczekiwano. Sądzono, że przeżyje spokojnie pięcioletnią kadencję szefa MFW. Objedzie świat, co lubi, wygłosi kilkadziesiąt błyskotliwych przemówień, bo to doskonale potrafi, zgarnie nieopodatkowaną pensję ok. 380 tys. dol. rocznie przy minimalnych wydatkach, bo dyrektor MFW rzadko za siebie płaci.

Tymczasem Strauss Kahn szybko zauważył, że jej rola jako żandarma światowych finansów zmieniała się nawet podczas tych kilku miesięcy, które czekał na objęcie stanowiska. MFW, kiedyś wyrocznia, której prognozy sprawdzały się najczęściej, bo zatrudniał naprawdę wybitnych ekonomistów, stał się powoli jednym ze źródeł finansowania w procesie naprawy gospodarczej.

W tej sytuacji Strauss Kahn musiał zrobić coś spektakularnego. I zrobił. Jego program naprawy MFW, zwolnienie co najmniej 300 osób początkowo wzbudziło niedowierzanie. Jak to? Socjalista z twardą ręką, który nie ogląda się na problemy socjalne? Nie do końca. Po pierwsze w MFW nie grozi mu strajk, bo większość zwolnionych ekonomistów natychmiast znajdzie pracę, jeśli w nie w USA, to w krajach, z których przyjechali, a jeszcze szybciej w Indiach, Wietnamie czy Chinach, gdzie na profesjonalistów z taką praktyką czeka się z otwartymi rękami i wysokimi pensjami. Największym przegranym w tej sytuacji może się okazać prezes Banku Światowego Robert Zoellick. Jeśli w MFW trzeba ciąć koszty, to co mówić o BŚ, zwłaszcza po tym, gdy wygnano stamtąd Paula Wolfowitza.

Katsuaki Watanabe, prezes Toyota Motor Corp.

Kiedy dwa lata temu przejmował stanowisko szefa najbardziej podziwianego koncernu samochodowego na świecie, wszystko szło doskonale. Uważano, że odniesie sukces, jeśli po prostu poprowadzi Toyotę tak, jak robili to jego poprzednicy.

Watanabe zrobił o wiele więcej. Ubiegły rok zakończył zyskiem w wysokości ponad 14 mld dol. W tym roku obiecuje jeszcze lepszy, ale przede wszystkim prestiżowe wyprzedzenie w wielkości sprzedaży lidera rynku – amerykańskiego General Motors. Wypracował też wizerunek firmy dbającej o środowisko – Toyota jest liderem na rynku pojazdów hybrydowych. Ekspansję światową Watanabe zaczął od pobicia GM na jego własnym rynku. Wykorzystał, że auta jego koncernu są bardziej ekonomiczne niż amerykańskiej konkurencji.

W tym roku Toyota sprzeda na świecie ok. 9,4 mln aut, GM ok. 9,2 mln. Różnica 200 tys. pojazdów nie jest porażająca przy takiej skali, ale ma prestiżowe znaczenie. Watanabe mądrze budował fabryki w USA. Wybierał południe, gdzie praca jest tańsza niż w samochodowym zagłębiu Michigan, a związki zawodowe raczkują.

Z powodzeniem buduje pozycję w Europie i ogromne znaczenie przywiązuje do fabryk Toyoty w Polsce, przełamał wahania poprzedników i zdecydował się na inwestycje w Rosji. Zapewne za rok znów będzie wygranym w swojej branży.

Tariel Szakrowicz Wasadze, Korporacja Przemysłowa UkrAvto

Ma duszę Gruzina, zaciętość Ukraińca i kontakty człowieka światowego. dzięki jego uporowi została uratowana warszawska Fabryka Samochodów Osobowych. Znalazł dla niej nie tylko nowy model auta (chevrolety), ale i pieniądze, a także inwestora na przyszłość. General Motors, amerykański koncern, który kiedyś bacznie przyglądał się fabryce, chce wrócić na warszawski Żerań jako inwestor. I to mimo że ma na Śląsku fabrykę. Przez lata GM i należąca do Wasadzego Korporacja Przemysłowa UkrAvto, właściciel producenta aut AvtoZAZ, montowała i sprzedawała samochody GM na Ukrainie. Na Ukrainie zatrudnia ok. 30 tys. ludzi.

Nie ukrywa, że z Polakami rozmawiało mu się najłatwiej. Ale też nie bez problemów. Przez długi czas ukraiński przedsiębiorca był przez polskie resorty traktowany z podejrzliwością.

Nie dowierzano, że rzeczywiście jest w stanie znaleźć nowe auto do produkcji, nie doceniano jego doskonałych talentów negocjacyjnych z Amerykanami. Dzięki niemu FSO stanie się najprawdopodobniej centrum produkcji chevroletów na Europę. W najgorszym razie jedną z dwóch fabryk tego najlepiej dzisiaj sprzedającego się auta koncernu.

W ten sposób Wasadze stał się znany w Europie także dzięki temu, że w odpowiednim momencie wsparł pomarańczową rewolucję. Również dlatego, że gdy Rosjanie ogłosili bojkot gruzińskich towarów, został największym importerem wina z tego kraju.”

Louis Gallois, prezes EADS

Podpisywał rekordowe kontrakty dla należących do EADS Airbusa i Eurocoptera, dowodząc, że pomylili się ci wszyscy, którzy uznali, że Airbus nie ma szans w konkurencji z Boeingiem.

Gallois przejdzie do historii jako człowiek, który uratował Airbusa. W tej chwili jednak stanął przed wielkim wyzwaniem. Musi zmierzyć się z prezydentem Francji, który nie zgadza się na przeniesienie części produkcji Airbusa do strefy dolarowej. A Gallois wie, że bez tego największy europejski producent samolotów nie będzie konkurencyjny. Kto kogo przekona? Dla prezydenta Francji zamykanie fabryk we Francji i otwieranie ich gdzie indziej to porażka. Dla Gallois’a to być albo nie być.

Otrzymał to stanowisko, bo EADS potrzebował twardej ręki. A nie ma chyba we Francji tak zdeterminowanego menedżera. Sarkozy wiedział, że były prezes kolei SCNF jest doskonałym negocjatorem, a taki był potrzebny w EADS do przepychanek ze związkami zawodowymi. Jest i druga pułapka zastawiona na jego karierę. Rekordowe zamówienia, jakie zbierał w tym roku Airbus, wymuszają przyjrzenie się procesowi restrukturyzacji, który w koncernie jest niezbędny. Ale czy dużo mniejsza liczba pracowników jest w stanie wyprodukować znacznie więcej samolotów? Logika mówi, że nie. Sukcesem Gallois’a okazał się również superjumbo – A380. Został dostarczony dwa lata później, niż wynikało to z umów, ale jest produktem imponującym.

John Browne, były prezes BP

Po 41 latach pracy w BP odszedł na wcześniejszą emeryturę. I nie chodziło nawet o to, że ujawniono intymne szczegóły z jego życia. Prawdziwy powód to ten, że chciał je ukryć za wszelką cenę i używał wszelkich wpływów, aby powstrzymać publikację o swoim związku z młodym Kanadyjczykiem Jeffem Chevalierem. Browne kłamał. Ciosem w jego wiarygodność było zdjęcie embarga na publikację przez Izbę Lordów. Homoseksualizm nie jest w Wlk. Brytanii niczym nagannym. Gejem jest też unijny komisarz ds. handlu Peter Mandelson uznany za jednego z najlepszych negocjatorów we Wspólnocie.

Browne osiągnął w BP wszystko, czego od niego oczekiwano, a nawet wiele więcej. Miał pozostać na stanowisku prezesa do końca 2008 r., bo akcjonariusze byli zadowoleni z jego strategii, przez 12 lat prezesury był w stanie zwiększyć wartość BP z 20 do 110 mld funtów. Ale miał i trudne sytuacje, jak choćby wypadek na Alasce (wyciek ropy w Prudhoe Bay), z których BP nie potrafił wyjść z honorem. Ukrywał fakty, zamiast prowadzić przejrzystą politykę w koncernie. Nie poddał się naciskom swoich współpracowników – takich jak chociażby Tony Hayward, który został jego następcą – aby jak najszybciej ujawnić prawdę. Odszedł w niesławie, a miał na koncie wspaniałe sukcesy – połączenie British Petroleum z amerykańskim Amoco, przejęcie Catrola i Arco. Jego „złoty spadochron” także został okrojony o ponad 20 mln funtów.

Abdalla Sael al Badri, sekretarz generalny OPEC

Ponosi same porażki. Kartel stracił wpływ na kształtowanie cen ropy naftowej i dopiero teraz usiłuje wypracować spójną politykę, tak aby jego rola na światowych rynkach wróciła do porównywalnej sprzed czterech – pięciu lat. Wtedy kartel panował niepodzielnie nad cenami ropy, był w stanie je regulować zależnie od potrzeb nawet o kilka dolarów w górę albo w dół. Teraz ropa jest tak droga, że stała się jednym z głównych czynników światowego spowolnienia gospodarczego i przyczyną wysokiej inflacji. Natomiast kartel wypadł z gry cenowej. Każda jego decyzja koryguje ceny na dzień – dwa, ale najczęściej nawet na kilka godzin. W efekcie popyt na ropę rośnie wolniej, a kraje OPEC zainwestowały dziesiątki miliardów dolarów w jej produkcję.

W Libii miał i nadal ma potężną władzę. Pozornie skromny, wyciszony, o wyglądzie intelektualisty rządził niepodzielnie libijskim przemysłem wydobywczym i energetyką. Dla al Badriego, którego szanuje bardzo Muammar Kadafi, połączono je w jedną instytucję.

Nie jest wykluczone, że rozważny Libijczyk gra o swoje interesy. Wiadomo, że jego celem, czego nigdy nie ukrywał, jest powrót do Libii koncernów naftowych z USA i że gotów jest poświęcić interesy innych krajów OPEC, a wygrać je dla Libii. Ale oznacza to również, że nie sprawdził się jako szef kartelu, człowiek o ogromnej władzy. I choć sądzono, że przywróci OPEC do dawnej świetności, dziś wiadomo, że mu się to nie uda.

Hans Joachim Körber, były prezes grupy Metro

Ze stanowiska prezesa grupy Metro odszedł z końcem października, choć jego kontrakt był ważny jeszcze przez wiele miesięcy. Miał na swoim koncie sporo sukcesów, jednak wypominano mu brak restrukturyzacji i pomysłu na rozwój trzeciego na świecie koncernu handlowego z przychodami 60 mld euro rocznie. Dlatego na wieść o jego odejściu akcje koncernu poszły w górę o ponad 8 proc.

Największym sukcesem Körbera było pokonanie amerykańskiego Wal-Martu, który z buńczucznymi zapowiedziami wchodził na rynek niemiecki, z którego po kilku latach równie głośno się wycofał i to Metro kupiło jego sklepy. Körbera chwalono za szeroką ekspansję zagraniczną, także w Azji – dzisiaj Metro obecne jest w 30 krajach Europy, Afryki i Azji. Już 56,8 proc. obrotów grupy jest generowane poza Niemcami.

Jednak na macierzystym rynku nie brakowało powodów do krytyki, zmian w strategii oczekiwali także główni akcjonariusze.

Najpoważniejszym zarzutem był brak pomysłu na sieć domów towarowych Kaufhof – zdaniem analityków nie wiadomo, po co koncern utrzymuje generującą straty i psującą wizerunek sieć. Podobnie coraz głośniejsze były głosy, że Körber powinien coś zrobić z deficytową, zwłaszcza w Niemczech, siecią hipermarketów Real. Nic nie zrobił, a wielu analityków uważa wręcz, że jest to kamień u szyi koncernu.

Harry Roels, były prezes RWE

Został zmuszony do rezygnacji ze stanowiska od 1 października 2007 r. na cztery miesiące przed wygaśnięciem kontraktu. Przyczyną pozbycia się Roelsa były przerwy w dostawach energii. Krytykowany był też za wypłacanie wynagrodzeń politykom i musiał się zobowiązać do ustalenia jasnych reguł takiego wspierania polityki przez RWE. Z jego działalności niezadowoleni byli akcjonariusze, którzy uważali, że inwestuje w zbyt wolnym tempie. Za to Roels chciał budować nowe elektrownie odkrywkowe kopalnie węgla.

Jeszcze we wrześniu zastanawiał się nad najlepszymi metodami transportu gazu, którego złoża RWE odkrył m.in. w Algierii, a w inauguracji jego projektów brała udział kanclerz Angela Merkel. 1 października dowiedział się, że będzie pracował w tej firmie tylko do końca roku.

Kiedy obejmował stanowisko niemieckiego giganta energetycznego RWE, wszyscy zwracali uwagę na jego imponującą karierę. Był też pierwszym cudzoziemcem na tym stanowisku. Trzy dekady w Shellu, specjalista od cięcia kosztów, doświadczenie w pracy w Norwegii i Turcji wydawało się, że jest najlepszym kandydatem na stworzenie z RWE globalnego koncernu energetycznego. 57-letni Holender wie już, że poniósł porażkę. Dzisiaj pożegna się w centrali z pracownikami. Dla niego będzie to bolesny moment, bo należał do czołówki najlepiej zarabiających w tym kraju. Jego roczna pensja wynosiła 6,9 mln euro.

Wolfgang Ruttenstorfer, prezes OMV

Od ponad dziesięciu lat usiłuje stworzyć środkowoeuropejski koncern paliwowy, który mógłby konkurować ze światowymi gigantami. Tyle że trudno mu znaleźć chętnych do wsparcia tego pomysłu. Nieustannie próbuje przejąć węgierski MOL, ale Węgrzy są zdania, że przejęcie przez firmę państwową nie jest dla nich korzystne. W tym roku kolejny raz dostał kosza i nic nie wskazuje, by to przedsięwzięcie mogło mu się udać w roku przyszłym. MOL, który jest największą firmą naftową w regionie, nie zamierza tracić swojej niezależności. Mimo to Ruttenstorfer zapewnia, że jego ulubionym sposobem spędzania wolnego czasu jest szukanie możliwości fuzji. Od 2002 r. przejmował firmy w Austrii i za granicą: rumuński Rompetrol, stacje benzynowe w Bawarii, Czechach, Słowacji i Bułgarii. Ale i przegrywał – MOL przejął chorwacką INA, a Orlen Unipetrol w Czechach. Czeka go trudny rok. Bo zamierza też stworzyć w Austrii wielkie centrum przesyłowe gazu. Do tego potrzebne są jak najlepsze stosunki z Rosjanami, ale i udział w projekcie Nabucco, którego Rosjanie nie są zwolennikami, bo po uruchomieniu stanowiłby alternatywną drogę dostaw dla gazu od Gazpromu. W tym projekcie OMV współpracuje z MOL, rumuńskim Transgazem, Bulgargazem i tureckim BOTAS. Ruttenstorfer jednak uważa, że sobie da radę, bo OMV był pierwszym partnerem handlowym Rosjan w Europie Zachodniej. Analitycy ostrzegają, że to o wiele za mało.

Charles Prince, były prezes Citigroup

Miał w świecie finansów wszystko. Był prawdziwym księciem na rynku bankowym. W tym roku stracił wszystko podejmując nietrafne decyzje dotyczące rynku ryzykownych kredytów hipotecznych. Jego rezygnacja została wymuszona, kiedy okazało się, że wyniki za III kwartał są fatalne. Za IV kwartał mają być jeszcze gorsze i akcjonariusze są przygotowani, że nawet mogą sięgnąć 11 mld dol. Nigdy jeszcze pozycja Citi nie była tak słaba, nawet kiedy w 1990 r. tę największą grupę bankową na świecie ratował pół miliardowym zastrzykiem gotówki najbogatszy Arab – saudyjski książę Alwaleed bin Talal. To wtedy także uznano, że najlepsza strategia dla Citi, to wykorzystanie tego, co najlepsze w globalizacji i rozbudowanie banku na świecie. Prince jednak lepszą przyszłość widział na rynku USA. Nie zawsze kierował się racjonalnymi pobudkami, nie zauważył wielkiej bańki spekulacyjnej na rynku nieruchomości. Po raz drugi ruszył z pomocą Alwaleed organizując inwestora finansowego z Abu Zabi. Ale tym razem wymógł pozbycie się Prince, który zrezygnował po 29 latach pracy dla Citi. Prince zrobił to z godnością. Nie walczył o stanowisko, postanowienie rady nadzorczej i jego rezygnacja miały miejsce w tym samym czasie. Tak skończyła się jedna z najbłyskotliwszych karier nowojorskiej Wall Street. Na otarcie łez zostawiono mu stanowisko doradcy nowego prezesa urodzonego w Indiach Pandita Vikrama.

Tymczasem okazało się, że dali się oni świadomie – bo znów liczyli na nadzwyczajne zyski, lub też nieświadomie – bo byli niedoinformowani, wciągnąć w dmuchanie kolejnej bańki spekulacyjnej – tym razem na amerykańskim rynku nieruchomości. Żądza zysku, by wykazać się przed akcjonariuszami, skłoniła największe światowe banki do wejścia na rynek ryzykownych kredytów hipotecznych. I tu polegli np. Charles Prince, prezes Citigroup, czy Stan O’Neal, prezes Merrill Lynch. To był również trudny rok dla koncernów motoryzacyjnych. Ale można było jednak robić dobre interesy w trudnych czasach przykładem Katsuaki Watanabe, prezesa Toyoty. Sukces odniósł też Carlos Ghosn, który wygrał w Rosji rywalizację o Avtozaz i nie dał się przekonać do kupna fabryki w Rumunii. Wreszcie trzecia cecha tego roku. Choć to gospodarka chińska rośnie na świecie najszybciej, ale nie widać tam jeszcze wybitnych menedżerów. Natomiast gospodarka indyjska zaczyna już dostarczać światu wielkich talentów. Indra Nooyi, która odnowiła PepsiCo, Vikram Pandit, który zastąpił Charlesa Prince w Citigroup, wreszcie Ratan Tata, który lada dzień kupi od Forda kultową markę Jaguar. A jeśli weźmiemy pod uwagę liczbę wybitnym profesorów ekonomii na najlepszych światowych uczelniach, można spokojnie stwierdzić, że ta tendencja będzie bardziej widoczna w 2008 roku.

Pozostało 93% artykułu
Opinie Ekonomiczne
Witold M. Orłowski: Gospodarka wciąż w strefie cienia
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Opinie Ekonomiczne
Piotr Skwirowski: Nie czarne, ale już ciemne chmury nad kredytobiorcami
Ekonomia
Marek Ratajczak: Czy trzeba umoralnić człowieka ekonomicznego
Opinie Ekonomiczne
Krzysztof Adam Kowalczyk: Klęska władz monetarnych
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Opinie Ekonomiczne
Andrzej Sławiński: Przepis na stagnację