Rok 2025 na warszawskiej giełdzie to rok byka. Główne indeksy po 11 miesiącach były kilkadziesiąt procent na plusie. Biorąc pod uwagę fakt, że grudzień statystycznie sprzyja wzrostom, to mówienie o udanym roku wydaje się być już teraz, jak najbardziej uzasadnione. Co z tego, skoro w branży Towarzystw Funduszy Inwestycyjnych (TFI) hossy za bardzo nie widać. Inaczej: ona jest, ale dotyczy głównie rynku obligacji. To właśnie do tego typu produktów płyną największe pieniądze. Te, które są związane z polskim rynkiem akcji, mimo imponujących stóp zwrotu, raczej są pomijane.
Polacy przespali hossę?
Czy to oznacza, że Polacy całkowicie przespali hossę na warszawskiej giełdzie? Nie do końca. Rynek na przestrzeni lat mocno się zmienił. Problemem branży TFI nie jest sam brak pieniędzy. Branża TFI, która jeszcze kilka lat temu rywalizowała o pieniądze klientów głównie między sobą, dzisiaj musi stawić czoła nowym wyzwaniom. Dzisiaj nie można przejść już obojętnie wobec coraz prężniej rozwijających się, również na polskim rynku, funduszy ETF, których jedną z zalet są chociażby niskie koszty. Dodatkowo pod bokiem branży TFI wyrosła konkurencja w postaci samozwańczych ekspertów rynkowych działających w mediach społecznościowych. O ile jeszcze dostarczane przez nich treści edukacyjne mogą być nawet wsparciem dla TFI, tak tzw. abonamenciarze, którzy, nie mając żadnych uprawnień, pobierają pieniądze za przedstawianie typów inwestycyjnych, są dzisiaj realnym problemem. Przy wyborze między „zdywersyfikowanym portfelem, dającym stabilną stopę zwrotu” z oferty TFI a typami, które „w ciągu miesiąca dadzą zarobić kilkadziesiąt procent” od „gwiazd” social mediów, pokusa, by skorzystać z tej drugiej opcji jest naprawdę duża. Tym bardziej, że i „opakowanie” bardziej przyciąga w tę drugą stronę, szczególnie młodsze pokolenie. Zarządzający, którym wiedzy rynkowej trudno odmówić, w przekazach medialnych muszą ważyć każde słowo, tak, by nie naruszyć obowiązujących przepisów. W efekcie dostajemy pokrętne tłumaczenia, że „jak nie urośnie, to spadnie”. Czy naprawdę jest to w stanie się przebić w zestawieniu z krzykliwymi tytułami „te akcje dadzą ci szybko zarobić”? W mediach społecznościowych jest ich coraz więcej, ale skoro nie obowiązują tu żadne przepisy, to hulaj dusza, piekła nie ma.
TFI potrzebne jest nowe otwarcie
Branża TFI musi więc wymyśleć się na nowo. Nadzieja na to, że na końcu będą przemawiały stopy zwrotu, może okazać się płonna, co zresztą pokazuje trwająca od trzech lat hossa. Argumenty i kompetencje ma, o czym też świadczy ranking TFI przygotowany przez „Rzeczpospolitą”. To, co jednak działało jeszcze kilka lat temu, przestaje się sprawdzać, a trend ten jeszcze będzie się pogłębiał. Potrzebne jest więc nowe spojrzenie, nowe otwarcie i niekonwencjonalne pomysły. Założenie, że „jakoś to będzie” to prosta droga do autodestrukcji. Oczywiście, dobrze by było, aby sprzyjały temu też regulacje, ale to już temat na oddzielną dyskusję.