Mówcie: choroba, a nie kryzys

Jak opowiadać o gospodarce w kryzysowych czasach, radzi prof. Jerzy Bralczyk, członek Rady Etyki i Ładu Informacyjnego przy Giełdzie Papierów Wartościowych w Warszawie, w rozmowie z Jakubem Kuraszem („Rz”) i Cezarym Szymankiem (PiN)

Publikacja: 12.03.2009 03:50

Mówcie: choroba, a nie kryzys

Foto: Fotorzepa, Raf Rafał Guz

[b]Rz: Jedni mówią, że mamy kryzys. Inni nie chcą zaklinać rzeczywistości i przekonują, że to spowolnienie. Jakich słów używać, opisując to, co się dzieje, by nie straszyć? [/b]

prof. Jerzy Bralczyk: To zależy od intencji. Naturalne jest, że media chcą przyciągnąć uwagę, a za tym idzie częste używanie mocnych słów. Z drugiej strony obywatelska postawa powinna nakłaniać do łagodzenia skutków działania złej rzeczywistości. Z jeszcze innej, najważniejszej, strony informowanie powinno być po prostu rzetelnie. W słowach jednak nie sposób unikać ocen. Dobrze więc odwoływać się do rzeczywistości znanej odbiorcy. Takiej, której wszyscy doświadczamy. Prezydent Kaczyński użył np. słowa „choroba”, które uważam tu za względnie trafne, a jednocześnie chyba dobrze działające. Choroba dla nas to najczęściej nie jest coś, co powoduje śmierć, lecz coś, co jest naturalnym etapem w życiu człowieka, co się przydarza i z czego wychodzimy.

[b]Który z polityków używa teraz najlepszego słownictwa w odniesieniu do gospodarki? [/b]

Trudno powiedzieć, każdy z nich realizuje inne interesy. Wiadomo na przykład, że opozycja zwykle może wykorzystywać sytuacje niepomyślne.

[b]Specjalnie wyostrza język?[/b]

Może to czynić. Nie mówię, że w tej chwili akurat opozycja tak się zachowuje, ale gdyby tak robiła, to od strony politycznej byłoby to zrozumiałe.

Ze strony opozycji pojawiają się na przykład sformułowania, że rząd sobie nie radzi z kryzysem. To z jednej strony oskarża rząd, z drugiej pokazuje, że gdyby był inny rząd, to mógłby sobie poradzić. A więc że ten kryzys nie jest taki straszny.

[b]Minister finansów mówi na przykład, że nie będzie tłumaczył czegoś osobom, które są ekonomicznymi analfabetami. Czy zasadne jest używanie takich określeń w tych czasach?[/b]

Zdecydowanie nie. O wszystkim można mówić jasno do wszystkich. Na tym samym poziomie, tylko na różnym poziomie precyzji. Ale, jak się przekonaliśmy, minister Rostowski, mimo pozorów opanowanego, flegmatycznego angielskiego dżentelmena, jest pełnokrwistym Polakiem. Słowo „analfabeta” sugeruje, że ktoś nie wie lub nie umie czegoś, co wiedzieć czy umieć powinien. Ja jestem ekonomi- cznym może nie analfabetą, ale kiepsko piśmiennym, kimś z dysleksją ekonomiczną – ale gdybym to usłyszał, poczułbym się urażony.

[b]Minister finansów mówi również, że nie wiadomo, co będzie za dwa, trzy miesiące. To jest dobry czy zły komunikat?[/b]

Wolałbym, żeby powiedział, że jeszcze nie mamy dostatecznych przesłanek, aby to wiedzieć.

[b]Czy na podstawie tego, co i w jaki sposób mówią politycy, można wyrobić sobie racjonalny pogląd na obecną sytuację gospodarczą?[/b]

Nie lubię odpowiedzi „i tak, i nie”, a muszę ją tutaj zastosować. Sprawa zaczyna się od wiarygodności polityków. Ludzie są dziś przygotowani na to, że w pewnych sytuacjach politycy, ale i dziennikarze, a nawet eksperci, nie mówią tego, co jest, lub tego, co naprawdę myślą, tylko to, co ich zdaniem powinni w danej sytuacji powiedzieć. Wiarygodność polityków dzisiaj określiłbym jako stosunkowo niską. Rząd mówi to, co zwykł mówić rząd, opozycja to, co zazwyczaj mówi opozycja. Na przykład rząd mówi: „wygraliśmy w Brukseli”, a opozycja: „przegraliście, nie wiemy, czy wróciliście na tarczy czy bez tarczy”. To kompletnie sprzeczne komunikaty.

[b]Często korzystamy z takich sformułowań wojennych.[/b]

Jeśli sformułowania są za mocne, nie wywołują wielkiego strachu. Jeśli zagrożą mi wysoką karą pieniężną za wykroczenie drogowe, mogę się bać; jeżeli torturami – już mniej, bo to trudne do wyobrażenia. Skuteczniejsze jest operowanie strachami wyobrażalnymi. Samo słowo „kryzys” nie jest zresztą tym najgroźniejszym.

[b]A które jest? [/b]

No właśnie… „Panika” czy może „trwoga”.

[b]Ale trudno powiedzieć: „trwoga w gospodarce”. [/b]

Tak, ale gdy mówimy o trwodze, produkujemy ją. A „obawa” wywołuje jeszcze silniej obawę. Ludzie w sytuacjach konfliktowych często wystrzegają się słowa „konflikt”. Słowa, które nazywają jakąś rzecz, mogą tę rzecz wywołać. Dlatego też słowo „panika” może tu być niebezpieczne.

[b]Mocniejszym słowem od „kryzysu” jest „recesja”? [/b]

Moc słowa zależy od tego jak dalece jest ono oswojone. Kryzys możemy sobie jakoś łatwiej wyobrazić. Choćby przez to, że to słowo odnosimy właśnie do choroby. Recesja jest trudniejsza do zrozumienia. To określenie nie występuje w aktywnym słowniku ludzi. Oni je spotykają, zwykle rozumieją, ale w sumie rzadko go używają. Sam często używam słowa „kryzys”, nawet teraz dla wytłumaczenia własnego postępowania. „W dobie kryzysu” na przykład nie mogę tego a tego. Nazywa się tak pewien czas, tak jak „czas triumfu”, „dzień grozy”, „dzień krwi i chwały” itd. Mówi się „w dobie kryzysu”, nazywając pewien okres. Ale wiemy też, że chwila przemija. Recesja przez to, że ją słabiej znamy, może być groźniejsza. Bardziej w nią wierzymy, więcej ma z terminologii naukowej.

[b]Co powiedzieć zamiast słowa „kryzys”?[/b]

Teraz już to słowo zostało przyswojone i unikanie go może przypominać unikanie słowa „strajk” w latach 70. „Kryzys” może być jedynie różnie opakowany. Próbuje się o kryzysie mówić półżartobliwie, ja nie jestem zwolennikiem kpin w tym zakresie. Jednak możliwe jest miękkie pokazanie kryzysu, przerzucenie go na sprawy bardziej wyobrażalne, np. zachowania konsumpcyjne.

[b]Panie profesorze, to jakiego języka używać w obecnych czasach?[/b]

Albo używamy języka precyzyjnego ze wszystkimi tego konsekwencjami…

[b]Albo?[/b]

Ja z chęcią przyjmuję przenoszenie kryzysu na płaszczyznę codzienną, na mówienie o jego skutkach dla naszej codzienności.

[b]Czasy takie, że w mediach ekonomiści goszczą równie często jak politycy, czy oni potrafią…[/b]

Znaczna część potrafi, ale jest też dość naturalna tendencja u każdego człowieka, żeby zaistnieć publicznie. Czy zaistniejemy przez mówienie rzeczy nijakich, wyważonych, jeżeli powiemy, że nic nie wiadomo… Zaistniejemy, jak np. będziemy mówili rzeczy straszne i do tego w sposób wyraźny i mocny.

[b]Czyli, na przykład, że nadciąga Armagedon?[/b]

Oczywiście nie należy używać słów przesadnych, hiperboli. Zwłaszcza dla zaistnienia medialnego.

[b]„Apokalipsa” i „rzeź niewiniątek” też są wykluczone?[/b]

Zdecydowanie. Ale jeśli coś takiego usłyszymy, to możemy też pomyśleć, że ktoś żartuje.

[b]„Spekulacja” czy „spekulant” to dla pana słowa obelżywe?[/b]

W dawnej rzeczywistości językowej były to słowa kluczowe propagandy. Był „bumelant”, „chuligan”, „kułak” – i „spekulant”. To był ten, który gromadził brakujące na rynku rzeczy i osiągał w ten sposób ich wysokie ceny. Korzystał z ludzkiej biedy. To był prawie paser, postać bardzo negatywna. Dlatego obecne zarzucenie bankom spekulowania może być dla starszych znakiem odbierania wiarygodności tym bankom.

[b]Słyszał pan o słowie „derekrutacja”?[/b]

Mogłoby to być zatrzymanie procesu rekrutacji albo pozbywanie się świeżo zatrudnionych osób.

[b]A „dostosowanie struktury zatrudnienia do czasów kryzysu”?[/b]

To coś jak restrukturyzacja, czyli określenie niby-obiektywne, odnoszące się do tego, co jest, bo być musi.

[b]Czyli jak mówić o zwolnieniach? [/b]

Można znaleźć takie określenia, które mogłyby pokazywać celowe i uzasadnione oszczędności personalne jako zjawisko systemowe. „Redukcje zatrudnienia” są mimo wszystko lepsze od „zwalniania”. „Redukcje” pokazują pewien mechanizm działania.

[b]A jak pan chciałby być informowany o obecnej sytuacji w gospodarce? [/b]

Chciałbym, żeby mówiono mi tylko to, co powinienem wiedzieć. W normalnej sytuacji komunikacyjnej błędem jest zaniechanie, ale nie jest także pożądany nadmierny zalew informacji. Chciałbym też spotykać wypowiedzi, które pokazują tło zdarzeń i umieszczają je w zrozumiałym dla mnie kontekście.

[b]Czy pan rozumie, co się do pana mówi o gospodarce? [/b]

Nie mogę powiedzieć, że wszystko, co jest do mnie mówione, jest dla mnie zrozumiałe, bo nie słucham z napiętą uwagą wszystkiego. To, co słyszę w mediach, na ogół rozumiem. Ale dlaczego tak akurat do mnie mówią, często już nie rozumiem.

[ramka][b]Poprzedni rozmówcy „Rzeczpospolitej” i Radia PiN[/b]

Trzeba wezwać zagranicznych właścicieli banków do Warszawy na dywanik?Tak. To naturalne, że rozmawia się z zarządami i znaczącymi akcjonariuszami banków

Wojciech Kwaśniak, doradca prezesa NBP („Rz”, 17 lutego 2009)

Czuł pan oddech Wiesława Rozłuckiego na swoich plecach?W tym, by nie czuć, pomogła mi trochę moja bezczelna pewność siebie

Ludwik Sobolewski, prezes Giełdy Papierów Wartościowych („Rz”, 23 stycznia 2009)[/ramka]

[b]Rz: Jedni mówią, że mamy kryzys. Inni nie chcą zaklinać rzeczywistości i przekonują, że to spowolnienie. Jakich słów używać, opisując to, co się dzieje, by nie straszyć? [/b]

prof. Jerzy Bralczyk: To zależy od intencji. Naturalne jest, że media chcą przyciągnąć uwagę, a za tym idzie częste używanie mocnych słów. Z drugiej strony obywatelska postawa powinna nakłaniać do łagodzenia skutków działania złej rzeczywistości. Z jeszcze innej, najważniejszej, strony informowanie powinno być po prostu rzetelnie. W słowach jednak nie sposób unikać ocen. Dobrze więc odwoływać się do rzeczywistości znanej odbiorcy. Takiej, której wszyscy doświadczamy. Prezydent Kaczyński użył np. słowa „choroba”, które uważam tu za względnie trafne, a jednocześnie chyba dobrze działające. Choroba dla nas to najczęściej nie jest coś, co powoduje śmierć, lecz coś, co jest naturalnym etapem w życiu człowieka, co się przydarza i z czego wychodzimy.

Pozostało 89% artykułu
Opinie Ekonomiczne
Witold M. Orłowski: Gospodarka wciąż w strefie cienia
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Opinie Ekonomiczne
Piotr Skwirowski: Nie czarne, ale już ciemne chmury nad kredytobiorcami
Ekonomia
Marek Ratajczak: Czy trzeba umoralnić człowieka ekonomicznego
Opinie Ekonomiczne
Krzysztof Adam Kowalczyk: Klęska władz monetarnych
Materiał Promocyjny
Do 300 zł na święta dla rodziców i dzieci od Banku Pekao
Opinie Ekonomiczne
Andrzej Sławiński: Przepis na stagnację